are you ready for it...?
...
Amber
Wróciłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi na dwa zamki. Jedynym czego teraz potrzebowałam, to pobyć sama ze sobą w niezmąconym spokoju i ułożyć nagromadzone myśli w swojej głowie, która zdecydowanie była teraz nimi przepełniona.
Nie wpuściłam nawet Camili, kiedy mnie odwiozła i odprowadziła do samego mieszkania. To wszystko, co działo się w ostatnim czasie było przerażające zarówno dla mnie, jak i dla niej. Moje życie znienacka stało się niezwykle dynamiczne i przepełnione sporą dawką adrenaliny. Czasami robiło się wręcz ekstremalnie.
Przyjaciółka martwiła się o mnie, widziałam to wyraźnie wymalowane na jej twarzy. Z niechęcią pozwoliła mi zostać samej i nawet zabroniła wychodzić mi z domu. Zapewne powiedziała to pół żartem pół na poważnie, ale w rzeczywistości przeszło mi to przez myśl.
Czy będę musiała się tu zabarykadować niczym Roszpunka w swojej wieży, jeśli ktoś nie przestanie mnie dręczyć? Ktokolwiek to był.
Wystraszyłam się nie na żarty, czego starałam się nie dawać po sobie poznać. Tworzyłam ogromną barykadę, zbudowaną z pewności siebie i obojętności, za którą kryła się gruba warstwa strachu i niepewności. W rzeczywistości bałam się jak cholera, zwłaszcza po swoim dzisiejszym odkryciu.
Wiem, że muszę być teraz silna i nie dawać się zbytnio ponieść emocjom. Muszę to przetrwać, bo nie mam innego wyjścia. Nie mogę pozwolić sobie na strach, nawet nie wiadomo przed kim lub przed czym.
Dam radę, muszę to sobie powtarzać, bo inaczej zwariuję.
W całej tej swojej krzątaninie myśli, ledwo usłyszałam dzwonek do drzwi. A zaraz po nim pukanie, gdyż chyba rzeczywiście nieco się zamyśliłam i trochę to trwało.
Wstałam z kanapy, wzdychając ciężko i podeszłam do nich, żeby otworzyć. Nie byłam nawet ubrana na żadne spotkanie. Siedziałam w dresowym komplecie all black, będąc właśnie w swojej reputation era z nadzieją, że pomoże mi się to w nie daniu się.
A ponoć złego diabli nie biorą, więc chyba nie mam się czego obawiać.
Po drugiej stronie ujrzałam twarz Gabriela, który trzymał w dłoniach butelkę wina. I to mojego ulubionego. Nie mam pojęcia, jak udało mu się trafić, gdyż nie był to najpopularniejszy produkt. Lubiłam smakować. Miał na sobie ten sam czarny golf co rano i wyglądał w nim kurewsko gorąco.
Jak sam Lucyfer, choć raczej powinien być jego adwokatem. Wow, aż dziwne że żarty nadal trzymają się mnie nawet w tak kiepskim humorze.
Obcisły materiał w piekielnie seksowny sposób uwydatniał łagodny zarys mięśni jego ramion i klatki piersiowej. Dziwnym trafem nawet się dopasowaliśmy. Jak jakieś pieprzone all black duo.
Jak, kurwa, na pogrzeb.
- Już myślałem, że cię uprowadzili.- skomentował na wstępie, będąc przy tym klasycznie niemiłym, co po tylu naszym rozmowach mogłam już z łatwością przewidzieć. I nawet nie oczekiwałam niczego innego z jego strony. Był sobą i chyba lubiłam to w nim. - Nie miałbym wyjścia. Musiałbym rozpocząć kolejny pościg.
- Prędzej potknąłbyś się o własne nogi, zanim zdążyłbyś jeszcze wsiąść do samochodu, który swoją drogą też jest już po przejściach. - przewróciłam na niego oczami - Fajnie się jeździ z wyjebaną szybą?
- Na całe szczęście Quenter docenił mnie jako swego poddanego i załatwił mi awaryjne auto służbowe. Mamy czym uciekać. - oznajmił, uśmiechając się pod nosem, kiedy uchyliłam przed nim drzwi, w końcu wpuszczając go do środka.
![](https://img.wattpad.com/cover/345341188-288-k953837.jpg)
CZYTASZ
MEAN GAME [+18]
Любовные романыMłoda prawniczka, Amber Rivers, dostaje ofertę pracy w jednej z najlepszych kancelarii w Nowym Jorku. Tym samym zostaje współpracowniczką tajemniczego i niezwykle chłodnego adwokata, Gabriela Valenti. Oboje otrzymują zlecenie w tej samej sprawie...