are you ready for it...?
...
Amber
Ubrałam się w czarną, obcisłą sukienkę, sięgającą mi poniżej kolan, którą przygotował dla mnie Gabriel. W ogóle mi się to nie podobało i wcale nie miałam na myśli tego kawałka materiału. Wychodzenie gdziekolwiek, w czymkolwiek i z kimkolwiek, a zwłaszcza z nim, było opcją, która najmniej odpowiadała mi w tym momencie.
Jestem na niego tak cholernie wkurwiona, że nic nie jest w stanie poprawić mi humoru. A ten pierdolony bankiet dla prawniczych ważniaków może go tylko pogorszyć.
Jestem także zła na to, że nie mogę nawet wrócić do własnego domu. Ktoś w bardzo skuteczny i zaplanowany sposób mi to uniemożliwia. I bynajmniej nie jest to Gabriel. W tej kwestii go nie winię, choć mógł pozwolić mi zatrzymać się u Camili. To byłoby o wiele wygodniejsze dla nas obojga i najprawdopodobniej nie doszłoby do... tej sytuacji.
Sytuacji, w której ponownie staliśmy się swoimi przeciwnikami i wzajemnie się unikamy, aby nie umacniać napięcia między nami. Oboje doskonale wiemy, że nie jesteśmy w stanie wrócić do normalności po tym, co zaszło. Teraz i kiedyś. A mimo wszystko oboje wciąż do tego dążymy. Udajemy, że nic nie miało miejsca.
A w rzeczywistości nadal pamiętamy o wszystkim, co między nami zaszło.
O sytuacji, która miała miejsce w głównej bibliotece na Silver Lakes. Pamiętam każdą chwilę, podczas której pisałam do niego te pierdolone listy. To, ile łez wypłakałam nad tymi skrawkami papieru. Jak wiele mnie to kosztowało i jak trudne było to dla nas obojga.
Bo młoda Amber była na tyle głupia, żeby zakochać się w starszym bracie swojego pierwszego w życiu chłopaka. Czyż nie brzmi to idiotycznie?
W życiu nie przyznam się jednak do tego, że to ja jestem ich autorką. Zamierzam wciąż tkwić w przekonaniu, iż napisała je zupełnie przypadkowa osoba. I że wcale nie są one zaadresowane do Gabriela Valenti.
W tym momencie nic mnie nie obchodzi. Nawet kwestia mojego pierdolonego bezpieczeństwa, co nieustannie powtarzał. Mam to gdzieś. Zaraz po skończonym bankiecie, wracam do domu i nie interesuje mnie to, czy ktoś mnie tam znajdzie. Czy przyjdzie po mnie i zwyczajnie mnie zajebie. Mam dość i nie zamierzam ciągnąć tej zabawy w chowanego ani chwili dłużej.
Wsunęłam na nogi równie czarne szpilki, zapinając je i wstając z oparcia sofy w salonie. Gabriel zażądał, abym była gotowa do wyjścia w ciągu dwudziestu minut, ale miałam w dupie jego żądania i zasrane wymysły.
Jeżeli już gdzieś wychodzę, chcę wyglądać ładnie i jakoś się prezentować, jak w końcu przystało na poważną panią mecenas, więc nie zamierzam się tym przejmować. Potrzebuję czasu, aby w pełni się przygotować. Zarówno fizycznie, jak i mentalnie.
Kiedy w końcu po parunastu minutach czasu wyszłam z toalety, po skończeniu prowizorycznego make-upu, Gabriel czekał już w korytarzu, opierając się o ścianę i spoglądając na mnie, gdy tylko znalazłam się w polu jego widzenia.
- Zastanawia mnie, skąd posiadasz w swojej szafie takie seksowne ciuszki? - zapytałam, przechodząc koło niego obojętnie i kierując się w stronę drzwi. - Jakoś do tej pory cię w nich nie widziałam. Powinieneś częściej je na siebie wkładać. Na pewno zyskałbyś w oczach swoich klientów i dyrektora.
- Nie należą do mnie, ale masz rację, są bardzo seksowne. - mężczyzna przyznał mi rację, stając tuż za moimi plecami - Masz szczęście, że znalazłem sklep z opcją błyskawicznej dostawy i recepcjonista za drobną opłatą zgodził się je tu dostarczyć, gdyż nie zamierzałem dziś wychodzić z mieszkania.

CZYTASZ
MEAN GAME [+18]
RomanceMłoda prawniczka, Amber Rivers, dostaje ofertę pracy w jednej z najlepszych kancelarii w Nowym Jorku. Tym samym zostaje współpracowniczką tajemniczego i niezwykle chłodnego adwokata, Gabriela Valenti. Oboje otrzymują zlecenie w tej samej sprawie...