28. Jaki gość, taka gościnność

138 65 49
                                    

Antoni trząsł się z zimna, ale lodowata woda, którą go polano zdziałała cuda. Otrzeźwiał na tyle, że odzyskał panowanie nad swoim ciałem. Gorzej, że znów był uwięziony, przywiązany do słupa. Markus i jego ojciec patrzyli na niego, jakby postradał zmysły.

– Panie Emerald – odezwał się z wahaniem chłopak. – To pan?

– Tak – odparł od razu.

Poczuł tak potężną ulgę, że aż westchnął.

– Próbował mnie pan zabić – dodał z wyrzutem. – Co z Amandą? Jest cała?

Antoni instynktownie szarpnął się w więzach. Przed oczami stanęła mu jego siostrzenica, nieprzytomna, cała we krwi.

– Nie – wykrztusił. – Nie jest cała. Ją też prawie zabiłem.

Markus pochylił się nad nim gwałtownie.

– Co mam robić? Proszę mi powiedzieć. Jak jej pomóc? – szeptał gorączkowo chłopak.

– Bestia została w zamku. Jej armia czeka w lesie. Zaatakują pod barwami Melindy, Bestia zamierza ją udawać. Gdybyś zobaczył Melindę pamiętaj, że to nie ona. Przemieniłem ją w kamień. – Głos mu się załamał. – Musisz ostrzec dowódcę straży.

Markus spochmurniał.

– Już u niego byłem. Nie uwierzył mi. Groził, że mnie zakuje w dyby.

Antoni potrząsnął głową. Włosy miał ciężkie od wody. Markus machinalnie sięgnął po ścierkę i otarł mu twarz.

– Musisz sprowadzić tu Amandę – powiedział cicho Antoni. – Jest w lochu. Nikt go nie pilnuje, a przynajmniej nie pilnował, gdy ostatnim razem tam byłem. – Wzdrygnął się. – Opiszę ci dokładnie, jak się tam dostać. Znasz zaklęcie Per kunto? Weź moją różdżkę.

Markus słuchał go uważnie, a kiedy oboje uznali, że wie, co ma zrobić, rzucił zaklęcie i zniknął.

Antoni uśmiechnął się krzywo w kierunku ojca Markusa.

– Kopę lat, Maurycy – powiedział cicho. – Co słychać?

– Twoja rodzina sprowadza na moją same nieszczęścia, czyli po staremu – mruknął zrzędliwie, a potem podetknął mu pod nos gliniany kubek z parującą zawartością. – Źle wyglądasz. Napij się, Antoni.

– Dziękuję – szepnął i pociągnął łyk gorzkiej, zielonej herbaty.

– Rozwiązać cię? – spytał z wyraźnym wahaniem ojciec Markusa.

– Lepiej nie – odparł cicho Antoni. – Nie ryzykujmy.

Maurycy skinął w milczeniu i poczekał, aż Antoni opróżni naczynie.

– Jesteś głodny? – odezwał się nieco mniej gburowato.

– Nie kłopocz się, Maurycy. Nie chcę nadużywać twojej gościnności – zaśmiał się bez radości Antoni, a potem przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu. Syknął z bólu, kiedy guz zetknął się z twardą powierzchnią słupa.

– Przywaliłem ci patelnią – wyjaśnił Maurycy z szerokim uśmiechem.

– Oczywiście, że to zrobiłeś – parsknął Antoni i więcej się nie odezwał.

Oboje czekali jak na szpilkach, aż ich dzieci wrócą do domu, modląc się, żeby chociaż tym razem wszystko poszło zgodnie z planem.

Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz