Chapter 13

390 30 40
                                    

-- Może się przewietrzymy? -- Spytała dziewczynka podbiegając do rodzicielki, która wróciła do czytania swojej książki.

To nie było rozsądne posunięcie. Kto normalny wychodził z trzyletnią dziewczynką o tak późnej porze, ale Los Santos słynęło z nocnego życia i Annie nie raz spotykała się z szalonymi rodzicami, którzy korzystali z wieczornego spokoju spędzali czas ze swoimi pociechami na placu będąc całkowicie do ich dyspozycji

-- Jesteśmy na ogrodzie April masz dość tlenu nie sądzisz? -- Spytała rozbawiona spoglądając na swojego sobowtóra, który założył rączki

-- Babcia mówiła, że chodzenie na spacer zmniejsza ryzyko chorób i wpływa na długowieczność -- Oznajmiła przemądrzale -- I będziemy żylsi dłużej, a jak zostaniemy w domu i nie będziemy wychodzić na spacery to nie będziemy żylsi

-- Dobrze w takim razie chodźmy -- Odpowiedziała rozbawiona podnosząc się z miejsca.

Wyszły z domu wdychając chłodne powietrze. Latarnie zaczęły się oświecać, a cisza była tym czego Annie potrzebowała.

Szły w ciszy idąc przez chodnik i podziwiając z daleka rozświetlone centrum miasta. Zmierzały w stronę placu zabaw na którym dziewczynka mogłaby się wyszaleć. Wieczór był jeszcze młody i co kilka chwil przechodziły obok innych spacerowiczów, którzy korzystali z ładnej pogody

-- Będę się mogła pobawić? -- Spytała z nadzieją April dostrzegając z daleka wielki plac zabaw

-- Tak, leć ale bądź ostrożna -- Oznajmiła puszczając rączkę dziewczynki. April momentalnie pobiegła w stronę oświetlonego placu na którym bawiło się kilka dzieci. Rodzice siedzieli niedaleko na ławkach z uwagą patrząc na swoje pociechy. Annie stanęła niedaleko wkładając do kieszeni kurtki dłonie.

Patrzyła jak rudowłosa dziewczynka zjeżdża na zjeżdżalni i wymachuje rękami wraz z innymi dzieciakami. Stała dłuższą chwilę skupiając się tylko i wyłącznie na córce. To dawało jej choć trochę spokoju od rozszalałych myśli

Spokój nie mógł trwać jednak wiecznie i kiedy dostrzegła, że ścieżką w jej stronę zmierza rozbawiona grupa. Rozbawieni nastolatkowie szli przez park śmiejąc się i tocząc rozmowę. Na pierwszy rzut oka Annie nawet nie zwróciłaby na nich uwagi, ale w momencie kiedy ktoś wpadł na nią od razu pożałowała wyjścia gdziekolwiek.

Jej warga zadrżała i zaczęła modlić się do wszystkich bóstw świata. Stali naprzeciwko siebie bez ruchu wpatrując się w swoje oczy. Przez chwilę sądziła, że to tylko sen albo, że całkowicie ześwirowała widząc to czego nie było. Za dużo o nim rozmyślała.

Czuła, że zaczyna się dusić, zaczęła drżeć i nie miała pojęcia co robić. Uciekać? Stać jak ofiara losu czy może udać wariatkę i zacząć wymachiwać rękoma i wyzywać żeby sobie poszedł? Zamrugała kilka razy powiekami będąc prawie pewna, że oszalała.

-- Co. Ty. Tu. Robisz? -- Odezwał się ze zmarszczonymi brwiami ilustrując ją od góry do dołu.

Erwin pierdolony Knuckles.

-- Erwin... -- Odezwała się przez zaciśnięte gardło. To jedyne słowo, które była w stanie wypowiedzieć. Patrząc w te złote oczy. W tym momencie cała złość jaką tliła w sobie gdzieś uleciała. Urodziła się chyba pod ciemną gwiazdą. Wszystko zaczęło ją przytłaczać

Miała ochotę rzucić się w jego ramiona, poczuć bezpiecznie i wypłakać za wszystkie czasy, ale duma nie pozwalała. Już na dachu chciała się przytulić, ale nie była słaba. Słowa, które wypowiedziała na mechaniku w tym momencie nie miały żadnego znaczenia. Chciała uciec od emocji, które obudził w niej Dylan, od tych emocji po których zawsze uciekała do Erwina. Miała wrażenie, że miała dwubiegunowość, bo jednakowo chciała wydrapać mu oczy i uciekać gdzie pieprz rośnie, a z drugiej strony przytulić się i zapomnieć.

Lovers to Losters |5city|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz