18. Za kogo nas masz?

178 76 43
                                    

Siedziałam nad tym nieszczęsnym projektem do późnej nocy. Wuj wpadał co godzinę i pytał, czy czegoś potrzebuję. Kilkakrotnie wyrwał mnie ze snu. Byłam tak zmęczona, że oczy same mi się zamykały. Nastawiłam budzik, żeby wstać o czwartej na spotkanie z Markusem, ale im bliżej było do umówionej godziny, tym większych wątpliwości nabierałam co do sensowności mojego planu.

Moja komórka zawyła równo o czwartej, a ja próbując ją szybko wyłączyć, spadłam z łóżka, powodując dodatkowy hałas. W głowie łupał mi tępy ból. Świeżo rozbudzona narzuciłam na ubranie płaszcz i ruszyłam ku drzwiom od tarasu. Ledwo jednak nacisnęłam klamkę, komnatę zalało światło. Odwróciłam się gwałtownie i zmrużyłam oczy.

– Wybierasz się dokądś? – spytał sucho wuj i oparł się plecami o drzwi.

– Nie, tylko tu jest strasznie gorąco. Chciałam otworzyć okno – wykrztusiłam, z trudem formułując zdanie. Mój język jeszcze spał, podobnie jak i mózg.

– Zaplanowałaś, że będzie ci gorąco dokładnie o czwartej nad ranem i po to nastawiłaś ten głupi budzik? – W jego głosie dało się usłyszeć coś pomiędzy niedowierzaniem, złością i rozbawieniem.

– Obudziłam cię? – skrzywiłam się.

– Tak i czekam na wyjaśnienia – odparł ponuro.

– Wolałabym nie – wymamrotałam niewyraźnie.

– Dlaczego? – Zmarszczył brwi.

– Bo nie. – Oparłam czoło o zimną szybę od drzwi prowadzących na taras.

– Jesteśmy w przedszkolu, Amando? – parsknął cicho.

– Nie...

– To wysłów się i mnie nie irytuj – szepnął ostrym tonem. – Z jakiego powodu nastawiłaś budzik na czwartą rano?

– Będziesz zły – westchnęłam ciężko.

– Już jestem. Mów, póki jeszcze mam do ciebie cierpliwość.

– Ale obiecaj, że nie będziesz krzyczał.

– A czy ja kiedykolwiek krzyczałem? – Uniósł brwi w zdziwieniu.

Zamyśliłam się.

– No to obiecaj, że się nie zdenerwujesz. Ani na mnie, ani na...

– Markusa? – zgadł. – Co zrobiliście? Dowiem się w końcu?

– Obiecasz? – spytałam cicho.

– Nie zamierzam niczego obiecywać w ciemno – odparł z powagą.

Westchnęłam ciężko i niechętnie powiedziałam, co się wydarzyło w mieście. Po chwili wahania cofnęłam się też do tego, co usłyszałam od ojca Markusa.

– Maurycy nigdy się nie pogodził z tym, że Melinda go odrzuciła – odezwał się cicho wuj, a mi zdecydowanie zbyt długo zajęło zrozumienie, że chodziło mu o ojca Markusa. Otworzyłam szerzej oczy.

– Kochał się w mamie? – powtórzyłam z niedowierzaniem.

– A kto się nie kochał? – parsknął wuj. – Nie jestem w stanie zliczyć, jak wielu adoratorów miała Melinda w ciągu życia.

– To... dołujące – stwierdziłam.

– Wracając do tego, co się wydarzyło w mieście – odezwał się na powrót poważnym tonem. – Przyznam, że jestem trochę rozczarowany, że tak się mnie boisz.

– Nie boję się ciebie, tylko tego, co sobie o mnie pomyślisz. – Odwróciłam wzrok. – Przestraszyłam się, jak ta dziennikarka nas zaatakowała pytaniami. Pamiętałam twoją reakcję na randkę z Piotrem. Z nim do niczego nie doszło, a ty i tak się zdenerwowałeś.

– To była zupełnie inna sytuacja – przerwał mi spokojnym tonem. – Piotra nie znam tak dobrze, jak Markusa. Nie ma u mnie kredytu zaufania. Właściwie nic nie wiem o tym chłopaku poza tym, że chodzicie razem do szkoły, a on twierdzi, że się w tobie zakochał i okazuje swoje uczucia w nachalny sposób. Okłamałaś mnie również przez niego. No powiedz, jak mogę mieć dobre zdanie na jego temat? Ten chłopak kojarzy mi się wyłącznie z problemem...

Bardzo chciałam jakoś wybronić Piotra, ale żadne słowa nie przychodziły mi do głowy. Wuj westchnął i ścisnął mnie lekko za dłoń.

– Czy słusznie się domyślam, że już rozmawiałaś z mamą o tym, co czujecie do siebie z Markusem i właśnie o tym miałaś mi nic nie mówić? – Uśmiechnął się cierpko.

– Czy to znaczy, że nie jesteś wściekły za ten artykuł? – Odbiłam piłeczkę.

– Prasa zawsze stara się przemycić tanią sensację na pierwszych stronach gazet – westchnął cicho. – Ale ciągle zapominają, że zanim dostaną pozwolenie na rozesłanie druku do dystrybucji, pierwszy egzemplarz zawsze trafia na biurko Melindy do akceptacji.

Otworzyłam szerzej oczy.

– Czytałem już ten artykuł, Amando. I nie znalazłem w nim nic, co byłoby godne wstania o czwartej nad ranem, żeby wyrywać strony. Muszę przyznać, że twój plan był ambitny i szalony, ale przede wszystkim...

– Głupi – dokończyłam grobowym tonem, opadłam na łóżko i przycisnęłam poduszkę do twarzy.

– Czuć w nim było desperację. – Wyjął mi poduszkę z rąk. – Kompletnie zbyteczną. Powinnaś była nam od razu powiedzieć, co się stało. Nikt by ci głowy nie urwał.

Odwróciłam wzrok.

– To było do przewidzenia, że – urwał i dopiero po chwili kontynuował – nawiążecie nić porozumienia z Markusem. To porządny chłopak i znam go na tyle długo, żeby wiedzieć, że mogę cię z nim zostawić i nie spotka cię żadna krzywda.

Chciałam się odezwać, ale głos uwiązł mi w gardle. Przewróciłam się na bok i utkwiłam wzrok w wuju, szukając oznak, czy faktycznie nie mam kłopotów i nie muszę się martwić o Markusa.

– Mezalians w naszej rodzinie stanowi zjawisko powszechne. Starsi mieszkańcy Tamarii mogą narzekać, ale ani twoja mama, ani tym bardziej ja nie mamy prawa robić ci wyrzutów. Nie po tym, co sami przeszliśmy. Za kogo nas masz?

– Dziękuję – szepnęłam w końcu.

– Idź już spać, bo nie dasz rady jutro wstać – polecił i na odchodnym dodał. – I odwołaj Markusa, bo na pewno na ciebie czeka.

Zarumieniłam się, wymamrotałam kolejne przeprosiny, pożyczyłam mu dobrej nocy i wyszłam na taras. Wysłałam do Markusa wiadomość, w której streściłam moją rozmowę z wujem i wyjaśniłam, że nigdzie już nie musimy iść, a potem spojrzałam na zegarek i westchnęłam ciężko. Za dwie godziny muszę znowu wstać. Położyłam się z powrotem do łóżka i zasnęłam od razu, jak tylko przytuliłam głowę do poduszki. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak szczęśliwa i spokojna.

Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz