Chapter 37

271 27 11
                                    

-- Włączyli reklamy co się tam odpierdoliło? -- Annie stała na zewnątrz z telefonem przy uchu. Czekała aż ktoś po nią przyjdzie i wspólnie udadzą się w miejsce gdzie stała karetka do której Erwin został przetransportowany. Jej ręce drżały i sama nie wiedziała czy zaraz nie zemdleje. Nienawidziła tego dnia.

-- Nie wiem nikt mi nic nie chce powiedzieć -- Zapłakała przykładając rękę do czoła -- Vasquez tak bardzo się boje -- Zapłakała

-- Musisz się uspokoić jest ktoś tam z tobą? -- Spytał spokojny głos którego w tym momencie potrzebowała. Musiała usłyszeć kogoś opanowanego, bo jej myśli były cholernym wirem chaosu, którego nie była w stanie opanować

-- Zgubiłam Lucy, a Carbo gdzieś zniknął. Wyprowadzili mnie na zewnątrz -- Oznajmiła zgodnie z prawdą

-- Nie powinnaś być sama tym bardziej, że Victor do ciebie zagadywał -- Oznajmił wzdychając ciężko. Oczywiście, że opowiedziała mu wszystko co spotkało ją przed galą. Słowa Victora się spełniły i nie żartował kiedy zapewniał swoich towarzyszy tej pamiętnej nocy, że dołoży wszelkich starań aby Knuckles już się nie obudził. Cholernie się martwiła

-- Z April wszystko dobrze? -- Spytała z troską chcąc choć na chwilę oderwać myśli

-- Gra ze Speedo w Just Dance -- Skomentował nieco rozbawiony na co Annie odetchnęła z ulgą. Przynajmniej ona miała udany wieczór, choć było już grubo po dwudziestej trzeciej, a ona już dawno powinna spać

-- Co jeśli stało się coś groźnego? -- Spytała roztrzęsiona

-- Skoro nie biorą go do szpitala to raczej nic poważnego Annie -- Uspokoił ją chłopak

-- To dlaczego mi powiedzieli, że jest w chuj źle? -- Spytała szlochając

-- Bo Carbonara się chuja zna, dla niego wszystko wygląda źle -- Skomentował obojętnie Vasquez -- Słuchaj, zrobiłbym wszystko żeby tam przyjechać...

-- Nie, nie potrzebuje tu nikogo -- Wtrąciła mu się w zdanie -- Zaraz tam pójdę, jeśli się czegoś dowiem dam znać -- Dodała dostrzegając, że w jej stronę zmierza białowłosy. Pożegnała się z przyjacielem i od razu skierowała się w stronę chłopaka, który dopalał papierosa.

-- Czy wy wszyscy choć raz możecie się nie zabijać? -- Spytał z irytacją w głosie patrząc na Annie, która do niego podeszła

-- To wy wiecznie coś sobie robicie, nie będę wypominać kto ostatnio zorganizował strzelaninę w środku siedziby Zakszotowej tylko żeby wkurzyć Montanhe -- Mruknęła patrząc na telefon. Spodziewała się, że dostanie jakąkolwiek informacje o stanie zdrowia Erwina, ale ona nie miała żadnych informacji i to doprowadzało ją do szaleństwa.

Ruszyli żwawym krokiem w stronę bramek. Cały ośrodek był zbyt wielki aby samemu się tutaj odnaleźć, na każdym kroku były tabliczki zakazujące wejścia i wyjścia. Brakowało jeszcze solidnego znaku żeby nie oddychać. Ochrona stała na każdym kroku i cudem było się dostać na parking dla personelu na którym między innymi stała karetka

-- To ty wylądowałaś w szpitalu ostatnio -- Wytknął jej na co ta zmarszczyła brwi

-- Bo mnie porwali! A on dobrowolnie godzi się na jakieś chore i nieludzkie walki w klatce! -- Oburzyła się -- Zawsze byłam temu przeciwna -- Skomentowała

-- On ten sport trenuje od wielu lat, nie raz dostał po mordzie -- Skomentował niewzruszony Carbo puszczając dziewczynę przodem przez bramkę, która w końcu doprowadziła ich na parking. Dostrzegli, że przy karetce kręciło się kilku medyków. Ruszyli szybciej w stronę pojazdu, ale w pewnym momencie Annie zatrzymała się na co Carbo spojrzał zdezorientowany na dziewczynę.

Lovers to Losters |5city|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz