dwadzieścia siedem

679 21 0
                                    


are you ready for it...?

...

Gabriel

Zmrużyłem powieki, kiedy światło słoneczne, wpadające do mojego pokoju przez szczeliny w roletach, skierowało swoje promienie prosto na mnie, jakby tym sposobem celowo chciało mnie obudzić. Jednak ja wcale nie miałem ochoty na to, by wstawać. Najchętniej przeleżałbym w łóżku jeszcze co najmniej kilka dni, wdychając przepiękny zapach, jaki zostawiła po sobie moja kobieta. 

Kobieta, której nie było już obok mnie.

Ta myśl sprawiła, że szybko zerwałem się do pionu, siadając na swoim łóżku i nerwowo rozglądając się wokół siebie. Jednak jako że dopiero się obudziłem, obraz przed moimi oczami ilustrował się całkowicie zamazanie, a ja przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie dostrzec zupełnie niczego. 

Postanowiłem jednak nieco się uspokoić. Być może Amber najzwyczajniej w świecie wyszła do toalety albo zgłodniała i poszła zajrzeć do lodówki, która swoją drogą chyba była pusta, gdyż nie pamiętam, kiedy ostatnio robiłem jakiekolwiek zakupy. To, że jej tu nie ma, wcale nie musiało oznaczać, że nagle zmieniła zdanie i postanowiła ode mnie uciec. Nie po tym, co miało miejsce wczorajszego wieczoru. Nie zrobiłaby tego.

Wziąłem do płuc głęboką dawkę powietrza, wzdychając głośno i wracając do pozycji leżącej. Nie musiałem się jeszcze zrywać. Jak zwykle rano, potrzebuję kilku minut na porządne rozbudzenie swojego mózgu. W innym wypadku nie jestem w stanie logicznie myśleć lub przez cały Boży dzień jestem na wszystko wkurwiony. A jasne i przejrzyste myślenie jest akurat podstawą mojej pracy, więc nie zamierzałem sobie tego odmawiać. 

Tym oto sposobem spędziłem w swoim łóżku jeszcze jakieś dobre dziesięć minut, zanim w końcu podjąłem decyzję, aby wstać. Podniosłem się i rozejrzałem po podłodze za swoimi spodniami. Nie było ich tam. Ani mojej koszuli, co wydało mi się odrobinę intrygujące. Ktoś musiał je sobie przywłaszczyć, a ja miałem pewne podejrzenia co do tożsamości tej osoby.

Uśmiechnąłem się do siebie głupio pod nosem i otworzyłem sporej wielkości szafę z ubraniami, wyjmując z niej czarny, bawełniany szlafrok i wkładając go na siebie. Powolnym i zaspanym krokiem ruszyłem w stronę kuchni, wciąż będąc odrobinę zaspanym. 

Znalazłszy się w tym pomieszczeniu, nigdzie nie ujrzałem Amber, co szczerze powiedziawszy, przyprawiło mnie o lekki zawał. A jako że jestem już dosyć stary, co moja kobieta lubi podkreślać, nie było to dla mnie zbyt bezpieczne.

Po chwili jednak ujrzałem kawałek papieru, leżący na frontowym blacie w mojej kuchni. Podszedłem tam i przybliżyłem go do swoich oczu, wczytując się z uwagą w jego treść.

Wyszłam po coś słodkiego, bo chyba przestaje mi pan wystarczać.

Biorę kluczyki i twoje ciuchy. Czekaj na mnie w łóżku.

Kocham cię.

Xoxo, Amber.

Oczywiście. To mocno w stylu Rivers, ale przynajmniej dzięki temu mogłem chociaż odrobinę przestać się martwić. Sięgnąłem po swój telefon, pozostawiony na stoliku w salonie. Nie mam bladego pojęcia, jakim cudem się tam znalazł, ale nie zamierzałem się nad tym długo zastanawiać. Kliknąłem w ikonę wiadomości i odnalazłem odpowiedni numer, który całkowitym zbiegiem okoliczności znalazł się jako pierwszy na mojej liście. 

Cóż mogę rzec. Nikogo chyba nie dziwi fakt, iż nie posiadam w swoim życiu czegoś takiego jak przyjaciele czy nawet znajomi, bo z tego co się orientuję, to chyba niższa ranga, zatem nikt nie zapełnia mojej skrzynki wiadomościami. Jeszcze bardziej przewidywalne jest natomiast to, że mam na to w pełni wyjebane. Taki już jestem i nic na to nie poradzę. 

MEAN GAME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz