Przejażdżka minęła nam w miarę spokojnie i przyjemnie. Może nie licząc rozmowy z Finnem, który nie miał żadnych pohamowań i gadał o wszystkim.
Kiedy weszliśmy do pałacu, było trochę po piętnastej.
- To ja już będę szła.- Oznajmiłam, przez co Braylon przeniósł na mnie wzrok, marszcząc brwi.- O wpół do szesnastej mam obiad z Matildą i innymi ze służby. Nie chcę się spóźnić, bo pewnie jeszcze będę błądziła szukając odpowiedniego pomieszczenia. Wiesz, wczoraj niby tam byłam, ale zapomniałam drogi i...
Szatyn wpatrywał się we mnie nieodgadnionym spojrzeniem, w skutek czego zaczęłam zastanawiać się, czy powiedziałam coś nie tak. Przecież Matilda wyraźnie mi wczoraj oznajmiła, że kolacje i obiady będę jadła normalnie ze służbą, ponieważ żadne z nas nie jest na tyle „uprzywilejowane" żeby jeść z rodziną królewską.
- Nie.- Powiedział po dłuższym czasie wpatrywania się we mnie.
- Co „nie"?- nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
- Nie jesz z nimi- poinformował.- Wszystkie posiłki jesz ze mną, moją matką i siostrą.
- Ale...
- Tak, wszyscy pracownicy jedzą wspólnie, lecz dla ciebie jest wyjątek. Przecież nie można bagatelizować rozkazów następcy tronu, prawda?- Uniósł kącik ust, a ja poczułam się fatalnie.
On robił dla mnie takie rzeczy, a ja... ja miałam go w sobie rozkochać.
Podczas gdy on traktował mnie w ten sposób, dla mnie był jedynie zakładem.Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka, jednak uśmiechnęłam się promiennie i skinęłam głową.
Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo pozory bywają mylne. Udawałam zwykłą fizjoterapeutkę, choć tak naprawdę chodziło mi tylko o jedno. O udowodnienie, że ktoś jest w stanie mnie pokochać, że to wcale nie we mnie tkwi problem.
Jednak tkwił. To we mnie był problem. Czemu? Bo nigdy nie powinnam była godzić się na ten zakład. Nie, gdy miałam świadomość jak to się może skończyć.Ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Jeszcze nie było dane mi zwiedzić tamtej części pałacu, do której zmierzaliśmy.
Charles otworzył masywne, drewniane drzwi, przepuszczając mnie. W pomieszczeniu już siedziała Veronica i dziewczynka, której włosy miały odcień ciemnego blondu. Miała duże, brązowe oczy i śliczną jasną karnację. Na jej buzi widniało kilka piegów, które dodawały jej uroku.
Kiedy tylko mnie dostrzegła, posłała mi szeroki uśmiech, ukazujący jej dołeczki w policzkach. Nie wiem czy kiedykolwiek widziałam tak piękne dziecko.
Natomiast szatynka obok niej zdawała się mieć inne nastawienie co do mojej osoby. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, a później wymamrotała coś pod nosem. Chamstwo.
I dopiero po tym zauważyłam jeszcze inną dziewczynę. Była mniej więcej mojego wieku i miała śliczne, długie blond włosy z gdzieniegdzie jaśniejszymi refleksami. Kolor jej oczu przypominał szafir, a makijaż jaki wykonała piękne je podkreślał. Miała na sobie niebieską sukienkę, a na nogach szpilki.
Nie kojarzyłam jej. Nie było jej na żadnej fotografii rodziny królewskiej.
Kątem oka spojrzałam na szatyna stojącego obok mnie. Jego spojrzenie było utkwione w blondynce, która uśmiechnęła się do niego, ukazując rząd idealnie prostych, białych zębów.
Wyglądała jak dziewczyna, przez którą w nastoletnim wieku popadłabym w kompleksy.
- Charlesie...- zaczęła, wstając ze swojego miejsca.
CZYTASZ
Will the prince be mine?
Romance„Ty pokazałaś mi życie, którego chciałem doznać" Ellie Rodriguez nie sądziła, że jeden wyjazd na Święta Bożego Narodzenia z przyjaciółmi do małego, uroczego miasteczka może tak wiele zmienić w jej życiu. Kiedy pewnego wieczoru przegrywa zakład, za...