szesnaście

862 35 12
                                    

are you ready for it...?

...

Amber

Nie mam pojęcia, gdzie jestem. Nie wiem nic.

Dookoła widziałam tylko rozmazane twarze przechodniów i jasne światła z ulicy i apartamentowców mieszkalnych. Nic poza tym. Nie potrafiłam rozpoznać niczego, włącznie z tym, czy kiedykolwiek wcześniej zawitałam już w tej okolicy. Być może kiedyś i to tylko przejazdem i nie zapamiętałam niczego.

Cóż, Nowy Jork to ogromne miasto i właściwie się sobie nie dziwię. Nie wiem, czy istnieje ktoś, kto zna je całe, krok po kroku. Ja na pewno do tych osób nie należałam.

Cały widok rozlewał mi się przed oczami i parę razy zostałam już opieprzona za to, że niechcący w kogoś wpadłam. Nie miałam już ani trochę siły. Na moje oko przebiegłam jakieś dobre dwa kilometry, a może nawet i więcej i to w literalnie zabójczym tempie, czego nie zdarzało mi się robić często. Nie hiperbolizuję.

Dość. Już nie wytrzymam. 

Zatrzymałam się, pochylając i łapiąc za klatkę piersiową. Kurwa, nie mogę oddychać. Nie wiem, co mi jest. Nie jestem żadnym sportowcem i jeśli mam być szczera, nie pamiętam kiedy ostatnio podejmowałam jakiś większy wysiłek niż przejście się na krótki spacer. Moja kondycja jest w upadającej formie, a do tego wszystkiego dochodziły jeszcze nerwy. Mam tylko nadzieję, że nie czeka mnie jakiś pierdolony zawał serca. Jeszcze chwila i się tu, kurwa, uduszę, wśród tych wszystkich ludzi i nowojorskiego tłoku samochodów i świateł.

To byłaby doprawdy piękna śmierć, której chyba jednak wolałabym uniknąć.

Z trudem złapałam oddech, usiłując powrócić do racjonalnego myślenia, bo biegnąc tak przed siebie bez celu, nie myślałam zbyt wiele o niczym oprócz tego, żeby się nie zatrzymywać. Co teraz? Co mam zrobić? Nie ma  przy sobie niczego, nawet telefonu, abym mogła się z kimś skontaktować. Nie wiem także, gdzie się znajduję. 

To cud, że udało mi się to przeżyć, wiem o tym. Scenariusz tej historii mógł być zupełnie inny, o wiele gorszy, ale w gruncie rzeczy wciąż tkwię w martwym punkcie, nie mając pojęcia, jaki będzie mój następny krok.

Co dalej? To był właśnie genialny plan Gabriela? Kazał mi spierdalać jak najdalej stąd i mu się to, kurwa, udało. Tylko dlaczego? Jaki miał w tym cel? Co kombinował, a może w rzeczywistości nie miał tak naprawdę żadnego konkretnego planu. Może był w tym równie zagubiony i rozkazał mi zrobić pierwsze, co przyszło mu na myśl. Mimo iż to do niego niezbyt podobne, bo jego akcje zwykle wydają się dobrze przemyślane.

Boże. On tam został.

Został sam na sam z tym psycholem, który cholera wie, co może mu zrobić. Może go zaatakować i zajebać, jak tylko uda mu się sięgnąć po swoją broń. Z tego co zdążyłam zobaczyć, samochód Gabriela był wyraźnie uszkodzony i nie jestem pewna, czy zdoła go w ogóle odpalić i gdziekolwiek uciec. 

W mojej głowie pojawił się idiotyczny pomysł, żeby tam wrócić. Albo ściągnąć pomoc. Kurwa, nie wiem, zrobić cokolwiek, żeby znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Nie powinnam go tam zostawiać, mimo wszystko. Nie chcę mieć z tego powodu wyrzutów sumienia do końca życia.

- Przepraszam, czy mogłabym skorzystać z pani telefonu? - zaczepiłam przypadkową kobietę na ulicy, wyglądającą na około czterdzieści lat. Szła sama i z daleka wydawała się dość miła, a że nie miałam zbyt wielkiego wyboru, postanowiłam spróbować. - Mój się rozładował i straciłam łączność ze światem. - wytłumaczyłam się jej.

- Ja znam te wasze sztuczki! Oszuści, złodzieje! Zacznie pani dzwonić, a potem zwieje i po telefonie! - zaczęła mnie wyklinać, wymachując przy tym rękami na wszystkie możliwe strony. Rany, tego nie przewidziałam. - Zaraz zadzwonię na policję i się pani doigra!

MEAN GAME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz