10. Ochroniarz

215 76 108
                                    

Wieczorem nie zasunęłam zasłon, więc obudziłam się o wschodzie słońca. Założyłam jedną z moich królewskich, szytych na miarę sukienek i zeszłam po cichu na dół. Minęłam gabinet mamy i pokój wuja. Wyszłam drzwiami od kuchni na dwór i poszłam nad pobliskie jezioro. Mieszkały w nim wodniki, śliskie i pomarszczone stworzenia oblepione wodorostami. Między palcami miały błony pławne. Bardzo ciepło mnie powitały i poczęstowały napojem zrobionym ze słodkich roślin, rosnących na dnie zbiornika. Wodniki nigdy nie należały do rozmownych stworzeń. Szybko zniknęły pod powierzchnią wody, zostawiając mnie samą. Upiłam łyk napoju i zapatrzyłam się na pomarańczowe słońce leniwie wpływające na niebo. Było tak cicho. Tak spokojnie...

– To miłe z twojej strony, że tym razem nie uciekłaś daleko. – Usłyszałam za plecami głos wuja.

Prychnęłam cicho. Nie zaszczyciłam go spojrzeniem, ale przesunęłam się, robiąc mu miejsce obok siebie. Usiadł po turecku i westchnął cicho:

– Wczoraj... Nie wszystko poszło zgodnie z planem. Miałaś dowiedzieć się inaczej. Czy możemy teraz porozmawiać na spokojnie?

Przytaknęłam z wahaniem.

– Przepraszam, że ci nie powiedzieliśmy – zaczął.

– Przejdź od razu do tej części, w której wyjaśniasz, jak to możliwe, że Bestia wciąż żyje – przerwałam mu z naciskiem i odwróciłam się do niego przodem, żeby zajrzeć mu w twarz.

– Mam pewne przypuszczenia, nie wiem na ile są prawdziwe, ale – zawiesił głos, jakby bardzo ostrożnie dobierał słowa. – Wydaje mi się, że wcale nie walczyłaś z Bestią. A jeśli nawet przez chwilę była obecna podczas pojedynku, po jakimś czasie zastąpiła siebie swoim klonem.

– Co? – Wytrzeszczyłam na niego oczy.

– Jakiego zaklęcia użyłaś, żeby ją zabić? – spytał cicho.

Imperatos – odparłam bez zastanowienia.

– Ono działa tylko na klony.

Otworzyłam usta tylko po to, żeby po chwili znów je zamknąć. Potrząsnęłam głową.

– Ale dlaczego? – Spojrzałam na wuja zdezorientowana. – Przecież to nie ma sensu! Była silniejsza ode mnie, znała tyle klątw...

– Może twoja pewność siebie zasiała w niej wątpliwość. Może się bała, że faktycznie przegra. Nie wiem, co nią kierowało, Amando. – Pokręcił smutno głową. – Jedyne, co jest na ten moment pewne to to, że ona wciąż żyje.

– Powinniście mi powiedzieć wcześniej. – Głos mi się załamał.

Ostatnie, czego teraz chciałam, to utwierdzić go w przekonaniu, że dobrze zrobili, ukrywając to wszystko przede mną. Wuj otoczył mnie ramieniem, a ja oparłam głowę na jego piersi.

– Wiem, Amando. Przepraszam – powiedział łagodnym tonem.

– Dobrze mi było z myślą, że jej już nie ma – dodałam.

– Naprawdę bardzo mi przykro, kochanie – westchnął cicho.

– I co teraz będzie? – Podniosłam głowę.

– Postaramy się żyć tak, jakbyś nadal nie wiedziała, że ona gdzieś tam jest z tą różnicą, że zwiększymy czujność. Koniec z samotnymi wycieczkami do miasta. – Uniósł wymownie brwi.

Posłałam mu blady uśmiech.

– Przepraszam za wczoraj – mruknęłam w jego koszulę.

– W porządku. Chodźmy do zamku, pora na śniadanie. – Podniósł się, po czym podał mi rękę i pomógł wstać.

Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz