XVIII. "Ja cię wszędzie znajdę"

291 31 2
                                    

- Ma cherie, obudź się proszę... - usłyszałam dziwny jakby błagalny, może nawet smutny ton LucaLedwo otworzyłam oczy. Byłam strasznie wykończona. Zobaczyłam, że Luc trzyma mnie w ramionach i siedzi na podłodze, oparty o łóżko.

 - Co się stało... - zapytałam zachrypniętym głosem.

 - O to samo mogę ciebie zapytać. Wróciłem późno, a ty leżałaś jak martwa.. - mówił cicho głaszcząc mnie po głowie.

 Próbowałam sobie przypomnieć, co wydarzyło się po powrocie do domu. Pamiętałam tylko urywki... Niesamowity ból, tarcza..

 Wstałam powoli. Zwiesiłam głowę na piersi, bo zakręciło mi się w głowie. Gdy uczucie minęło wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do okna. Było już dość późno. Dzień był pochmurny.

 - Mon amour niedługo wyjeżdżamy przebierz się i zjedz śniadanie. Rzeczy są już spakowane, poczekam na dole - oznajmił.

 Nie stawiałam żadnych pytań, zrobiłam wszystko co mi polecił, a śniadanie wręcz pożarłam. Byłam strasznie głodna, jak nigdy. Wypiłam gorącą herbatę i ubrana już zeszłam na dół. Czekali już tam Luc i pan Edmund. 

 - Życzę wam spokojnej podróży i bardzo dziękuję za przybycie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nas odwiedzicie - powiedział i pożegnał się z nami.

 Z kuchni wyszła Marie.

 - Macie tu kochani trochę prowiantu na drogę - podała paczkę Lucowi, podeszła do mnie i przytuliła - Zdrowia panienko i szczęścia - powiedziała a ja podziękowałam i uśmiechnęłam się do niej.

 - Opiekuj się swoją żoną, bo wiedz że jest wspaniałą kobietą - szepnęła mu na ucho, ale mimo to słyszałam i ucałowała go w czoło stając przy tym na palcach i jeszcze przyciągając do siebie jego głowę.

 Wyszliśmy z domu. Luc kazał mi zaczekać przy bramie. Po chwili szedł już prowadząc dwa konie. Prócz jego Alliatha był inny czarny koń. Podał mi lejce.

 - Jest twój - powiedział, ale nie spojrzał nawet na mnie.

 Przyjrzałam się koniowi, poklepałam po grzbiecie. Chwyciłam za łeb i popatrzyłam w oczy były błękitne jak woda. Ucałowałam go lekko i podeszłam do Luca.

 - Jest piękny dziękuje - przytuliłam go.

 To było nie przemyślane, ale stało się, trudno. On lekko mnie objął.

 Wsiedliśmy na konie i powoli zaczęliśmy jechać przez miasto. Odwróciłam się, by zobaczyć czy wszystko mam w jukach. Nawet był mój miecz. Jechaliśmy w stronę rynku. Nie było jeszcze późno, ale mimo to nie było śladu żywej duszy.

 Zbliżyliśmy się do rynku i zobaczyłam lekki blask dochodzący stamtąd. Wjechaliśmy na rynek i zobaczyłam wielki stos czegoś, a obok ogromne ognisko.Zeszliśmy z koni i prowadziliśmy je. Podeszliśmy bliżej i zobaczyłam że... na tym stosie byli ludzie... Obok stosu zobaczyłam malutkie ciało... Łzy naszły mi do oczu. To był ten chłopczyk któremu pomogłam wtedy... Łzy spłynęły po moim policzku. Podeszłam do niego.. Nie wiem w sumie czemu. Podniosłam go i przytuliłam, załkałam cicho i żałośnie. Luc stał nadal obok koni. Klęczałam jeszcze chwilę z malcem na kolanach. Był jeszcze ciepły więc umarł niedawno. Zobaczyłam na jego piersi wielką ranę. W kącikach ust miał jeszcze krew. Wstałam pogłaskałam jego blond włoski i odwróciłam się do Luca z oczami pełnymi łez. Nie miałam siły się ruszyć.

 To było dla mnie za wiele.

 - Proszę cię zabierz mnie stąd.. - powiedziałam cicho zwieszając głowę.

 - Ma cherie... - podszedł do mnie, przytulił mnie mocno, a ja wtuliłam się i załkałam ponownie - Musimy jechać, jego oprawcy mogą gdzieś tu być... - nałożył mi na ramiona długi czarny płaszcz z kapturem, zaciągnął go na moją głowę i spojrzał w oczy.

 Nagle usłyszeliśmy wrzawę na ulicach.

 - Brać ich! - usłyszałam ochrypły głos.

 - Uciekaj! - powiedział - Wyjedź szybko z miasta znajdę cię.

 - Nie zostawię cię - załkałam.

 Chwycił moją brodę.

 - Ma petie, ja cię wszędzie znajdę. Jedź szybko i jak najdalej.

 Wskoczyłam na konia, ale zawahałam się. Ich było co najmniej dziesięciu, a on jeden. Już chciałam się cofnąć, ale on klepnął konia i już galopowałam przed siebie.Odwróciłam się i widziałam, że ruszyli na niego, a on stał bez ruchu. Jakby ich nie widział.

 Koń nagle skręcił gwałtownie, jakby sam wiedział gdzie ma jechać i znalazłam się pod bramą miasta. Wyjechałam galopem i zostawiłam miasto za sobą.

UkrytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz