Pierwsze promienie słońca dopiero zaczynały nieśmiało lizać czubki drzew, a ja już byłam na nogach, w pełni przytomna, odliczając minuty do świtu. Wielkie pudło przysłane z Tamarii szeptało do mnie, żebym je wreszcie otworzyła.
W końcu nie wytrzymałam, wyskoczyłam z łóżka i rozerwałam kolorowy papier. Obiecałam sobie, że nie zrobię tego wcześniej, mimo że oczywiście mogłam. Zależało mi, żeby doczekać do urodzin. Szesnaście lat, właśnie tyle dziś skończyłam. Minęły dokładnie trzy lata, odkąd na stałe zamieszkałam z wujem w Świecie Ludzi.
Urodziny zawsze kojarzyły mi się z czasem, który spędzałam wspólnie z rodzicami. Nigdy nie miałam aż tak bliskich koleżanek ani nie urządzałam wielkich imprez. Liczyło się dla mnie, że mama i tata w tym szczególnym dniu zawsze ze mną byli. Ten jeden dzień w roku miałam pewność, że żadne zlecenie nie rozproszy ich uwagi i skupią ją całkowicie na mnie.
Tym razem było inaczej. Taty już nie ma, a mama... Mama jest, ale trochę tak, jakby jej nie było. Okazało się, że kiedy trzy lata temu powiedziała mi, że nie wróci już do Świata Ludzi, bo musi zostać w Tamarii, mówiła całkowicie poważnie i dotrzymała słowa. Ja mogę ją odwiedzać, ale ona nawet dziś nie była w stanie przyjść do mnie.
Uniosłam wieko i zajrzałam do pudła. W środku znalazłam długą do ziemi, bladoniebieską suknię, obszytą złotem i toną koronek. Materiał lał się przez palce i wyglądał na bardzo delikatny. Na dnie pudła znalazłam również kartkę.
Kochana Córeczko!
Wszystkiego najlepszego! Suknia dla mojej Królewny, na jej pierwszy bal!
Całuję, mama!
Westchnęłam ciężko i odłożyłam sukienkę z powrotem do pudełka. Niemal identyczny prezent dostałam od niej w zeszłym roku. Na ten moment do balu, o którym zakładam, że myślała, zostały mi jeszcze dwa lata. Czy to możliwe, żeby nie pamiętała ile mam lat? Przynajmniej przysyła prezent w odpowiednim terminie, więc chociaż pamięta datę. Chyba...
Kucnęłam, żeby pozbierać porozrywany papier, ale ledwo zaczęłam, wena mnie opuściła. Usiadłam na podłodze i podparłam głowę ramieniem.
– Już na nogach? – Wuj zapukał do drzwi i nieśmiało je uchylił.
– Dzień dobry – mruknęłam bez przekonania i posłałam mu wymuszony uśmiech.
Wuj wszedł do środka. Nie omieszkał zerknąć na otwarte pudło.
– Suknia? – spytał ostrożnie.
– Suknia – potwierdziłam.
Nie udało mi się ukryć zawodu w głosie, co dodatkowo mnie zirytowało.
Wuj machnął dłonią w kierunku porozrzucanych papierków, a one zebrały się same i wylądowały w koszu na śmieci. Kiedy utorował sobie drogę, usiadł obok mnie na podłodze, otworzył klapę marynarki i wyciągnął z kieszeni małą paczuszkę.
– Wszystkiego najlepszego! – powiedział.
Uśmiechnął się życzliwie i wręczył mi prezent.
– Dziękuję – szepnęłam i cmoknęłam go w policzek.
Pudełko mieściło się w jednej dłoni i było lekkie. W pierwszym odruchu chciałam nim potrząsnąć, ale wuj mnie powstrzymał.
– Uważaj, jest delikatne! – uprzedził.
Rozerwałam ozdobny papier i uniosłam wieczko pudełka. W środku, na jedwabnej czerwonej poduszeczce leżał szklany flakonik na złotym łańcuszku wypełniony po brzegi niebieskozielonym płynem. Wyjęłam go ostrożnie z opakowania, żeby się mu dokładniej przyjrzeć.
– Jakie śliczne... To perfumy? – spytałam.
Wuj pokręcił głową.
– Woda kolońska? Mydło? – Zgadywałam dalej.
– Nie jesteś nawet blisko – oznajmił z uśmiechem. – To eliksir szczęścia.
– Dałeś mi płynne szczęście? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Jak to działa? Co mam z nim zrobić? Wypić?
– Oczywiście, przecież nie wylać – odparł, po czym z gracją podniósł się z podłogi i usiadł na łóżku. Wyciągnął dłoń, żeby pomóc mi wstać.
– Noś flakonik zawsze przy sobie – dodał, kiedy znalazłam się znów przy nim. – Będziesz mogła go użyć, kiedy uznasz, że nadszedł odpowiedni moment. Tylko pamiętaj, że pożądany efekt pojawia się dopiero po godzinie. Korzystaj rozsądnie, składniki na ten eliksir są bardzo rzadkie. Znając twoje możliwości w zakresie przyciągania kłopotów, przydałaby ci się beczka tego eliksiru, niestety więcej nie mieli...
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał, gdy się do niego przytuliłam.
– Dziękuję – powtórzyłam.
– Co jemy na śniadanie? – spytał, zmieniając temat.
– Gofry – oznajmiłam bez wahania – z toffi, czekoladą i bitą śmietaną.
– W porządku, no to chodźmy. – Narzucił mi na ramiona szlafrok i wyszedł z pokoju pierwszy, otwierając przede mną drzwi.
Cały dzień spędziliśmy razem, kursując między kuchnią a salonem. Gotowaliśmy i piekliśmy z pomocą czarów, a potem objadaliśmy się powstałymi w ten sposób pysznościami. Graliśmy też w karty, warcaby, UNO i o mało się nie pozabijaliśmy podczas Monopoly. Nie wiem, do której siedzieliśmy. Było grubo po drugiej, kiedy ocknęłam się zwinięta w kłębek na fotelu. Wuj także odpłynął. Siedział naprzeciwko mnie na kanapie, a głowa opadła mu na ramię. Wyglądał tak spokojnie. Nie miałam serca go budzić.
Przeciągnęłam się jak kot. Wstałam ostrożnie, żeby nie zrobić hałasu, a potem podeszłam do wuja na palcach i okryłam go kocem. Wyszłam z salonu równie cicho. Prześpię się jeszcze kilka godzin w nieco wygodniejszej pozycji, a potem polecę do szkoły. Ostatnie czego mi potrzeba to zaległości.
CZYTASZ
Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2
Fantasia⚠️Drodzy! Książka przechodzi generalny remont. Jeśli zdecydujecie się czytać ją w tym momencie i znajdziecie jakieś błędy, koniecznie napiszcie w komentarzu! Bardzo mi pomożecie! 😊⚠️ Kontynuacja książki pt. "Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1...