Rozdział 11

3.9K 293 8
                                    

Maya

Nie było mi łatwo patrzeć na radość mojej siostry, kiedy wiedziałam, że nigdy nie będę miała tego co ona. Dziecka, które nosiłabym pod sercem jak najcenniejszy skarb. Powinnam się już z tym pogodzić, ale to nie było takie łatwe jakby się mogło wydawać. Nie kiedy na każdym kroku widziałam matki z dziećmi jak szły chodnikiem a ja z ledwością odwracałam od nich wzrok.

Był jeszcze Anthony, który na każdym kroku pokazywał mi, że nie musimy mieć dzieci, aby być szczęśliwi. Wiedziałam to, ale i tak czułam ból w głębi serca. Tego nie da się jasno i prosto określić. Po prostu tak było i żadne jego słowa nie mogły tego zmienić.

- Zmęczona? – zapytał wchodząc za mną do domu. Cisza panująca w nim jeszcze dobitniej pokazywała, że nigdy nie zabrzmi tu śmiech dzieci. Wiem, że mieliśmy Bentleya, ale to nie to samo co trzymać w ramionach długo wyczekiwany cud.

- Trochę. – uśmiechnęłam się nieznacznie nie chcąc pokazać mu swojego bólu.

- To może coś obejrzymy? – zachęcał mnie układając dłonie na moich ramionach i powolnymi ruchami zaczął masaż. Przymknęłam oczy z ulgi jaka wypełniła mnie po zaledwie jednym dotknięciu.

- Możemy. – odparłam chętnie. Z nim mogłabym nawet i leżeć w łóżku, patrząc w sufit a czułabym się jak w najlepszym miejscu na świecie.

- W takim razie na co masz ochotę?

- Może jakiś thriller?

- A może jakiś horror? – rzucaliśmy propozycjami.

- Może być. – zgodziłam się wiedząc do czego to zmierza.

Nie znosiłam takiego typu filmów, ale on tak i nie dlatego że mu się podobały. Chciał ze mną obejrzeć horror tylko z tego względu, że bałam się ich więc za każdym razem przytulałam się do niego jak małpka i nie puszczałam, dopóki nie zobaczyłam napisów końcowych.

Anthony stwierdził po jednym takim filmie, że chciałby obejrzeć kolejny. Na co ja odmówiłam więc powiedział, że lubi jak się do niego przytulam. Tak więc te filmy stały się w pewien sposób naszym rytuałem i jakoś nie chcieliśmy go zmieniać. Może to było głupie, ale właśnie w takich chwilach – w momencie, kiedy się bałam – czułam, że pomimo wszystko jest przy mnie. Udowadniał mi to każdego kolejnego pięknego dnia.

- Popcorn czy chipsy? – pytał wprowadzając mnie do kuchni.

- A może tak to i to? – zaproponowałam uśmiechając się szeroko.

- Nie ma problemu. – zdjął marynarkę, którą potem odwiesił na oparcie krzesła. Podwinął rękawy koszuli i zaczął przygotowania, którym się przyglądałam.

Mieliśmy cały dom dla siebie. Edward z Sandrą wyjechali na weekend co zdarzało się im coraz częściej. Nie żebym narzekała po prostu wcześniej miałam go każdego dnia blisko siebie a co za tym idzie nie odczuwałam braku taty tak bardzo, bo on był przy mnie. Był bardziej jak dziadek, którego nigdy nie miałam, ale cieszyłam się jego szczęściem.

Z kolei Bentley nocował u kolegi. Ten dzieciak sprawiał, że czułam się jak jego mama, ale tylko w pewnym stopniu. Był już na tyle duży, że potrafił się sobą zająć, nie chciał, kiedy szykowałam mu śniadanie czy odrabiałam z nim lekcje. Chciał wszystko robić sam przez co czułam się niepotrzebna. Ale i tak każdy jego uśmiech, czy kiedy mnie przytulał sprawiał, że brakowałam mi macierzyństwa.

- Gotowa? – zapytał z miskami w rękach. W jednej unosił się piękny zapach masła wymieszanego z popcornem.

- Pewnie. – wyjęłam jedną z jego rąk i wzięłam kilka od razu. Przyjemny smak wręcz wypełnił moje usta na co aż jęknęłam. Można było się uzależnić od tego przysmaku.

#3.Związani umową. Połączeni uczciwościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz