Rozdział 31

5.2K 322 29
                                    

Richard

Trzy tygodnie później

Patrzyłem jak biała trumna zjeżdża w dół a tabliczka na niej sprawiała, że nie mogłem oddychać „Ukochana żona" – te dwa słowa potrafiła człowieka doprowadzić na skraj obłędu.

W takiej chwili patrzyłem wstecz i zastanawiałem się co mogłem zrobić inaczej. Jak pokierować swoim życiem i uniknąć niektórych błędów. Nie zrobiłem wiele rzeczy a miałem przy sobie cudowną osobę, która mnie dopełniała. Która sprawiała, że byłem szczęśliwy.

Samantha weszła w moje życie, kiedy nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś ją spotkam. Ta jedna noc sprawiła, że nie mogłem przestać o niej myśleć a ona niczego sobie pojawiła się znienacka. Byłem wściekły, że tak mnie potraktowała i ma czelność stanąć przede mną. Poczułem tez ulgę, że mogę przez chociaż chwilę patrzeć na jej piękno.

Tak mało brakowało a...

- Wszystko w porządku? – zapytała ochrypłym od płaczu głosem.

Spojrzałem na nią zaszklonym wzrokiem zdając sobie sprawę jak mało brakowało a nie byłoby jej tutaj ze mną. Straciłbym ją na zawsze jednak śmierć ją ominęła. Walczyła o nas.

- Tak. – odparłem przyciągając ją do siebie.

Na ręce nadal miała temblak, który będzie musiała nosić jeszcze przez dłuższy czas. Kiedy lekarz wyszedł i powiedział, że wydobrzeje poczułem ulgę a potem płakałem jak dziecko. Nie obchodziło mnie kto mnie zobaczy. Najważniejsze była dla mnie moja żona.

Na szczęście po kilkunastu dnia wyszła ze szpitala a w mojej głowie nadal odżywa wspomnienie, kiedy się obudziła.


Czekałem dwadzieścia cztery godzin, żeby spojrzała na mnie tak jak dawniej. Jej piękne oczy spojrzały na mnie z czułością jakiej u niej jeszcze nigdy nie widziałem.

- Walczyłam o nas. – wyszeptała.

- Walczyłaś. – zaśmiałem się przez łzy. Dotknąłem jej dłoni delikatnie tak jak potrafiłem obiecując sobie, że już nigdy nie pozwolę jej upaść. – Kocham cię. – powiedziałem przez ściśnięte gardło.

Jej szczupłe ciało okryte pościelą sprawiało, że bladość na jej twarzy jeszcze bardziej nabierała głębi przez co wyglądała jak trup. Nic w tym dziwnego, bo operacja, którą przeszła była bardzo ciężka. Jej serce stawało dwa razy tylko dlatego że bark uciskał jedną z głównych żył i z wielkim trudem lekarzom udało się unormować jej stan.

Odkąd wyjechała z sali operacyjnej nie odchodziłem nawet na krok bojąc się, że gdybym to zrobił przegapiłbym moment, kiedy spojrzy na mnie tak jak zawsze. Ze szczerą miłością, która przechodziła wszelkie wyobrażenia. Siedziałem przy jej łóżku patrząc tępo w jej twarz modląc się, żeby w końcu otworzyła oczy. Ledwo udało mi się zasnąć w fotelu by po chwili się budzić. Nie mogłem spać wiedząc, że nie mogłem trzymać jej w ramionach i kiedy była tak daleko ode mnie chociaż tylko na łóżku obok.

- Ja kocham cię bardziej.

- Będziesz się ze mną licytować? – zażartowałem.

- Nie będę, bo przyznasz mi rację. – uśmiechnęła się. – Jestem chora. – zakasłała.

- Masz chorą rękę a nie gardło.

Parsknąłem śmiechem a w piersi poczułem niewyobrażalną ulgę. Splotłem jej palce z moimi i nie puszczałem ani na moment.

#3.Związani umową. Połączeni uczciwościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz