XIV. "Łowcy"

349 34 0
                                    

Obudziłam się jak zawsze ostatnia. Dzień na dobre się już zaczął. W pokoju nie było nikogo. Usiadłam na łóżku,przeciągnęłam się i zmierzwiłam włosy. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Była brzydka pogoda, zanosiło się na deszcz. Nie poprawiło mi to nastroju. Podeszłam do juków, aby wyciągnąć coś do ubrania gdy do pokoju weszła jakaś kobieta.

- Dzień dobry panienko. Okropną dziś mamy pogodę, nieprawdaż? Trochę pani pospała, panicz Gabriel już dawno wstał, ale nie kazał panienki budzić - powiedziała ciepło.

- Dzień dobry, to pewnie ta podróż mnie tak wykończyła, przepraszam - odpowiedziałam.

- Proszę, to dla panienki. Nowa sukienka - wręczyła mi długą suknie w kolorze ciemnej trawy - Pan Gabriel kazał przekazać.

- Dziękuje bardzo, nie trzeba było.

- W takim razie pójdę przygotować śniadanie.

Kobieta wyszła. Była to bardzo miła i ciepła starsza pani w fartuszku. Widocznie była pomocą domową w tym domu. Poszłam do łazienki, umyłam twarz i ubrałam wręczoną wcześniej suknie, pasowała idealnie. Spięłam włosy w luźnego koka i wyszłam z pokoju. Szłam powoli przez korytarz w stronę schodów. Na ścianach wisiały piękne obrazy. Jeden przykuł szczególnie moją uwagę był na nim smok i biegnący na niego człowiek z mieczem. Inne przedstawiały zaś krajobrazy różnego rodzaju. Zeszłam po schodach i szłam za odgłosem rozmów. Weszłam do jadali. Stał tam ogromny stół z pięknym, haftowanym, białym obrusem.

- Już podaję śniadanie. Proszę niech panienka siądzie - wychyliła się starsza pani i uśmiechnęła się do mnie. Rozmowy dochodziły z kuchni, rozmówcy rozprawiali co podać na obiad. Nic szczególnego. Chwilę potem podano mi śniadanie. Jajecznicę i kawę. Nie przepadam za kawą, ale podziękowałam, nie chciałam robić nikomu przykrości.

Zjadłam, wzięłam talerz, filiżankę i zaniosłam do kuchni.

- Nie trzeba było się fatygować, ja bym posprzątała! - powiedziała kobieta i odebrała ode mnie naczynia

Oprócz niej w kuchni był też mężczyzna w fartuchu i krzątał się obok pieca.

- To żaden problem, przynajmniej trochę pani pomogłam -odparłam i uśmiechnęłam się - Widziała pani Lu..Gabriela? - zapytałam.

- Tak, tak w pokoju gościnnym z panem Edmundem rozmawia. Zaprowadzić panienkę?

- Jeśli pani może.

Wyszłyśmy z kuchni i skierowałyśmy się do ogromnego pokoju z kominkiem, biblioteczką na jednej ścianie, dwiema sofami i wielkim obrazem. Przedstawiał on sztorm na morzu. Na jednej z sof siedział Luc z jakimś mężczyzną. Gdy tylko mnie zobaczyli oboje wstali i obrócili się w moją stronę. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się do obojga lekko.

- Witam panią, jestem Edmund i bardzo miło mi panią gościć w moim domu. Dobrze się spało? Noc spokojna? - zapytał.

- Dzień dobry, jestem Anna mi również miło. Tak, tak. Ma pan bardzo ładny dom - odpowiedziałam miło.

- Muszę ci przyznać Gabrielu, piękna tak jak mówiłeś - zwrócił się do Luca, a mi ręką wskazał żebym usiadła.

Usiadłam, oni również po mnie.

- Pokazałeś już swojej żonie nasze miasto? - zapytał Edmund.

- Nie, ale mógłbyś nam pokazać jakieś ciekawe miejsca. Niezbyt dobrze znam to miasto - odpowiedział Luc.

- Z największą przyjemnością, zatem pójdę tylko po płaszcz i możemy iść - powiedział z uśmiechem.

Wstał, my również. On udał się do swoich pokoi, a my na górę do swojego. Luc podał mi czarne bolerko z długimi rękawami, a sam założył kubrak.

UkrytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz