Moja mama, Mary Rodriguez, była wspaniałą fizjoterapeutką. Nie jestem w stanie zliczyć ilu ludziom pomogła, ale jest ich wiele. Od zawsze powtarzała, że uwielbia swoją pracę i codziennie chodziła do niej radośnie, a nie z przymusu, tak jak niestety większość ludzi.
Założyła ona swój własny gabinet, z którym po jej śmierci ja oraz Christian musieliśmy coś zrobić. Tata początkowo chciał go sprzedać, lecz skutecznie odwiodłam go od tego pomysłu. Miałam wrażenie, że jakby go sprzedał, już nic nie zostałoby po mamie. A ja uporczywie pragnęłam czuć, że gdzieś ona jest.
To był główny powód czemu poszłam na taki kierunek studiów. Postanowiłam, że pewnego dnia będę przyjmować klientów w miejscu, w którym ona kiedyś to robiła.
***
Zeszłam na dół, przecierając zaspane i zmęczone powieki. Moje miedziano-bursztynowe włosy przypominały harmider, a ja sama czułam, że głowa mi pęka.
- Dzień doberek- przywitała mnie uśmiechem Hann, stojąc przy blacie w kuchni i pijąc coś ze świątecznego kubka.
Wyglądała jakby wcale nie miała kaca. Zastanawiałam się, jakim cudem ona jest najmłodsza, ale ma najmocniejszą głowę. Stała z idealnie uczesaną fryzurą, w dżinsach i świątecznym sweterku i w dodatku z pięknym, delikatnym makijażem, który ślicznie podkreślał jej urodę.
- Zrobić ci kawę?- Spytała, na co ja mruknęłam ciche "tak", znikając za drzwiami łazienki.
Podeszłam do lustra i przeraziłam się, gdy ujrzałam swoje odbicie. Zdawałam sobie sprawę, że nie wyglądałam najlepiej, jednak nie sądziłam, że jest aż tak źle.
Ściągnęłam piżamę, którą miałam na sobie, po czym weszłam pod prysznic, mając nadzieję, że chociaż to w małym procencie przywróci mnie do żywych. Nie powinnam była tyle pić...
Strumienie gorącej wody spływały po moim ciele, co sprawiało, że zaczynałam się rozluźniać, a wspomnienie z nocy napływały do mojej głowy.
Bar, przytulne wnętrze, przystojny kelner, dużo szotów i... zakład.
O. Mój. Boże.
Kompletnie zapomniałam, że założyłam się z dziewczynami o to, że poderwę chłopaka, którego mi wybiorą! I mam na to jedynie piętnaście dni, czyli mniej więcej dwa tygodnie!
Jakim cudem w dwa tygodnie mam sprawić, by chłopak się we mnie zakochał, lub poczuł jakiekolwiek romantyczne uczucie?
Wychodząc z kabiny, owinęłam swoje włosy ręcznikiem, a następnie ponownie ubrałam na siebie piżamkę. Umyłam zęby i by choć trochę uratować sytuację, zrobiłam makijaż składający się z korektora, różu, tuszu do rzęs i błyszczyka. Nie miałam siły na więcej.
Włosy delikatnie osuszyłam, rozczesałam i finalnie mogłam przyznać, że zaczęłam wyglądać jak człowiek.
- Gdzie jest Stella?- Spytałam, wychodząc, ponieważ dostrzegłam, że brunetki nigdzie nie było.
- Z bratem rozmawia.- Poinformowała blondynka, na co ja skinęłam głową i usiadłam na krześle, biorąc do ręki kubek z kawą.
- Dzięki.- Mruknęłam, upijając łyk tego pysznego napoju.
- Elllll!- Zbiegła po schodach Stell, o mało się przy tym nie wywracając.
Stanęła zdyszana obok miejsca, w którym siedziałam, a następnie wymieniając z Hann spojrzenie, uśmiechnęła się szeroko i zaczęła:
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale wczoraj o coś się założyłyśmy.- Przymknęłam powieki, jęcząc cierpiętniczo. Miałam ogromną nadzieję, że jednak o tym zapomniały.
CZYTASZ
Will the prince be mine?
Romance„Ty pokazałaś mi życie, którego chciałem doznać" Ellie Rodriguez nie sądziła, że jeden wyjazd na Święta Bożego Narodzenia z przyjaciółmi do małego, uroczego miasteczka może tak wiele zmienić w jej życiu. Kiedy pewnego wieczoru przegrywa zakład, za...