36. Nie do końca zamknięty rozdział

151 65 83
                                    

Bestia odskoczyła ode mnie jak oparzona i rozejrzała się wyraźnie spanikowana. Przez krótką chwilę poczułam do niej coś na kształt współczucia, ale błyskawicznie mi przeszło. Machnęłam różdżką nad moją głową, mrucząc zaklęcie i wróciłam do normalnej postaci. Bestia obserwowała mnie w milczeniu. 

– Poddaj się – powiedziałam, celując do niej.

Odrzuciła głowę do tyłu i wybuchła perlistym śmiechem. Jej reakcja na tyle mnie zbiła z tropu, że machinalnie opuściłam rękę wzdłuż ciała.

– Zabijesz mnie? – spytała, kiedy trochę się uspokoiła.

– Nie boisz się śmierci? – odparowałam.

Posłała mi miażdżące spojrzenie.

– Moja rola dobiegła końca – powiedziała dziwnie zmienionym głosem.

Machnęłam różdżką i sprawiłam, że się przewróciła. Uderzyła plecami o ziemię i zaczęła rzęzić.

– Zasłużyłaś na śmierć – powiedziałam z powagą, patrząc na nią z góry – ale nie chcę cię zabijać. Oddaj mi moc, a ja wyślę cię do Świata Ludzi. Będziesz – przerwałam, bo Bestia znów parsknęła śmiechem. – Co cię tak bawi?

– Ty, skarbie – wycedziła. – Nic nie rozumiesz. Już za późno. Moja rola dobiegła końca – powtórzyła, nie podnosząc się z ziemi.

– Co to znaczy? – warknęłam z frustracją.

Uśmiechnęła się do mnie zagadkowo.

– To projekt długoterminowy. Musiałam go ratować, dlatego nie masz mi już czego odebrać. Moja moc jest w nim. Dojrzewa. A kiedy będzie gotowa, zaatakuje i zmiecie cię z powierzchni ziemi – wyszeptała i znów zaczęła się śmiać. – Was wszystkich.

– Nie rozumiem. – Potrząsnęłam głową, co tylko spotęgowało jej rozbawienie.

– Nie dziwi mnie to ani trochę – odparła i nagle spoważniała. – A teraz dokończ, co zaczęłaś. Zabij mnie.

– Co? – wykrztusiłam.

– No dalej, niech te dziewczęce rączki splami moja krew. Wiem, że potrafisz. Ten mrok w tobie siedzi.

Wlepiłam w nią wzrok, szukając choćby cienia strachu na jej twarzy, ale się go nie dopatrzyłam. Leżała spokojnie na ziemi i czekała. Ona chciała umrzeć. Ale jeśli ją zabiję, nie dowiem się, co miała na myśli. Może powinnam ją torturować tak, jak ona wuja? Ale czy byłabym do tego zdolna? Czy wuj by na to pozwolił? Potrząsnęłam głową i wycelowałam w Bestię.

Thermidorro! – powiedziałam.

Kobieta powoli zamknęła oczy. Wyglądała, jakby zasnęła. Potem jej ciało samo się zapaliło i zgasło dopiero po tym, jak zamieniło się w proch. Wiatr rozwiał na wszystkie strony to, co z niej zostało. Raczej nie cierpiała, chociaż powinna. To wuj podał mi to zaklęcie. Oczywistym stało się dla mnie, że nie zgodził by się, żeby ją torturować. Okazał jej łaskę, której sam nigdy od niej nie otrzymał.

Nic nie czułam. Ani ulgi, ani wyrzutów sumienia. Zamordowałam tę kobietę. Jeśli można jej wierzyć, nie miała szans, żeby się obronić. Nie miała w sobie magii...

Ten mrok w tobie siedzi, słowa Bestii odbiły się w mojej głowie echem, więc potrząsnęłam nią gwałtownie. Chciałam pozwolić jej żyć, ale odrzuciła moją propozycję. Zrobiłam, co musiałam. To było nieuniknione. Muszę to powtarzać tak długo, aż sama w to uwierzę.

Westchnęłam ciężko i wróciłam do zamku. Goter zniknął. Wuj był w lochu sam. Skinęłam na niego różdżką. Odpięłam kajdany i ostrożnie sprowadziłam go na ziemię.

– Zabiłam ją – powiedziałam bez żadnych wstępów i przystąpiłam do rzucania na niego zaklęć uzdrawiających.

Przymknął powieki. Był wyczerpany, ale i tak usłyszałam, jak szepnął:

– Bardzo dobrze.

Rzucałam zaklęcie za zaklęciem, aż w końcu wuj kazał mi przestać.

– Dziękuję, już wszystko ze mną w porządku. – Ujął moją twarz w dłonie i przyjrzał mi się uważnie. – Jak się czujesz, Amando?

– Musimy pomóc reszcie. – Potrząsnęłam głową i wyswobodziłam się z uścisku.

Wuj pobiegł za mną. Oddałam mu jego różdżkę. Chwilę później dołączył do nas także Markus. Wspólnymi siłami odzyskaliśmy zamek. Rycerze Bestii poddali się niemal natychmiast. Obyło się bez szczególnego rozlewu krwi. Bez swojej pani byli bezradni, jak małe dzieci. Przerażeni... Dopiero po czasie zdałam sobie sprawę, że bali się właśnie mnie.  

– Mama – wykrztusiłam z zażenowaniem.

Fakt, że dopiero teraz sobie o niej przypomniałam sprawił, że zrobiło mi się strasznie głupio. Wpadłam do jej gabinetu i otworzyłam przejście, w którym stała. Wuj wycelował w nią różdżką i wyszeptał przeciwzaklęcie.

Czekaliśmy w napięciu, aż mama ożyje... Ale nic się nie stało. Nie poruszyła się. Nie przemieniła z powrotem w człowieka. Wuj wciągnął ją zaklęciem do pokoju i uważnie obejrzał. Jego twarz momentalnie stała się trupio blada.

– Dlaczego się nie przemieniła? – spytałam drżącym głosem.

Milczał zdecydowanie zbyt długo. Zupełnie, jakby słowa nie chciały mu przejść przez gardło.

– Odeszła. – Głos mu się załamał.

– Co? – wykrztusiłam i powiodłam wzrokiem tam, gdzie wuj trzymał palce.

Na wysokości serca mamy widniała wyraźna rysa. Kamień pękł.

Zalałam się łzami, zanim zdążyłam zadać pytanie, czy na pewno nie da się nic zrobić, żeby ją ożywić. Wiedziałam, że wuj nie kłamał. Na moich oczach zapadł się w sobie. Nie był w stanie dłużej utrzymać prostej sylwetki. Zgarbił się i pochylił głowę tak, że przestałam widzieć jego twarz, ale i tak uchwyciłam bijące od niego załamanie. Tak wyraźne, że nie dało się go pomylić z żadną inną emocją. 

Przytuliłam się do Markusa. Płakałam tak długo, aż bezwładna osunęłam się w jego ramiona. Położył mnie ostrożnie na kanapie i przykrył. Tuż przed zaśnięciem usłyszałam, że wuj także szlocha. Ostatnie, co zapamiętałam z tego dnia to jedno zdanie, które padło właśnie z ust wuja. Jego słaby głos, przerywany przez drżący oddech.

– Zabiłem ją. Zabiłem je obie.

Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz