4- RESZTKI GODNOŚCI OPUŚCIŁY MOJE CIAŁO

826 32 4
                                    

CHARLES

- Charlesie Benjaminie Braylonie, słuchaj jak do ciebie mówię!- wykrzyczała szatynka, na co zaciskając pięści, odwróciłem się w jej stronę.

Na ogół byłem spokojny, bywały jednak sytuacje, takie jak na przykład ta, kiedy ciężko było mi utrzymać nerwy na wodzy.

- Colchican.- Powiedziała, zbliżając się do mnie. Zacisnąłem mięśnie żuchwy, by nie powiedzieć czegoś niestosownego, choć było ciężko.- Spróbujmy jeszcze z tymi tabletkami. Podobno są naprawdę skuteczne. Co nam szkodzi?

Postanowiłem liczyć do dziesięciu, by się uspokoić. Raz.... Dwa.... Trzy.... Cztery....

- Nam?! Jakim, kurwa, nam?!- to było silniejsze ode mnie. Kobieta wzdrygnęła się na ten mój nagły wybuch, ale nie obchodziło mnie to. Jakbym choć sekundę dłużej trzymał w sobie to wszystko, rozniosłoby mnie.- Nie przypomina mi się, żebyś ty też chorowała!

- Po pierwsze, uważaj na słowa! Po drugie, chcę twojego dobra, nie rozumiesz?!- Wyrzuciła ręce w powietrze, a jej oddech znacząco przyspieszył.

- Nie mam zamiaru znowu truć się jakimiś lekami. Trzy razy próbowałem, a nie dawały żadnych efektów, a wręcz pogarszały mój stan, więc nie. Nie ma pieprzonej opcji, żebym do tego wrócił.- Knykcie mi pobielały przez to, że tak mocno wbijałem je w wewnętrzną stronę mojej dłoni.

- Nie masz żadnego fizjoterapeuty teraz! Coś musisz robić, żeby choroba ci się nie zaostrzyła! Przecież już dzisiaj miałeś atak, do cholery!

- Nie. Będę. Brał. Żadnej. Farmakologii.- Wycedziłem, obracając się na pięcie by wyjść z pomieszczenia, lecz coś, a raczej ktoś, mnie powstrzymał.

Dziewczynka z ciemnymi blond włosami stała, opierając się o drzwi. Jej oczy lśniły, przez co wiedziałem, że płakała.

Przekląłem w duchu, zbliżając się do niej. Zawsze tak reagowała na moje kłótnie z matką. Nigdy jednak nie odchodziła i mimo, że łzy spływały po jej policzkach, przysłuchiwała się temu do samego końca.

- Mia...- zacząłem łagodnie, kucając, by być mniej więcej jej wzrostu- nic się nie stało. Nie płacz.

Starłem pojedynczą łzę, która akurat spłynęła z jej oka.

- Czemu wy znowu...

- Czasem tak w życiu bywa, że ludzie się kłócą. To normalne.- Uniosłem jeden kącik ust w górę.

- Ale ty i mama cały czas to robicie.- Założyła ręce na piersi. Jej głos był cichy i delikatnie piskliwy.

Usłyszałem stukot obcasów, więc odwróciłem się i ujrzałem, że Veronica jak gdyby nigdy nic odeszła, nawet nie trudząc się na to, by wytłumaczyć swojej córce, żeby się nie przejmowała, ponieważ nic poważnego się nie wydarzyło. Jak zwykle przypadło to mnie.

- Ponieważ patrzymy na niektóre sprawy z całkowicie różnych perspektyw, przez co nasze opinie są inne, w skutek czego dochodzi między nami do małych sprzeczek.- Chcąc się podnieść, poczułem okropnie silny ból w odcinku krzyżowym kręgosłupa, co sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się grymas.- Zawsze jednak później, gdy już ochłoniemy, wyjaśniamy sobie sytuację i finalnie się godzimy. - Dodałem.

Czułem się nieco źle przez to, że ją tak okłamywałem, lecz pragnąłem pokazać jej w jaki sposób powinno wyjaśniać się konflikty. Miała dopiero dziewięć lat, więc jeszcze do końca rozumiała takie rzeczy, ale szczerze wierzyłem, że im więcej będę przeprowadzać z nią takich rozmów, tym szybciej zrozumie i nie będzie zachowywała się tak, jak ja oraz nasza matka.

Will the prince be mine? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz