dwa

1.3K 48 4
                                    


are you ready for it...?

...

Amber

Wyszłam z gabinetu dyrektora lekko oszołomiona. A może nawet trochę bardziej niż lekko. 

W gruncie rzeczy nie dowiedziałam się tam niczego przydatnego. Pan Quenter polecił poczekać mi na korytarzu, gdzie przyjdzie po mnie jakiś pracownik, żeby pomóc mi się wdrożyć.

Swoją drogą, ten straszy facet był naprawdę mocno walnięty. I nie mówię wcale, że to źle. Nie narzekam, żeby nie wyjść na marudę. Jednak nie tego spodziewałam się po szefie, a jednocześnie założycielu tak potężnej działalności.

Właściwie to nie jestem przekonana, jak wyobrażałam sobie Henry'ego Quentera. Prawdopodobnie jako typowego, ponurego bossa, który nie potrafi nawet uśmiechnąć się do pracownika. A tu taka niespodzianka. 

Zastanawiało mnie, jak udało mu się zajść tak daleko, jednocześnie będąc tak nietypowym. Oryginalnym. Ale być może właśnie w tym rzecz. Ciekawe, jakie jeszcze niespodzianki mnie tu czekają.

Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zbliżających się kroków, przez co uniosłam wzrok, spoglądając na drugi koniec korytarza. Czarne męskie lakierki, idealnie wypolerowane, że aż z daleka oślepiały swoim błyskiem. To one tak postukiwały. Świeżo wyprasowana, śnieżnobiała koszula z rozpiętym guzikiem pod samą szyją. A do tego czarny garnitur, skrojony perfekcyjnie na miarę właściciela. 

O Boże. Czyli to jednak prawda.

- Halo? Słyszy mnie pani? - zapytał nagle mężczyzna, niespodziewanie szybko znajdując się tuż przede mną. - Szef nie wspominał, że jest pani.. - w tym miejscu odchrząknął - niesłysząca.

O, cholera. Chyba trochę się zagapiłam. Wewnętrznie parsknęłam śmiechem na myśl o tym, że to, o czym wczoraj mówiłam wcale nie było żartem. Oni naprawdę tak wyglądają. Oczywiście zachowałam te uwagi dla siebie, żeby nie wyjść na niegrzeczną.

- Nie, nie jestem. - odparłam, patrząc na niego z rezerwą - Trochę się rozkojarzyłam.

- Wcale mnie to nie obchodzi. Tutaj przychodzi się ciężko pracować, a nie rozmyślać czy filozofować. 

- Słucham? - tym razem chyba rzeczywiście się przesłyszałam.

Mężczyzna w ciągu ułamka sekundy przybrał na twarz firmowy uśmiech, a ja wykorzystałam tę chwilę, aby dokładniej mu się przyjrzeć. Uśmiech zniknął z jego twarzy tak szybko, jak się tam pojawił i wiedziałam, że nie miał on w sobie nic ze szczerości. Mężczyzna miał smukłą twarz z mocno zarysowaną linią szczęki. Jego skórę w tym miejscu pokrywał lekki, parodniowy zarost. Jego oczy były koloru szarego, wręcz stalowego, co akurat uchodzi za rzadkość. Ozdabiały je grube i ciemne rzęsy. Do tego ciemnobrązowe, nieco dłuższe włosy, unoszące się nad jego czołem.

- Gabriel Valenti. - zreflektował się i przedstawił, więc podałam mu rękę, którą uścisnął mocno. Ałć. To tak specjalnie? Żeby mnie zniechęcić albo przetestować, czy się nadaję?  - Chodźmy. Mam pokazać pani nowe miejsce pracy, a nie mam na to całego dnia.

Po tych słowach odwrócił się i tak po prostu ruszył przed siebie. Nie czekając nawet na moją odpowiedź, ani nie patrząc, czy w ogóle za nim idę. To bezczelne zachowanie podniosło moje ciśnienie o jeden stopień za wysoko, a nie ukrywam, że kiedy to się dzieję, staję się dosyć nerwowa.

Choć z reguły ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi. 

- Każdy tutaj zachowuje się w ten sposób? - zapytałam, wiem, niezbyt miło, ale aktualnie miałam to gdzieś, dorównując mu kroku.

MEAN GAME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz