– Już się bałem, że nie przyjdziesz – zaśmiał się Markus. – Amando, przedstawiam ci moje rodzeństwo. Marika i Michael. Dzieciaki, tak jak obiecałem oto najprawdziwsza królewna we własnej osobie.
– Cześć! – zawołałam wesoło i kucnęłam, żeby zmniejszyć dystans.
Zza chłopaka wysunęły się dwie małe złotowłose główki.
– Co będziemy robić? – zapiszczała dziewczynka.
– A na co macie ochotę? – zapytałam.
– Zagrajmy w chowanego! – zaproponował Michael, a Marice natychmiast zaświeciły się oczy.
– Tak, prosimy! Markus! – Popatrzyła na niego błagalnie, a on z kolei skierował wzrok na mnie i uniósł brwi pytająco.
– W porządku, ale ustalmy parę zasad. Niedługo zrobi się ciemno, więc nie odchodźcie za daleko. Trzymajmy się królewskiego ogrodu, dobrze? – zaproponowałam, a dzieci zapiszczały radośnie i wybiegły ze stajni w poszukiwaniu kryjówki.
– I żadnego wchodzenia do lasu – zawołał za nimi Markus surowym tonem.
– Możemy liczyć jako pierwsi – oznajmiłam, chociaż w sumie było to zbyteczne, bo dzieci już uciekły.
– To fatalny pomysł. – Markus wypuścił wolno powietrze z płuc.
– Dlaczego? – Uśmiechnęłam się szeroko.
– Nie wiem, mam złe przeczucia. Nie powinienem spuszczać z oka żadnego z was. – Pokręcił głową.
– Spokojnie, dookoła pełno straży. Jesteśmy bezpieczni, dzieci też. Wątpię, żeby Bestia była na tyle bezczelna, żeby tu wejść.
Opuściliśmy stajnię i ruszyliśmy w kierunku ogrodów. Marikę wypatrzyłam niemal natychmiast. Siedziała w skrzyni na narzędzia. Rąbek jej żółtej sukienki wystawał spod wieka. Spojrzeliśmy po sobie z Markusem porozumiewawczo.
– Markus, chodzimy tak w kółko. Nigdy ich nie znajdziemy – westchnęłam głośno.
– Jakie licho nas podkusiło, że się zgodziliśmy na tę zabawę? Co ja powiem w domu, jak ich nie znajdę? Tata nie będzie zachwycony.
Ze skrzyni dobiegł zduszony chichot. Odliczyliśmy z Markusem do trzech i razem podnieśliśmy wieko skrzyni. Dziewczynka krzyknęła i zaczęła się śmiać. Starszy brat chwycił ją w ramiona i zakręcił nią w powietrzu.
– Gdzie Michael? – zapytał, stawiając ją na ziemi.
Mała spuściła wzrok.
– Obiecałam, że nie powiem.
– Oj nie bądź taka – zaśmiał się Markus. – Nie zdradzę mu, że wiemy od ciebie – zapewnił z powagą.
Marika kręciła się nerwowo przez chwilę, jakby nie mogła się zdecydować, który z braci zasługuje na większą lojalność. W końcu skuliła się w sobie i wyszeptała:
– Michael poszedł do lasu.
Spojrzeliśmy po sobie z Markusem z przerażeniem.
– Dlaczego na to pozwoliłaś, Mariko? – Spojrzał na nią karcąco. – Umówiliśmy się, że tam nie chodzimy.
– Wiem, ale Michael nie chciał, żebyście go tak łatwo znaleźli! – Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami. – Gniewasz się na mnie?
– Na ciebie nie – westchnął cicho. – Ale Michael dostanie ode mnie porządną nauczkę.
– Ale nie mów mu, że to ja ci powiedziałam – zapiszczała, wieszając się na jego rękawie.
Wziął ją na ręce i objął opiekuńczo.
– Masz moje słowo – zwrócił się do niej, a potem spojrzał na mnie z powagą. – Amando, czy mogę zostawić z tobą Marikę? Wrócicie do zamku, tam będziecie bezpieczne.
– Nie! – zawyła Marika, wczepiając się w brata jak małpka. – Chcę iść z tobą!
– Pójdziemy razem – oznajmiłam z powagą.
– Mowy nie ma! – Pokręcił głową i zatkał uszy siostrze, zanim powiedział: – Bestia może tam być, nie narażę cię na niebezpieczeństwo przez własną głupotę.
– Jestem tak samo winna – stwierdziłam. – Jeśli nie bardziej. W końcu to ja się zgodziłam na tę zabawę.
– Wzięłaś różdżkę? – spytał z wyraźną rezygnacją w głosie.
– Nie – odparłam z automatu, ale instynktownie wsadziłam rękę do kieszeni i mile zaskoczona trafiłam na znajomy kawałek drewna. – A nie, jednak mam! Zapomniałam, że to płaszcz wuja.
– Dlaczego książę Antoni nosi twoją różdżkę w kieszeni? – Zmarszczył brwi w konsternacji.
– To... długa historia – westchnęłam. – Nie ma czasu na opowiadanie.
Było już całkiem ciemno, gdy weszliśmy do lasu.
***
Antoni stał przy oknie i co chwila wyglądał na zewnątrz.
– Gdzie ona jest? – denerwował się.
– Mówiła, że wróci o konkretnej porze? – zapytała spokojnym tonem Melinda znad robótki ręcznej.
Mężczyzna zastanowił się chwilę, po czym odpowiedział:
– Nie. Wycwaniła się! – wykrzyknął. – Myśli, że jeśli nie sprecyzuje, kiedy wróci, to nie będę mógł jej zarzucić, że się spóźniła.
– Widzisz? Amanda uczy się na błędach! – parsknęła cicho Melinda, ale zdenerwowanie brata zaczęło jej się udzielać.
Oboje podskoczyli, kiedy ktoś gwałtownie załomotał w drzwi gabinetu. Królowa odłożyła robótkę, wygładziła suknię i zawołała:
– Proszę!
Do pokoju wszedł rozgorączkowany strażnik.
– Pani, Bestia, widziano ją na granicy ogrodów królewskich, uciekła do lasu, był z nią Goter i jakiś wilkołak! – Mężczyzna ciężko dyszał. Prawdopodobnie biegł.
Melinda i Antoni wymienili między sobą przerażone spojrzenia.
– Proszę natychmiast przyprowadzić moją córkę – powiedziała kobieta.
Strażnik przełknął ciężko ślinę.
– Królewna też poszła do lasu. Chwilę przed tym, jak zauważyliśmy Bestię – wyjąkał.
– Słucham? – wycedził ze złością Antoni. – I nikt jej nie powstrzymał?
– Była w towarzystwie ochroniarza. – Strażnik otarł nerwowym ruchem pot z czoła.
– Czy wszczęto już alarm? – zapytała z powagą Melinda.
– Oczywiście, wasza wysokość – przytaknął rycerz.
– Znajdźcie moją córkę – dodała lodowatym tonem.
Strażnik wybiegł z pomieszczenia, a Antoni ruszył do drzwi w ślad za nim. Melinda odprowadziła go wzrokiem. Przygryzła wargę do krwi, ale wcale tego nie zauważyła.
– Uważaj na siebie, Antoni – zawołała. – I znajdź ją...
– Taki mam zamiar – rzucił przez ramię i wyszedł mamrocząc pod nosem: – Żeby tylko nie było za późno.
CZYTASZ
Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2
Fantasy⚠️Drodzy! Książka przechodzi generalny remont. Jeśli zdecydujecie się czytać ją w tym momencie i znajdziecie jakieś błędy, koniecznie napiszcie w komentarzu! Bardzo mi pomożecie! 😊⚠️ Kontynuacja książki pt. "Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1...