Wuj obudził mnie, zanim wzeszło słońce. Przez to, że spałam w dzień, położyłam się później niż zwykle, a teraz byłam kompletnie nieprzytomna. Słyszałam, że wuj coś do mnie mówił, ale w ogóle nie mogłam uchwycić sensu jego wypowiedzi. Złapałam czyste ubranie, umyłam się, przebrałam i wróciłam do pokoju po torbę podróżną. Byłam pewna, że zostawiłam ją pod łóżkiem. Sięgnęłam ręką, ale jej nie wyczułam. Pewnie wkopałam ją głębiej.
Położyłam się na podłodze i zanurkowałam pod łóżko.
Nie ma. Dziwne.
Krzyknęłam cicho, kiedy coś chwyciło mnie za kostki i wyciągnęło spod łóżka. Obróciłam się na plecy i łypnęłam z wyrzutem na wuja.
– Teraz śpisz pod, a nie na? – zapytał z uśmiechem.
– Szukam torby. – Stłumiłam ziewnięcie.
– Mówiłem, że już ją wziąłem. – Postawił mnie na nogi. – Teleportujemy się wcześniej, zdążymy w samą porę na śniadanie u Mel.
– Rozumiem – mruknęłam.
Chciałam się z powrotem położyć, ale wuj mi nie pozwolił.
– Wstawaj, Amando!
– Ale mi się nie chce – jęknęłam.
– Pośpisz w pałacu. Tam jest wygodniejsze łóżko.
– Dobrze. Już schodzę – zapewniłam, jednak gdy ledwo wuj opuścił pokój, z westchnieniem ulgi znów umościłam się w pościeli.
Udało mi się nawet chwilę zdrzemnąć. Ocknęłam się, słysząc zirytowany głos wuja tuż przy uchu.
– Posłuchaj, młoda panno! Ostrzegam cię po raz ostatni. Jeśli w tej chwili nie wstaniesz sama rzucę na ciebie Aquater – zagroził.
Wyskoczyłam z łóżka, jak oparzona i zbiegłam na dół. Wzięłam już dzisiaj jeden prysznic. Ciepły, a ten, który zaserwowałby mi wuj, już by taki nie był. Stanęłam przy drzwiach z ręką na klamce.
– Ile można czekać? – zawołałam. – Mieliśmy już iść, a ty znów się ociągasz!
Na schodach pojawił się wuj. Zaśmiał się, a potem powiedział:
– Działa za każdym razem.
Zauważyłam, jak wkłada do kieszeni czarnego płaszcza moją różdżkę. Nie przyznałam się, że to widziałam.
– Ty wymów zaklęcie, mnie nie wolno czarować. Ironia losu – westchnęłam. – Kraina czarów i zakaz magii. Jesteś potworem – mruknęłam.
– Oczywiście, najgorszym z najgorszych. Oto ja. – Cmoknął mnie w czoło, i zanim zdążyłam choćby z grzeczności zaprzeczyć, chwycił mnie za rękę i wymówił zaklęcie, a w następnej chwili już staliśmy na dziedzińcu przed moim królewskim domem.
Nie uprzedziliśmy mamy, że się zjawimy. Wuj puścił moją dłoń i skinął głową, zachęcając mnie, abym poszła przodem. Uśmiechnęłam się szeroko i pobiegłam prosto do gabinetu mamy.
Zapukałam, ale nie dostałam odpowiedzi, więc ostrożnie zajrzałam do środka. Nikogo nie było. Podeszłam do biurka i rzuciłam okiem na papiery, które na nim leżały. Zmarszczyłam brwi, bo jeden z nich wyglądał podejrzanie znajomo. Z układu liter zorientowałam się, że to była ta sama gazeta, którą ostatnio wuj czytał podczas śniadania. Odwróciłam ją tak, żeby nie widzieć jej do góry nogami i przeczytałam pierwsze zdanie.
Dziennik Tamarianina
Pogłoski dotyczące powrotu Bestiany Emerald zostały oficjalnie potwierdzone. Wspomniana była widziana wczoraj, w godzinach wieczornych, w okolicy zamku. Świadkowie, którzy donieśli nam tę straszną nowinę, zostali rano znalezieni martwi. Jak to możliwe, że Królewna Amanda Emerald nie zabiła Czarnej Królowej?
Czy Bestia wróci, aby strącić Królową Melindę z tronu? Zapewne dowiemy się tego niebawem...
Zrobiło mi się słabo. Przeczytałam ten tekst jeszcze dwa razy i osunęłam się na ziemię.
– Jak to możliwe? – spytałam sama siebie z goryczą.
– Kochanie, co ty tu robisz? – Mama weszła do pokoju i złapała się za serce. – Wystraszyłaś mnie!
Wyciągnęłam w jej stronę gazetę.
– Czy to prawda? Ona żyje? Wcale jej nie zabiłam? Wróciła? – Zasypałam mamę gradem pytań, a ona usiadła na podłodze obok i przygarnęła mnie do siebie. Wtuliłam się w jej rude, pachnące rumiankiem włosy, a ona głaskała mnie po głowie, jakbym nadal była małym dzieckiem.
– Wszystko będzie dobrze. – Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale urwała na widok wuja Antoniego.
On też stanął jak wryty, gdy zobaczył nas na podłodze.
– Co się stało? – spytał, marszcząc brwi.
Po chwili namysłu mama podała mu gazetę. Wuj przymknął oczy i westchnął ciężko. Nie musiał jej czytać, w końcu już raz to zrobił. Czułam, jak ogarnia mnie wściekłość. Poderwałam się z podłogi.
– Wiedzieliście o tym! – krzyknęłam. – Dlaczego nikt mi nie powiedział?
Odpowiedziała mi głucha cisza.
– Jak długo już to ukrywacie? – warknęłam.
Aż się trzęsłam. Wuj spojrzał znacząco na mamę, a ona przygryzła wargę i utkwiła wzrok w swoich dłoniach.
– Wiemy od chwili, gdy powiedziałaś, jakiego zaklęcia użyłaś – wyznał cicho wuj.
– Byłaś jeszcze dzieckiem, a przeżyłaś tyle zła. Potrzebowałaś odpocząć od tego koszmaru. Baliśmy się, że gdybyś dowiedziała się od razu, że jednak jej nie zabiłaś, byłoby dla ciebie... – Mama usilnie szukała słów.
– Czym? – wrzasnęłam. – Szokiem? Rozczarowaniem? Nie mogłabym przez to spać w nocy?
– Wytłumaczę ci to – powiedział cicho wuj.
Zbliżył się do mnie i spróbował mnie złapać za rękę, ale go odtrąciłam i odskoczyłam do tyłu.
– Nie dotykaj mnie! Oboje dajcie mi spokój! – warknęłam.
Wybiegłam z pokoju prosto do mojej komnaty. Przekręciłam klucz w zamku, a potem rzuciłam się na łóżko i wybuchłam szlochem. Płakałam tak długo, aż wyczerpałam wszystkie siły i zasnęłam.
Obudziłam się w środku dnia. Przebrałam się w długą do ziemi suknię. Założyłam najprostszy fason, jaki miałam, ponieważ nie chciałam odstawać od innych ludzi w mieście. Zarzuciłam jeszcze granatową pelerynę z kapturem, aby móc zasłonić swoją twarz. Nikt nie może mnie rozpoznać. Wyszłam na balkon i nie zważając już na zakaz używania czarów, teleportowałam się na dół. Muszę wypytać ludzi, co tak naprawdę działo się w Tamarii, przez te trzy lata, gdy mnie tutaj nie było.
CZYTASZ
Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2
Fantasy⚠️Drodzy! Książka przechodzi generalny remont. Jeśli zdecydujecie się czytać ją w tym momencie i znajdziecie jakieś błędy, koniecznie napiszcie w komentarzu! Bardzo mi pomożecie! 😊⚠️ Kontynuacja książki pt. "Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1...