13. Nie wiem, jak bym mógł

187 74 46
                                    

Obudziłam się bardzo wcześnie i od razu pobiegłam wziąć kąpiel. Założyłam moją ulubioną błękitną suknię, a potem zeszłam na dół na śniadanie. Dopiero tam zdałam sobie sprawę, że wszyscy jeszcze śpią. Zarzuciłam na ramiona płaszcz i wyszłam na dwór. Usiadłam na tarasie i wciągnęłam do płuc rześkie powietrze. Miasto także smacznie spało. Nawet piekarze jeszcze nie wstali. Tylko straż pałacowa była na nogach. Dwóch mężczyzn uśmiechnęło się do mnie i skinęło mi na powitanie. Odmachałam im równie życzliwie. Czy to przypadkiem nie ci sami, którzy wczoraj znaleźli mnie w lesie? Nie zdążyłam zapytać, bo szybko zniknęli za rogiem.

Dłuższy czas siedziałam na ławce i delektowałam się ciszą. Przymknęłam powieki i chyba nawet na chwilę udało mi się zdrzemnąć.

– Miałaś nie opuszczać zamku bez mojego towarzystwa.

Markus stał pod słońce, musiałam przysłonić oczy, żeby na niego spojrzeć.

– Technicznie rzecz ujmując, nadal jestem w zamku. – Uśmiechnęłam się szeroko.

– Chcesz, żeby mnie znowu zwolnili? – spytał, siadając obok mnie na ławce.

– Tym razem musiałbyś się bardziej postarać – parsknęłam krótko.

Śmiech zamarł mi na ustach, kiedy zdałam sobie sprawę, że Markus intensywnie mi się przygląda.

– Nie zdążyłem ci wczoraj podziękować – odezwał się i odwrócił wzrok.

Mimo tego, co powiedział, poczułam ukłucie zawodu.

– Nie musisz – bąknęłam niewyraźnie.

– Nie muszę? – powtórzył z lekkim rozbawieniem. – Amando, uratowałaś mojego brata, a potem mnie. Twój wuj...

– Nic by ci nie zrobił – weszłam mu w słowo. – On taki nie jest. Tylko straszył...

– Nieważne, powiedz, proszę, jak mógłbym ci się odwdzięczyć? – Pokręcił głową.

– Poważnie, niczego od ciebie nie oczekuję – przerwałam i podniosłam się z ławki. – Zrobiłam, co musiałam. Zapominasz, że to wszystko stało się przeze mnie.

Markus również wstał i podszedł spokojnym krokiem w moim kierunku.

– Jeśli istnieje coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, daj mi znać.

Zamyśliłam się. Czy faktycznie było coś takiego?

– Nauczysz mnie walczyć? – spytałam cicho.

– Walczyć? – uniósł brew.

– Ale bez magii, chodzi mi o walkę wręcz albo mieczem. Potrafisz? – Uśmiechnęłam się nieśmiało.

– Oczywiście – oznajmił z powagą. – Tego właśnie chcesz? Jesteś pewna?

– Przysięgam, jeśli ty też powiesz, że jestem kobietą i nie powinnam umieć takich rzeczy, to wyjdę stąd i więcej nie wrócę – wycedziłam w nagłym przypływie złości.

– Spokojnie, nie ma sprawy! – Uniósł ręce w pojednawczym geście. – Mogę cię nauczyć posługiwać się mieczem. To ciężkie narzędzie. Potrzeba krzepy, żeby unieść to żelastwo, ale jestem pewien, że dasz sobie radę, jak zawsze.

– Tak? – wykrztusiłam lekko zbita z tropu.

– Tak. – Uśmiechnął się życzliwie. – Zapytam w kuźni, czy mają na stanie coś w miarę lekkiego.

– Dziękuję – bąknęłam.

– Spotkajmy się za godzinę, po śniadaniu.

– W ogrodach? – spytał.

Przytaknęłam i wróciłam do środka. Poszłam prosto do jadalni. Wuj i mama już siedzieli przy stole i nie wyglądali na zachwyconych.

– No, nareszcie! – mruknął wuj.

– Przepraszam, długo czekacie? – Uśmiechnęłam się nieśmiało, rozkładając serwetkę na kolanach.

– Gdzie byłaś? Bo na pewno nie w pokoju – odezwała się mama.

W jej głosie dało się słyszeć rozbawienie, jakby doskonale wiedziała, co robiłam.

– Siedziałam na tarasie – odparłam, a nieco ciszej dodałam. – Z Markusem.

Mama uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. Cokolwiek chciała mi w ten sposób przekazać, spowodowała tylko tyle, że oblałam się rumieńcem. Najchętniej zanurkowałabym pod stołem, żeby nikt z obecnych nie widział mojej twarzy.

– Cieszę się, że go nie zwolniliśmy – stwierdziła gawędziarskim tonem.

– Ja nie – mruknął wuj.

– To bardzo fajny chłopak. Przystojny – dodała.

Zakrztusiłam się herbatą. Kaszlałam przez dobrą minutę, zanim udało mi się uspokoić oddech.

– No co? – zaśmiała się perliście. – Jestem kobietą i mam oczy.

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, mamo. – Otarłam usta serwetką i wstałam od stołu. – Dziękuję, a teraz przepraszam, ale muszę już iść. Markus obiecał, że nauczy mnie walki na miecze – oznajmiłam i momentalnie tego pożałowałam.

Mama i wuj zastygli ze sztućcami w powietrzu i utkwili we mnie wzrok.

– Że czego cię nauczy? – spytała mama, tym razem z wyraźną rezerwą.

– Walki na miecze – powtórzyłam niechętnie.

– Czy nie wyraziłem się dostatecznie jasno, kiedy rozmawialiśmy o tym ostatnim razem? To nie jest dobre zajęcie dla – przerwał wuj, kiedy zauważył, jak mrużę niebezpiecznie oczy.

– Och, pamiętam doskonale. Dlatego poprosiłam Markusa – odparłam z wyższością. – Od niego nie usłyszałam, że jako kobieta nie dam sobie rady.

Mama spojrzała na wuja z niedowierzaniem.

– Nic takiego nie powiedziałem! – Uniósł dłonie w obronnym geście.

Skrzyżowałam ręce na piersi i westchnęłam z irytacją.

– Nie chciał cię uczyć, bo sam nie umie – mruknęła pod nosem mama, chowając się za kielichem.

– Mel! – wycedził z oburzeniem wuj.

– Antoni uznaje tylko magiczne walki, nie lubi brudzić sobie rąk.

– Mimo wszystko chciałabym się nauczyć, skoro mam ku temu okazję – stwierdziłam z powagą.

– W porządku, kochanie – powiedziała mama. – Leć i uważaj na siebie.

Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i wyszłam z jadalni. Kiedy zamykałam za sobą drzwi, usłyszałam:

– To mi się wcale nie podoba – oznajmił wuj.

– Tobie nie musi. Ważne, żeby jej się podobało – odparła mama.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam między nami dwiema nić porozumienia.

Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz