dwanaście

902 31 0
                                    


are you ready for it...?

...

Gabriel

Zajechaliśmy na duży parking pod apartamentowcem, wewnątrz którego znajdowało się moje mieszkanie. Odetchnąłem z ulgą sądząc, że jest już po wszystkim. Walter Crimson, bo najprawdopodobniej był to właśnie on, nie zrobił nam wiele krzywd, a najważniejsze, że nie zdążył nas zabić. 

A było naprawdę blisko, czego ani trochę nie dawałem po sobie pokazać.

Amber była zdenerwowana i dosyć mocno poobijana. Miała rozciętą rękę, z której nastąpił silny krwotok. Teraz zauważyłem także kolejną rysę na jej obojczyku. Mogła mieć ich o wiele więcej. To definitywnie należy sprawdzić i właściwie opatrzyć. 

Kobieta siedziała obok mnie w fotelu, wyglądając na lekko roztrzęsioną, co wcale mnie nie zaskakiwało. Jej spojrzenie błądziło gdzieś daleko a palce nerwowo uderzały o kolano. Nawet nie zareagowała, kiedy w końcu się zatrzymaliśmy. Po prostu siedziała, zupełnie jakby na chwilę gdzieś odpłynęła.

- Amber. - wypowiedziałem powoli i nie za głośno, wpatrując się w jej boczny profil. Nawet na mnie nie spojrzała. - Jesteśmy. Chodź ze mną.

Nawet nie drgnęła. 

- Amber. - powtórzyłem raz jeszcze, aż w końcu jej czekoladowe spojrzenie spoczęło na moich oczach. - Dasz radę wysiąść? 

Rivers pokręciła przecząco głową.

- Nie. Masz mnie odwieźć do domu. - oznajmiła ostro, powracając do normalnej wersji siebie. Jej strach opadł na moment i nie musiała już mnie słuchać. Nie walczyła już o swoje życie, które mogło się zakończyć w każdej sekundzie. Zresztą zacząłem się nawet zastanawiać, czy strach jest w stanie sparaliżować tę kobietę. I doszedłem do wniosku, że nie jest. Nikt nie jest. - Albo chociaż do firmy. Pojadę sama. - kontynuowała.

- Jesteś cała pokaleczona. - stwierdziłem, znacząco na nią spoglądając - Nigdzie nie pojedziesz w takim stanie, Rivers. Daj sobie pomóc.

- I co niby zrobisz? Uratujesz mnie od tego wszystkiego? - zapytała z wyraźnie podkreśloną ironią - Daj spokój, Gabriel. Nie jesteś w stanie mi pomóc, więc oszczędź sobie czasu i nie próbuj.

- Pomyślałaś o tym, że Crimson może chcieć cię dopaść? 

- Niby czemu? - nie rozumiała.

Wzruszyłem tylko ramionami. Powiedzmy, że miałem swoje powody, aby tak twierdzić.

- A dlaczego zrobił to tym razem? Nie strzelał do mnie, Amber, tylko do ciebie. Tylko idiota by tego nie zauważył. - odparłem z przekonaniem, patrząc z powagą w jej oczy, gdzie ponownie pojawiło się ziarno niepewności - Widocznie zależy mu na tym, żebyś nie prowadziła tego śledztwa. Żebyś nie kręciła się koło niego i nie pokazywała w jego okolicy.

- Niczego nie rozumiem. - mruknęła, marszcząc brwi - Crimson mógłby chcieć mi coś zrobić? Niemożliwe. Po prostu przed nami uciekał i musiał się bronić. Strzelał na oślep. Cholera wie, co jeszcze ma na sumieniu. Może sprawa z Dephry'm to nie jego jedyna?

- Być może, ale na twoim miejscu zachowałbym ostrożność. - ostrzegłem ją nie na żarty, przez co spojrzała na mnie jak na idiotę.

- Mam sobie wynająć ochroniarza? Zabarykadować się w domu i nie wychodzić, aż w końcu ktoś dopadnie Crimsona lub kiedy sam zdechnie? - zaśmiała się sarkastycznie - Rany, ty naprawdę jesteś chory, jeśli szukasz w tym swojej szansy na zwycięstwo.

MEAN GAME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz