12. Oko w oko

206 77 157
                                    

– Michael! – Markus krzyknął chyba już po raz trzydziesty.

– Michael! – zawtórowałam mu. – Wyjdź, nie jesteśmy źli!

Niestety poszukiwany ani razu się nie odezwał, ani nie opuścił swojej kryjówki.

– Rozdzielmy się – zaproponowałam po jakimś czasie.

Markus popatrzył na mnie jakbym oszalała.

– Chyba żartujesz! – szepnął.

– W pojedynkę szybciej go znajdziemy. Nie mógł odejść daleko – powiedziałam.

Markus przymknął powieki i westchnął ciężko, zanim przyznał mi rację.

– Jak tylko coś zauważysz, od razu wyślij w powietrze znak, dobrze? I krzycz. Głośno – dodał z powagą, po czym odszedł w przeciwnym kierunku razem z Mariką i szybko straciłam ich z oczu.

Przez pierwszą minutę odkąd zostałam sama, nie mogłam zmusić nóg do marszu. Drżałam, ale nie byłam pewna, czy bardziej z zimna, czy ze strachu. Otuliłam się płaszczem.

– Weź się w garść – szepnęłam do siebie.

Ruszyłam przed siebie, odgarniając gałęzie. Przyświecałam sobie różdżką, żeby się nie potknąć o własne nogi. Resztki rozsądku, które jeszcze się we mnie tliły, krzyczały, żebym zawróciła. Świadoma zagrożenia pcham się w paszczę lwa. No jak to inaczej nazwać niż skrajną głupotą?

Nie wiem jak długo szłam, ani jak bardzo zagłębiłam się w las, kiedy wreszcie usłyszałam przyciszone głosy. Cofnęłam zaklęcie zapewniające mi światło i podkradłam się ostrożnie w kierunku, z którego dochodziły. W tych ciemnościach ciężko było rozpoznać po sylwetce, z kim mam do czynienia, ale łatwo dało się tego domyślić.

Michael leżał związany na ziemi i szlochał. Pochylały się nad nim trzy postaci – Bestia, Goter i ktoś jeszcze, kogo dotąd nie miałam okazji poznać i raczej nie planowałam tego nadrabiać.

– Dlaczego ten dzieciak tak wyje? – warknęła Bestia. – Zaraz mi głowa pęknie.

– Jest przerażony, czy to nie oczywiste? – odezwał się nieznajomy.

– Spełniłeś swoje zadanie, przyprowadziłeś dziecko. Możesz odejść – powiedziała władczo i skinęła dłonią, a mężczyzna skłonił się nisko i rozpłynął w ciemności.

– Trzeba było nie wałęsać się po lesie o tej porze – mruknął Goter, a potem odezwał się przesadnie słodkim głosem. – Życie ci nie miłe, ty mały skunksie? Nie masz rodziców, którzy by ci powiedzieli, że to nie jest miejsce odpowiednie dla takich tłuściutkich... – Wyciągnął rękę w kierunku dziecka, ale Bestia go w nią uderzyła.

– Zostaw go! – wrzasnęła. – Należy do mnie! Znajdź sobie własną kolację.

Przez chwilę wydawało mi się, że moje serce przestało bić. Czy ona chciała... zjeść Michaela? Niewiele myśląc, wyciągnęłam różdżkę i wypuściłam z niej snop światła po drugiej stronie lasu.

Bestia i Goter spojrzeli w tamtym kierunku z nietypową sobie trwogą.

– To z obozu – powiedziała głosem tak zmienionym, że ledwo ją rozpoznałam. Wyraźnie dało się w nim usłyszeć strach.

Cokolwiek miała w tym obozie, było dla niej bardzo cenne.

– Przecież tak nie umie. – Goter pokręcił głową z powątpiewaniem, ale dało się zauważyć, że jest równie zdenerwowany.

– Trzeba to sprawdzić – warknęła Bestia i ruszyła przed siebie nie czekając na Gotera. – Bądź tak miły i nie odpełźnij za daleko – rzuciła do Michaela.

Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz