Miałam wysoką gorączkę. Na przemian odzyskiwałam i traciłam przytomność. Wstrząsały mną dreszcze, a przy każdym nawet najmniejszym ruchu dostawałam mdłości z bólu. Było mi przeraźliwie zimno. Koszula i płaszcz wuja przesiąkły moim potem. Najwyraźniej magia lecznicza niewiele pomogła przy spustoszeniu, jakie czarna magia wywołała w moim organizmie.
Co chwila wydawało mi się, że ktoś wchodzi do lochu. Zaczynałam wtedy wrzeszczeć, ale po czasie mój głos tak ochrypł, że stał się ledwo słyszalny. Ciemność była przytłaczająca. Cienie przybierały kształty, które wyciągały po mnie ręce i wnikały głęboko, potęgując ból w piersi. Czułam, że powoli zaczynam tracić zmysły.
Drgnęłam nerwowo, gdy w kącie znów coś się poruszyło. Czy drzwi się przypadkiem nie otworzyły? Czyżby ktoś wszedł? A co jeśli to Bestia? I wuj? Czy to już ranek? Skuliłam się w sobie, jakby cokolwiek mogło to zmienić. Kiedy poczułam na sobie czyjeś dłonie, wstrzymałam oddech i zacisnęłam powieki. To mi się tylko wydaje. To się nie dzieje. To nieprawda. Nikogo tu nie ma...
Ręce przesunęły się z moich pleców na twarz. Wyraźnie czułam na sobie dotyk czyichś palców. Były miękkie i ciepłe.
– Amando. – Dotarł do mnie zbolały szept, który sprawił, że momentalnie otworzyłam oczy.
– Markus – jęknęłam głucho.
Wreszcie przyśniło mi się coś przyjemnego.
– Nic nie mów. Zabiorę cię stąd – oznajmił i wziął mnie na ręce tak delikatnie, jakby trzymał ranne pisklę.
Do ostatniej chwili nie wierzyłam, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.
***
Wciąż się trzęsłam, kiedy Markus położył mnie na sienniku i przykrył grubym kocem. Na moim czole wylądował zimny kompres. Z oddali docierał do mnie głos wuja. Komenderował Markusem, podsuwając mu zaklęcia, które następnie jedno po drugim chłopak na mnie rzucał.
Nie wiem, ile czasu minęło zanim zrozumiałam, że Markus naprawdę uwolnił mnie z lochu. Byłam w jego domu. Ból zelżał. Mogłam już normalnie oddychać. Kątem oka zauważyłam ojca Markusa, który zaganiał dzieci do łóżek, żeby nie pałętały się pod nogami.
– Jak się czujesz? – Głos Markusa wyrwał mnie z zamyślenia. – Trochę lepiej?
Sięgnęłam ręką do czoła i ściągnęłam z niego okład. Nie był mi już potrzebny.
Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Kiedy dostrzegłam wuja, spuściłam nogi z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyłam w jego kierunku, ignorując słabe protesty Markusa. Przywiązali go do słupa, ale nie wyglądało na to, żeby mu to przeszkadzało. Usiadłam obok niego i zajrzałam mu w twarz, szukając potwierdzenia, że tym razem jest sobą. Jego oczy zalśniły od łez. Wciągnął drżący oddech, a ja przysunęłam się bliżej i mocno w niego wtuliłam.
– Amando – szepnął słabym głosem.
– Ci... – uciszyłam go i wzmocniłam uścisk.
– Powinnaś wrócić do łóżka – powiedział.
– Musisz być związany? – spytałam cicho.
– Nie ma sensu ryzykować. – Potrząsnął głową i westchnął. – Czujesz się lepiej? Zaklęcia pomogły?
– Tak – odparłam krótko i spojrzałam ponad jego ramieniem na Markusa.
Stał tuż obok z nieszczęśliwą miną, jakby toczył walkę z samym sobą – oderwać mnie od wuja i siłą zaprowadzić do łóżka czy pozwolić, abym dalej przy nim siedziała szczęśliwa, ale na zimnej podłodze. Dopiero po dłuższej chwili poczułam, że koszula wuja jest mokra. Wyszeptałam zaklęcie, które ją osuszyło, a on zaśmiał się przez łzy.
CZYTASZ
Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2
Fantasía⚠️Drodzy! Książka przechodzi generalny remont. Jeśli zdecydujecie się czytać ją w tym momencie i znajdziecie jakieś błędy, koniecznie napiszcie w komentarzu! Bardzo mi pomożecie! 😊⚠️ Kontynuacja książki pt. "Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1...