EPILOG

668 44 19
                                    

CHARLES

"I nie ma lekarstwa na wspomnienia, twoja twarz jest jak melodia. Nie opuści mojej głowy. Twoja dusza mnie nawiedza i mówi mi, że wszystko jest w porządku, ale ja chciałbym być martwy."

~ Lana Del Rey, Dark Paradise

Piętnasty grudnia.

Dokładny rok temu spotkałem Ellie Rodriguez. Miłość mojego życia i kobietę, która przez dokładne trzysta sześćdziesiąt pięć dni była w moich myślach non stop. Ciągle zastanawiałam się, co u niej, jak się ma, czy poukładała sobie jakoś życie, czy znalazła kogoś innego, a jeśli tak, to czy jest z nim szczęśliwa.

Koszmary miałem praktycznie co noc, większość dotyczyła jej. Każdej nocy budziłem się spocony i przerażony, krzycząc jej imię. I za każdym pieprzonym razem miałem nadzieję, że jakimś cudem będzie leżała obok mnie. Że wtulę się w jej drobne ciało, a jej zapach utuli mnie ponownie do snu.

Wziąłem ślub z Clarissą. Nie zrobiłem tego z własnej woli, zostałem do tego zmuszony. Wtedy byłem w takim momencie mojego życia, że było mi wszystko jedno. Nie interesowało mnie, co się ze mną stanie, więc nawet za bardzo nie walczyłem. Zgodziłem się na to, gdyż byłem cholernie zobojętniały na swój los.

Byłem jak jakiś pieprzony kwiat, który usychał każdego dnia, a wodą, która mogła go uratować, była po prostu Ellie. Nie musiałem nawet z nią rozmawiać. Chciałem po prostu na nią spojrzeć, żeby mieć pewność, że nic jej nie jest. Potrzebowałem upewnienia, że jest bezpieczna, bo z jakiegoś dziwnego powodu, cichy głosik w mojej głowie krzyczał, że jest źle.

W ciągu tego roku nie próbowała skontaktować się ze mną ani razu. Trochę mnie to zabolało, ponieważ miałem nadzieję, że jednak o nas zawalczy. Wówczas wziąłbym rozwód i po prostu, kurwa, poszedł wszędzie tam, gdzie ona.

Myślałem, że jednak coś do mnie poczuła, że odwzajemniała moje uczucie, że żałowała. Milczeniem pokazała mi, że jednak się tak nie stało. Od początku do końca byłem jedynie pięcioma tysiącami funtów.

Wyszedłem z limuzyny i skierowałem się do pałacu. Wróciłem z konferencji, która nieco się przedłużyła.

Po wejściu do budynku natychmiast podbiegł do mnie Philip.

- Wasza Królewska Wysokość.- Ukłonił się pospiesznie, trzymając w dłoni jakieś papiery.- Znalazłem dwie koperty, które mogą cię zainteresować.- Powiedział, podając mi je.

Zmarszczyłem brwi, patrząc na jedną różową, a drugą białą. Ja nie zajmowałem się przeglądaniem listów, więc zdziwiło mnie to, że sam osobiście mi je wręczył.

- Są one stare, ale ważne. Nie wiem jakim cudem się zawieruszyły i nikt ci ich nie podał.

- W porządku, Philipie. Dziękuję.- Powiedziałem, z zamiarem odejścia do swojej komnaty.

Zatrzymał mnie jednak kobiecy głos, wołający:

- Kochanie, jak było?!- Clarissa wyłoniła się zza rogu w przylegającej do jej bioder spódnicy, sięgającej do łydki oraz golfie. Na nogach miała szpilki.

- Jak zawsze.- Wzruszyłem ramionami, pozwalając, żeby pocałowała mnie w policzek.- Gdzie się wybierasz?- zapytałem, widząc, że zakładała na siebie płaszcz.

- Och, wybrać choinkę na jarmark. Wybieram się tam z Mią, ponieważ bardzo chciała mi towarzyszyć. Nie masz nic przeciwko? Przy okazji zajedziemy do sierocińca, aby upewnić się, że wszystkie datki wpłynęły.- Wyjaśniła, uśmiechając się lekko.

- Jasne, super, cieszę się.- Posłałem jej blady uśmiech, po czym ruszyłem w kierunku schodów, aby dostać się do sypialni.

Kiedy już znalazłem się w odpowiednim pomieszczeniu, zamknąłem za sobą drzwi i odetchnąłem głęboko. Odwiesiłem płaszcz i rozmasowałem sobie prawe kolano. Kiedy ból dokuczał mi na tyle często, że nie byłem w stanie już normalnie funkcjonować i ledwo chodziłem, zacząłem postępować tak, jak poleciła mi Ellie. I była cholerna różnica. Wciąż co jakiś czas odczuwałem dyskomfort, ale zdecydowanie rzadziej i nie tak silny, jak przedtem.

Opadłem na fotel, otwierając kopertę, która została wysłana wcześniej - tą różową.

Gdy zauważyłem od kogo została wysłana, zamarłem.

Mój najukochańszy,

Piszę do Ciebie ten list, żeby poinformować Cię o czymś bardzo ważnym. Ale zanim do tego przejdę, chciałabym Ci wszystko wyjaśnić. Po pierwsze, żałuję całą sobą tego, że podjęłam się tego głupiego zakładu. Nie mam żadnego wytłumaczenia na swoje zachowanie, ponieważ nic mnie nie usprawiedliwia, ale pragnę, żebyś wiedział, że nie potrafię spojrzeć na siebie w lustrze. Cieszę się jednak, że poukładałeś sobie życie na nowo, Charlie. Bardzo, bardzo mnie to uszczęśliwia, ponieważ Ty zasługujesz na szczęście jak nikt inny. Mimo, że nie dostaliśmy swojego happy endu, to musisz wiedzieć, że nigdy nie spotkałam kogoś, kto uzupełnił każdą brakującą część mnie, dopóki nie poznałam Ciebie. Kocham Ciebie miłością niewyobrażalnie wielką, Charlie. Nie liczę, że po tych wyznaniach do mnie wrócisz. Nawet nie mam na to nadziei. Po prostu czuję się lepiej z tym, że Ci to wyznałam, ponieważ wcześniej tego nie zrobiłam. A musisz mieć świadomość, że ktoś pokochał prawdziwego Ciebie. Ciebie nagiego, ale w aspekcie psychicznym. Bez żadnych masek i udawania. Zakochałam się w Twoich zielonych oczach, które były moim azylem. Czemu w oczach? Ponieważ wszystko inne się zmienia. Ciało, włosy, uśmiech. Tylko oczy zostają takie same.  Żywię nadzieję, że oczy naszego dziecka będą miały taki odcień, jak Twoje. Ponieważ dzisiaj dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Dwudziestego szóstego stycznia, czyli dokładnie równy miesiąc temu nasza relacja się zakończyła. Nie liczę, że pojawisz się w naszym życiu, gdyż zdaję sobie sprawę, że jesteś królem, więc masz zobowiązania. Nie śmiałabym nawet o to prosić, szczególnie, że nie chcesz mnie nawet widzieć. Po prostu uznałam, że powinieneś wiedzieć, ponieważ jest to również twoje dziecko.

Na zawsze Twoja, Ellie.

Płakałem? Nie. To za mało, kurwa, powiedziane. Ja wyłem, łkałem. Mój szloch odbijał się od ścian mojej komnaty i wracał z powrotem do mnie.

List został nadany w styczniu tego roku. Był jebany grudzień. Przez rok czekała na jakąkolwiek wiadomość zwrotną, ale nie dostała nic. Gdybym tylko dostał ten list wtedy, kiedy powinienem był, to wszystko potoczyłoby się inaczej.

Postanowiłem sobie, że po przeczytaniu drugiego listu, wezmę prywatny samolot i jak najszybciej dostanę się do Bostonu, żeby przepraszać ją na kolanach i liczyć na wybaczenie. Już urodziła, co oznaczało, że żyła tak daleko ode mnie sama z niemowlakiem. Nie pozwolę na to, żeby było tak dłużej. Dostaniemy happy end. Pierdolę ten tron, ślub, który wziąłem. Życie, którego pragnę to życie z Ellie Rodriguez i naszym dzieckiem. Niczego innego do szczęścia nie potrzebowałem.

Odpakowałem drugą kopertę i zacząłem czytać, a łzy moje gorzkie łzy skapywały na papier, mocząc go.

Mój najukochańszy, 

Tu znowu ja. Piętnasty wrzesień, dzień narodzin naszego syna oraz dzień mojej śmierci. Dzisiaj zrozumiałam swoją mamę, która wybrała mnie zamiast siebie. Ja dokonałam tego samego wyboru co ona. Życie za życie. Wybrałam Anakina Anthony'ego Braylona- naszego syna. Nie miej do mnie żalu i, proszę, zrozum mój wybór. Nie smuć się, nie opłakuj mnie. Umierałam szczęśliwa, zostawiając Ci owoc naszej miłości.

Na wieczność Twoja, Ellie.

Mój ryk rozpaczy rozniósł się po całym pałacu.

Will the prince be mine? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz