#141

10 12 0
                                    

Obudził mnie wczesnym rankiem w dzień moich urodzin dźwięk trzaskających o siebie naczyń i rozmów dochodzący z parteru. Nie zdziwiło mnie, bo wiedziałam, że moja mama piekła moje ulubione ciasto z pomocą moich dwóch braci oraz małej siostrzyczki, z którymi, najpewniej, dyskutowała o tym, jak zdążyłam urosnąć przez całe te trzysta sześćdziesiąt pięć dni, choć wcale nie zyskałam tak wielu centymetrów wzrostu, ani moje rysy twarzy nie zmieniły się aż tak bardzo.

Przeciągnęłam się leniwie i przetarłam lekko sklejone od snu oczy, po czym zwlekłam się z łóżka, gotowa przebrać się w sukienkę, którą kupiłam specjalnie na ten dzień.

Wtem jednak zauważyłam, iż coś było nie tak. Moja sypialnia wciąż była wystrojona tak, jak normalnie, ale kolor ścian oraz mebli był jaśniejszy niż pamiętałam, na ścianie zamiast plakatów moich ulubionych aktorów wisiały obrazy elegancko ubranych ludzi, moje łoże miało piękny baldachim, a na mojej toaletce leżały kosmetyki, które wyglądały jakby zostały wyprodukowane sto albo dwieście lat wcześniej.

Przez chwilę stałam na środku pokoju zdezorientowana, myśląc, że nadal śnię.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Powiedziałam ciche "Proszę", mając nadzieję, iż moja rodzicielka, która byłam pewna, że wejdzie do środka, wytłumaczy mi, co się właściwie stało, lecz doznałam jeszcze większego szoku, zauważając jakąś nieznaną mi kobietę ubraną w strój pokojówki, trzymającą w dłoni srebrną tacę z jakimiś przedmiotami, która pokłoniła mi się zaraz po zamknięciu drzwi, powoli podchodzącą do mnie z delikatnym uśmiechem na ustach.

- Lady Miriam. - rzekła kobieta, biorąc do ręki szczotkę do włosów. - To już czas.

- Ale ja nie mam na imię Mir... - zaczęłam mówić, lecz zatrzymałam się gwałtownie, uświadamiając sobie coś przerażającego.

Moja prababcia miała na imię Miriam i pochodziła z wyższych sfer. Zmarła ona w swoje dwudzieste czwarte urodziny postrzelona z rewolweru przez swojego zazdrosnego byłego narzeczonego, który nie mógł się pogodzić z tym, iż wybrała ona kogoś innego zamiast niego. A jeśli ja wtedy, jakimś cudem, byłam nią, to znaczyło, że...

Wtem rozległ się odgłos wystrzału.

Straszne historieWhere stories live. Discover now