– Źle się czujesz, Amando?
Poderwałam się i rozejrzałam zdezorientowana. Wuj stał nade mną i przyglądał mi się z troską.
– Strasznie długo nie wstajesz – dodał.
– Która godzina? – Ziewnęłam skrycie.
– Dochodzi południe. Siedziałaś do późna?
Pokręciłam głową, a wuj dotknął otwartą dłonią mojego czoła.
– Nie masz gorączki – stwierdził. – Może cię wczoraj przewiało?
– Nic mi nie jest – zapewniłam go. – Miałam wizję.
Uniósł pytająco brwi.
– Nie pamiętam za wiele – dodałam od razu. – Ktoś tu wszedł, a ja za nim poszłam. Widziałam krew. A potem słyszałam krzyki.
Wuj przysiadł na brzegu łóżka i ujął mnie delikatnie za ręce.
– W zamku jesteś bezpieczna, otaczają nas sami zaufani ludzie – powiedział z powagą.
– Wiem, ale – zawahałam się – ja mu ufałam. Temu, kto wszedł.
Milczał przez chwilę, patrząc na mnie z uwagą.
– Póki ja tu jestem, nic złego ci się nie stanie. – Pochylił się i pocałował mnie w czoło. – Wstaniesz, czy poprosić, żeby przysłano ci śniadanie do pokoju?
– Nie trzeba. Ogarnę się i sama przyjdę do kuchni – odparłam i odrzuciłam kołdrę.
– Markus był tu rano, ale z racji tego, że tak długo spałaś, odesłałem go do domu – dodał. – Jeśli chcesz, żeby przyszedł, trzeba będzie wysłać do niego wiadomość.
Bałam się, że głos mnie zdradzi, więc po prostu przytaknęłam.
– Gdybyś czegoś potrzebowała będę w gabinecie Mel, mamy dziś w planach sporo papierkowej roboty – oznajmił i wyszedł.
Doprowadziłam się do porządku w tempie, które śmiało można sklasyfikować jako imponujące. Spieszyłam się. Markus od tylu godzin nie wiedział, co się ze mną stało. A jeśli się obwinia za wczoraj? Jeśli odebrał poranne odesłanie jako wymówkę albo, że żałuję tego, co zrobiłam? Nie, nie ma czasu na wysyłanie wiadomości. Sama do niego pójdę. Mama i wuj są zajęci, nie zauważą, że wyszłam.
Zarzuciłam na ramiona pelerynę, a na głowę naciągnęłam głęboki kaptur, w którym prawie nie było widać mojej twarzy. Strażnicy najwyraźniej wzięli mnie za służącą, bo opuściłam zamek bez najmniejszego problemu.
Starałam się odtworzyć trasę, którą pokonałam ostatnim razem, kiedy trafiłam na stodołę Markusa, ale pamięć okazała się zawodna. Błądziłam po alejkach o wiele dłużej, niż planowałam i byłam o krok od poproszenia kogoś, aby zaprowadził mnie na miejsce. Ostatecznie udało mi się przed tym powstrzymać. To by było za duże ryzyko. Ktoś mógłby mnie rozpoznać.
Do celu trafiłam po ponad godzinnym marszu. W pobliżu stodoły stało kilka parterowych chatek. Wyglądały tak niepozornie, że aż mnie coś ścisnęło w żołądku. Zatoczyłam wzrokiem szersze koło. Reszta posesji wyglądała bardzo podobnie, jeśli nie gorzej. Dachy pokryte strzechą, nie we wszystkich oknach były szyby, ściek płynął rynsztokiem...
Jakieś dziecko przebiegło obok. Potraciło mnie i zostawiło smugę brudu na mojej sukience. Nie zatrzymało się, ale ja patrzyłam za nim tak długo, aż zniknęło za rogiem. Nie miało butów. Przełknęłam ciężko ślinę. Dlaczego wcześniej nie zwróciłam uwagi na to, jak biedni są mieszkańcy Tamarii?
CZYTASZ
Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2
Fantasy⚠️Drodzy! Książka przechodzi generalny remont. Jeśli zdecydujecie się czytać ją w tym momencie i znajdziecie jakieś błędy, koniecznie napiszcie w komentarzu! Bardzo mi pomożecie! 😊⚠️ Kontynuacja książki pt. "Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1...