Tym razem postanowiłam nieco nagiąć reguły i zamiast klasycznej długiej sukni założyłam legginsy i tunikę, sięgającą do połowy uda. Związałam włosy w kucyk i przyjrzałam się sobie w lustrze, zanim ostatecznie zdecydowałam, że jestem gotowa.
Markus już czekał w umówionym miejscu. Trzymał po jednym mieczu w każdej ręce, jakby nic nie ważyły.
– Dla ciebie. – Podał mi jeden z nich.
– Dziękuję. – Zacisnęłam palce na rękojeści. Jednak, kiedy Markus przestał mnie asekurować, o mały włos nie upuściłam sobie ostrza na stopę.
Wcale nie był taki lekki.
– Pomóc? – spytał z łagodnym uśmiechem.
– Dam radę – sapnęłam i z wysiłkiem podniosłam miecz ostrzem do góry.
Markus uchylił się w ostatnim momencie, unikając obcięcia ucha.
– Przepraszam – szepnęłam spanikowana.
– Nic się nie stało! – Machnął lekceważąco dłonią, a potem podszedł do mnie i nadział na czubek ostrza mały korek. To samo uczynił ze swoim.
– Dlaczego to zrobiłeś? – spytałam zdziwiona.
– Względy bezpieczeństwa. Nie chcemy przecież, żeby komuś stała się krzywda – odparł spokojnie.
Stanął za mną i chwycił mnie za rękę, w której trzymałam miecz.
– Pokażę ci podstawowe ruchy. Pokieruję tobą, dobrze? Stań pewniej na ziemi, nogi trochę szerzej. O tak, bardzo dobrze!
Markus wykręcał moją rękę w różne strony i wyprowadzał ciosy w powietrze, ale był przy tym tak delikatny, że wcale się nie męczyłam. Wręcz przeciwnie. Wszystko dookoła ucichło. Jedyne, na czym chciałam się skupić, to jego głos, ale ciepły oddech na szyi mocno mnie dekoncentrował.
Moje ciało reagowało na Markusa w sposób, w jaki do tej pory na nikogo innego. Ciężko mi było nazwać to uczucie, ale chciałam, żeby trwało wiecznie. Ciężko mi było nazwać to uczucie, ale chciałam, żeby trwało wiecznie.
Niestety skończyło się o wiele szybciej, niż bym sobie tego życzyła. Markus puścił mnie i odsunął się o krok.
– Może zróbmy przerwę? – odchrząknął i wskazał mi coś ruchem oczu.
Podniosłam wzrok w tamtym kierunku i uśmiechnęłam się kwaśno. Mieliśmy towarzystwo. Wuj i mama stali na tarasie i patrzyli na nas z góry. Nawet z tej odległości widziałam, jak bardzo się między sobą różnią. On wyglądał tak, jakby lada moment był gotowy przeskoczyć przez barierkę, żeby mnie ratować, a ona wydawała się aż za bardzo zadowolona z tego, co do tej pory udało jej się zobaczyć.
– Walczmy – powiedziałam z powagą i wyprowadziłam cios.
– Słucham? – wykrztusił i w ostatniej chwili zrobił unik.
Moje ostrze minęło go o milimetr.
– Chcę walczyć – oznajmiłam i zaatakowałam ponownie.
Tym razem nasze miecze spotkały się z ostrym zgrzytem. Ledwo udało mi się utrzymać mój w ręce.
– Spokojnie, Amando! – sapnął i nieco za mocno sparował kolejny cios.
Mój miecz odleciał na odległość kilku metrów, a ja razem z nim. Markus nie zdążył mnie złapać. Uderzyłam boleśnie o ziemię i warknęłam z irytacją.
– Jesteś cała? – Nachylił się nade mną z troską i podał mi rękę. Przyjęłam ją, ale niechętnie.
Podniosłam głowę i spojrzałam ze złością na obserwującą mnie z wysokości rodzinę. Machinalnie potarłam kark dłońmi. Palce zaplątały mi się w łańcuszek.
CZYTASZ
Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1. Część 2
Fantasy⚠️Drodzy! Książka przechodzi generalny remont. Jeśli zdecydujecie się czytać ją w tym momencie i znajdziecie jakieś błędy, koniecznie napiszcie w komentarzu! Bardzo mi pomożecie! 😊⚠️ Kontynuacja książki pt. "Tajemnica rodu Emeraldów. Amanda. Tom 1...