Obudziłam się bardzo wcześnie i od razu pobiegłam wziąć kąpiel. Założyłam moją ulubioną błękitną suknię, a potem zeszłam na dół na śniadanie. Dopiero tam zdałam sobie sprawę, że wszyscy jeszcze śpią. Zarzuciłam na ramiona płaszcz i wyszłam na dwór. Usiadłam na tarasie i wciągnęłam do płuc rześkie powietrze. Miasto także smacznie spało. Nawet piekarze jeszcze nie wstali. Tylko straż pałacowa była na nogach. Dwóch mężczyzn uśmiechnęło się do mnie i skinęło mi na powitanie. Odmachałam im równie życzliwie. Czy to przypadkiem nie ci sami, którzy wczoraj znaleźli mnie w lesie? Nie zdążyłam zapytać, bo szybko zniknęli za rogiem.
Dłuższy czas siedziałam na ławce i delektowałam się ciszą. Przymknęłam powieki i chyba nawet na chwilę udało mi się zdrzemnąć.
– Miałaś nie opuszczać zamku bez mojego towarzystwa.
Markus stał pod słońce, musiałam przysłonić oczy, żeby na niego spojrzeć.
– Technicznie rzecz ujmując, nadal jestem w zamku. – Uśmiechnęłam się szeroko.
– Chcesz, żeby mnie znowu zwolnili? – spytał, siadając obok mnie na ławce.
– Tym razem musiałbyś się bardziej postarać – parsknęłam krótko.
Śmiech zamarł mi na ustach, kiedy zdałam sobie sprawę, że Markus intensywnie mi się przygląda.
– Nie zdążyłem ci wczoraj podziękować – odezwał się i odwrócił wzrok.
Mimo tego, co powiedział, poczułam ukłucie zawodu.
– Nie musisz – bąknęłam niewyraźnie.
– Nie muszę? – powtórzył z lekkim rozbawieniem. – Amando, uratowałaś mojego brata, a potem mnie. Twój wuj...
– Nic by ci nie zrobił – weszłam mu w słowo. – On taki nie jest. Tylko straszył...
– Nieważne, powiedz, proszę, jak mógłbym ci się odwdzięczyć? – Pokręcił głową.
– Poważnie, niczego od ciebie nie oczekuję – przerwałam i podniosłam się z ławki. – Zrobiłam, co musiałam. Zapominasz, że to wszystko stało się przeze mnie.
Markus również wstał i podszedł spokojnym krokiem w moim kierunku.
– Jeśli istnieje coś, co mógłbym dla ciebie zrobić, daj mi znać.
Zamyśliłam się. Czy faktycznie było coś takiego?
– Nauczysz mnie walczyć? – spytałam cicho.
– Walczyć? – uniósł brew.
– Ale bez magii, chodzi mi o walkę wręcz albo mieczem. Potrafisz? – Uśmiechnęłam się nieśmiało.
– Oczywiście – oznajmił z powagą. – Tego właśnie chcesz? Jesteś pewna?
– Przysięgam, jeśli ty też powiesz, że jestem kobietą i nie powinnam umieć takich rzeczy, to wyjdę stąd i więcej nie wrócę – wycedziłam w nagłym przypływie złości.
– Spokojnie, nie ma sprawy! – Uniósł ręce w pojednawczym geście. – Mogę cię nauczyć posługiwać się mieczem. To ciężkie narzędzie. Potrzeba krzepy, żeby unieść to żelastwo, ale jestem pewien, że dasz sobie radę, jak zawsze.
– Tak? – wykrztusiłam lekko zbita z tropu.
– Tak. – Uśmiechnął się życzliwie. – Zapytam w kuźni, czy mają na stanie coś w miarę lekkiego.
– Dziękuję – bąknęłam.
– Spotkajmy się za godzinę, po śniadaniu.
– W ogrodach? – spytał.
Przytaknęłam i wróciłam do środka. Poszłam prosto do jadalni. Wuj i mama już siedzieli przy stole i nie wyglądali na zachwyconych.
– No, nareszcie! – mruknął wuj.
– Przepraszam, długo czekacie? – Uśmiechnęłam się nieśmiało, rozkładając serwetkę na kolanach.
– Gdzie byłaś? Bo na pewno nie w pokoju – odezwała się mama.
W jej głosie dało się słyszeć rozbawienie, jakby doskonale wiedziała, co robiłam.
– Siedziałam na tarasie – odparłam, a nieco ciszej dodałam. – Z Markusem.
Mama uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo. Cokolwiek chciała mi w ten sposób przekazać, spowodowała tylko tyle, że oblałam się rumieńcem. Najchętniej zanurkowałabym pod stołem, żeby nikt z obecnych nie widział mojej twarzy.
– Cieszę się, że go nie zwolniliśmy – stwierdziła gawędziarskim tonem.
– Ja nie – mruknął wuj.
– To bardzo fajny chłopak. Przystojny – dodała.
Zakrztusiłam się herbatą. Kaszlałam przez dobrą minutę, zanim udało mi się uspokoić oddech.
– No co? – zaśmiała się perliście. – Jestem kobietą i mam oczy.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, mamo. – Otarłam usta serwetką i wstałam od stołu. – Dziękuję, a teraz przepraszam, ale muszę już iść. Markus obiecał, że nauczy mnie walki na miecze – oznajmiłam i momentalnie tego pożałowałam.
Mama i wuj zastygli ze sztućcami w powietrzu i utkwili we mnie wzrok.
– Że czego cię nauczy? – spytała mama, tym razem z wyraźną rezerwą.
– Walki na miecze – powtórzyłam niechętnie.
– Czy nie wyraziłem się dostatecznie jasno, kiedy rozmawialiśmy o tym ostatnim razem? To nie jest dobre zajęcie dla – przerwał wuj, kiedy zauważył, jak mrużę niebezpiecznie oczy.
– Och, pamiętam doskonale. Dlatego poprosiłam Markusa – odparłam z wyższością. – Od niego nie usłyszałam, że jako kobieta nie dam sobie rady.
Mama spojrzała na wuja z niedowierzaniem.
– Nic takiego nie powiedziałem! – Uniósł dłonie w obronnym geście.
Skrzyżowałam ręce na piersi i westchnęłam z irytacją.
– Nie chciał cię uczyć, bo sam nie umie – mruknęła pod nosem mama, chowając się za kielichem.
– Mel! – wycedził z oburzeniem wuj.
– Antoni uznaje tylko magiczne walki, nie lubi brudzić sobie rąk.
– Mimo wszystko chciałabym się nauczyć, skoro mam ku temu okazję – stwierdziłam z powagą.
– W porządku, kochanie – powiedziała mama. – Leć i uważaj na siebie.
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością i wyszłam z jadalni. Kiedy zamykałam za sobą drzwi, usłyszałam:
– To mi się wcale nie podoba – oznajmił wuj.
– Tobie nie musi. Ważne, żeby jej się podobało – odparła mama.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam między nami dwiema nić porozumienia.
CZYTASZ
Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2
Fantasy⚠️Drodzy! Książka przechodzi generalny remont. Jeśli zdecydujecie się czytać ją w tym momencie i znajdziecie jakieś błędy, koniecznie napiszcie w komentarzu! Bardzo mi pomożecie! 😊⚠️ Kontynuacja książki pt. "Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1...