26- WYBÓR

458 26 49
                                    

*wrzesień*

"Powiedziałam o tobie gwiazdom."

- O, patrz teraz!- krzyknął tata, wskazując palcem ekran telewizora, na którym właśnie wyświetlał się jakiś gówniany film.

Przewróciłam oczami, mając serdecznie dosyć tego typu komentarzy, ponieważ słyszę je już od godziny.

- Marcus, nie rób tego! Nie!!!

Mężczyzna schował twarz w dłoniach, mamrotając pod nosem, że coraz głupsi są główni bohaterowie w filmach. Z tym akurat musiałam się zgodzić.

- Chcesz dokładkę?- spytałam, podnosząc się z kanapy i wskazałam na pusty talerz po obiedzie, leżący na stoliku kawowym.

- Nie.

Skinęłam głową, ruszając do kuchni, bo stwierdziłam, że ja bym jeszcze zjadła.

Wyciągnęłam garnek z lodówki i nałożyłam sobie trochę zupy do miski. Następnie podeszłam do kuchenki mikrofalowej, włożyłam tam naczynie i ustawiłam czas na dwie minuty.

Oparłam się o blat kuchenny, kładąc jedną dłoń na ogromnym już brzuchu. Od porodu dzieliły mnie dosłownie dni, a ja czułam w związku z tym ekscytację połączoną ze strachem. Ciążę przechodziłam fatalnie. Ciągłe mdłości, bóle brzucha, skurcze, zmiany nastrojów i bóle głowy. W żaden dzień w ciągu tych dziewięciu miesięcy nie czułam się w stu procentach dobrze. Jeden raz byłam u lekarza, lecz on jedynie mówił, że każda kobieta znosi to inaczej i że jeśli chciałam się "zabawić", to teraz muszę mierzyć się z konsekwencjami i mam nie marudzić. Po tej wizycie stwierdziłam, że za żadne skarby nie będę rodzić w tym szpitalu i dzięki nadgodzinom w cukierni, które niechętnie dał mi tata, nazbierałam wystarczającą ilość pieniędzy na opłacenie porodu w prywatnej klinice.

Od Charlesa nie dostałam żadnego znaku życia. Odkąd pod koniec stycznia wysłałam do niego list, tak nie dostałam żadnej odpowiedzi zwrotnej. Podejrzewałam dwa scenariusze. Pierwszy: nie chciał mieć ze mną do czynienia, więc po prostu to zignorował. Drugi: koperta zagubiła się w stosie wielu innych. Zawsze istniało jeszcze prawdopodobieństwo, że przeczytał, ale nic sobie z tego nie zrobił, chociaż nie chciało mi się w to wierzyć. Braylon był tak dobrym człowiekiem, że nigdy nie przeszedłby obok tego obojętnie. Na pewno by mi pomógł, choć pisząc do niego ten list, nie prosiłam o żadne pieniądze, bądź cokolwiek innego. Chciałam po prostu, żeby wiedział. Pragnęłam uniknąć takiej sytuacji, że jak kiedyś jakimś totalnym przypadkiem by się dowiedział o istnieniu naszego syna, miałby do mnie żal, że mu nie powiedziałam.

I akurat w momencie, kiedy usłyszałam piknięcie mikrofali, świadczące o gotowym jedzeniu, poczułam również niewyobrażalny ból. Spojrzałam na podłogę i ujrzałam wodę, ale także... krew.

Niewidzialna pętla zacisnęła się wokół mojego gardła, na widok czerwonej cieczy wypływającej... ze mnie.

- Tato!- krzyknęłam przerażona.- Tato, błagam, przyjdź!

Nie musiałam długo czekać, ponieważ już w kolejnej sekundzie ujrzałam Christiana, który do mnie biegł, jednak najpierw uderzył z impetem we framugę drzwi. Już wiem, po kim mam niezdarność.

- Co się dzie...- urwał, kiedy zobaczył co było na kafelkach. Przeniósł wzrok na mnie, a w jego oczach był po prostu strach.

Bałam się najgorszego - tego, że stracę dziecko. Nie mogłam na to pozwolić. Popadłabym chyba w depresję, gdyby coś takiego mi się przytrafiło.

Do oczu napłynęły mi łzy, których nawet nie próbowałam powstrzymać. Ból, który odczuwałam, był nie do opisania. Żadne słowa nie byłyby wystarczające, żeby wyrazić to, jak się czułam.

Will the prince be mine? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz