Antoni trząsł się z zimna, ale lodowata woda, którą go polano zdziałała cuda. Otrzeźwiał na tyle, że odzyskał panowanie nad swoim ciałem. Gorzej, że znów był uwięziony, przywiązany do słupa. Markus i jego ojciec patrzyli na niego, jakby postradał zmysły.
– Panie Emerald – odezwał się z wahaniem chłopak. – To pan?
– Tak – odparł od razu.
Poczuł tak potężną ulgę, że aż westchnął.
– Próbował mnie pan zabić – dodał z wyrzutem. – Co z Amandą? Jest cała?
Antoni instynktownie szarpnął się w więzach. Przed oczami stanęła mu jego siostrzenica, nieprzytomna, cała we krwi.
– Nie – wykrztusił. – Nie jest cała. Ją też prawie zabiłem.
Markus pochylił się nad nim gwałtownie.
– Co mam robić? Proszę mi powiedzieć. Jak jej pomóc? – szeptał gorączkowo chłopak.
– Bestia została w zamku. Jej armia czeka w lesie. Zaatakują pod barwami Melindy, Bestia zamierza ją udawać. Gdybyś zobaczył Melindę pamiętaj, że to nie ona. Przemieniłem ją w kamień. – Głos mu się załamał. – Musisz ostrzec dowódcę straży.
Markus spochmurniał.
– Już u niego byłem. Nie uwierzył mi. Groził, że mnie zakuje w dyby.
Antoni potrząsnął głową. Włosy miał ciężkie od wody. Markus machinalnie sięgnął po ścierkę i otarł mu twarz.
– Musisz sprowadzić tu Amandę – powiedział cicho Antoni. – Jest w lochu. Nikt go nie pilnuje, a przynajmniej nie pilnował, gdy ostatnim razem tam byłem. – Wzdrygnął się. – Opiszę ci dokładnie, jak się tam dostać. Znasz zaklęcie Per kunto? Weź moją różdżkę.
Markus słuchał go uważnie, a kiedy oboje uznali, że wie, co ma zrobić, rzucił zaklęcie i zniknął.
Antoni uśmiechnął się krzywo w kierunku ojca Markusa.
– Kopę lat, Maurycy – powiedział cicho. – Co słychać?
– Twoja rodzina sprowadza na moją same nieszczęścia, czyli po staremu – mruknął zrzędliwie, a potem podetknął mu pod nos gliniany kubek z parującą zawartością. – Źle wyglądasz. Napij się, Antoni.
– Dziękuję – szepnął i pociągnął łyk gorzkiej, zielonej herbaty.
– Rozwiązać cię? – spytał z wyraźnym wahaniem ojciec Markusa.
– Lepiej nie – odparł cicho Antoni. – Nie ryzykujmy.
Maurycy skinął w milczeniu i poczekał, aż Antoni opróżni naczynie.
– Jesteś głodny? – odezwał się nieco mniej gburowato.
– Nie kłopocz się, Maurycy. Nie chcę nadużywać twojej gościnności – zaśmiał się bez radości Antoni, a potem przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Syknął z bólu, kiedy guz zetknął się z twardą powierzchnią słupa.
– Przywaliłem ci patelnią – wyjaśnił Maurycy z szerokim uśmiechem.
– Oczywiście, że to zrobiłeś – parsknął Antoni i więcej się nie odezwał.
Oboje czekali jak na szpilkach, aż ich dzieci wrócą do domu, modląc się, żeby chociaż tym razem wszystko poszło zgodnie z planem.
CZYTASZ
Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2
Fantastik⚠️Drodzy! Książka przechodzi generalny remont. Jeśli zdecydujecie się czytać ją w tym momencie i znajdziecie jakieś błędy, koniecznie napiszcie w komentarzu! Bardzo mi pomożecie! 😊⚠️ Kontynuacja książki pt. "Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1...