Dzisiaj obudziłam się jakieś dwie godziny przed wschodem słońca. To było do mnie nie podobne. Kręciłam się na łóżku, nie chciało mi się już spać. Wstałam z łóżka, ubrałam bluzę Luca, bo była najbliżej, a nie chciałam go obudzić grzebaniem po nocy w moich rzeczach. Wyszłam z pokoju, zeszłam na sam dół. Zobaczyłam, że świeci się światło w jadalni. Weszłam tam by, zobaczyć kto tam jest, ale nie było nikogo. Poszłam do pokoju gościnnego, stanęłam przy biblioteczce i widziałam różne tytuły książek m.in. ''Tam i z powrotem'', ''Zioła lecznicze od a-z'' itp. Podeszłam do drzwi balkonowych prowadzących do ogrodu i nacisnęłam klamkę, zaskrzypiały okropnie, ale nie usłyszałam żeby ktoś się obudził. Wyszłam więc na dwór w samej koszuli nocnej i kubraku, i na dodatek boso. W tym ogrodzie nie było nic niezwykłego, parę drzew, mało kwiatów, ale bardzo zadbany trawnik nic poza tym. Nagle poczułam czyjeś ręce na mojej talii, przestraszona odwróciłam się momentalnie.
- Chyba przywiąże cię do siebie - usłyszałam to był Luc, w sumie kto mógłby za mną tak chodzić o tej porze...
- Bardzo śmieszne, przestraszyłeś mnie - odpowiedziałam i wymierzyłam mu kuksańca.
- Nawet widzę, że przywłaszczyłaś sobie mój kubrak - powiedział i nachylił się do mojego ucha - Do twarzy ci w nim - zaśmiał się cicho.
Czułam się bardzo niekomfortowo, stał jeszcze bliżej niż byłoby to znośne. Jeszcze kawałek i czułabym jego oddech na skórze.
- Ktoś idzie - powiedział.
- Co? Ja tam nikogo nie słyszę.
- No, no, no widzę miłość kwitnie, nawet o tak wczesnej porze - usłyszałam i z ciemnego pokoju wyszedł pan Edmund.
- Jeśli pana obudziliśmy, to przepraszamy, ale Anna nie mogła zasnąć - powiedział Luc.
- Nic się nie stało. Rozumiem, też kiedyś byłem zakochany - przerwał - ahh piękne czasy...Może chcecie iść ze mną jutro to znaczy już dzisiaj, na bal? - zapytał i uśmiechnął się do mnie.
- Z wielką przyjemnością - odparł Luc.
Edmund wszedł do domu i zniknął. Zostaliśmy sami.
- Czyś ty zgłupiał do reszty? Bal? - powiedziałam i obrzuciłam go oskarżycielskim spojrzeniem.
- Co boisz się? - zakpił.
Spojrzałam na niego karcąco i wyrwałam się z jego uchwytu.
- Chodź spać - powiedział.
Poszliśmy do swojego pokoju, rozebrałam się i położyłam. Leżałam aż nie zaczęło świtać, nie mogłam spać. Luc chyba spał, bo słyszałam jego ciężki oddech. Wstałam, poszukałam w jukach czarnej sukienki. Opiętej w talii i zwiewnej, długiej do ziemi. Związałam włosy w koka i zeszłam na dół do jadalni. Nikogo tam nie było, więc poszłam do kuchni, by wziąć coś do picia. Natknęłam się na starszą służkę.
- Dzień dobry, ale dzisiaj panienka wcześnie wstała - powiedziała z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry, nie mogłam spać jakoś.
Kobieta wyszła z kuchni, a ja wzięłam szklankę i napiłam się wody z dzbanka. Wyjrzałam przez okno. Zapowiadał się piękny dzień. Miałam już dość tego samego widoku miasta i stwierdziłam, że spacer temu zaradzi. Obeszłam całą posiadłość dookoła, aż doszłam do stajni. Znalazłam konia, Alliatha i podeszłam do niego. Jakże, by było cudownie móc wybrać się na przejażdżkę. Luc pewnie nie byłby zadowolony z mojego pomysłu, ale cóż. potrzebuje tego. Chociażby dla poprawy samopoczucia. Wzięłam leżący obok siodła i czaprak i zaprzęgłam konia. Wsiadłam i wyjechałam ze stajni. Słońce jeszcze na dobre nie wstało i nie było zbyt wielu ludzi na ulicach. Jakoś trafiłam do bramy miasta i gdy tylko wyjechałam poza te grube mury zrobiło mi się lżej na sercu. Zwolniłam tempa, by podziwiać piękny wschód słońca.
Usłyszałam go. Zawył głośno. Padwan.
- Wilku mój gdzie jesteś? - zawołałam do niego w myślach.
Zeszłam z konia, chwyciłam go za uzdę i szłam kawałek. Dotarliśmy na polane blisko lasu. Stąd był piękny widok na miasto. Nagle poczułam jego obecność. Koń się spłoszył, zaszarżował, ale udało mi się go uspokoić.
- Cieszę się, że cię widzę moja mała - powiedział - Co ty tu robisz, całkiem sama?
- Ja też - uklękłam i objęłam jego wielki pysk - Potrzebowałam chwili wytchnienia - odpowiedziałam.
Siedzieliśmy tam dość długo. Słońce już świeciło wysoko. Rozmawialiśmy o tym, co nas spotkało podczas rozłąki. Ja mówiłam o małym chłopczyku, dziwnym zachowaniu Luca, miłe starszej pani, Łowcach... a on o swoich polowaniach, stadzie. Opowiadał również wspaniałe historie o jego spotkaniach z ludźmi. Wychodziło na to, że ma już dobre paredziesiąt lat na karku i miał niesamowitą wiedzę i doświadczenie.
- Padwanie wybacz mi mój kochany, ale muszę już jechać, na pewno zachodzą w głowę gdzie się podziałam -powiedziałam,ujęłam jego łeb i ucałowałam.
- Rozumiem, uważaj na siebie - odpowiedział i pobiegł w las.
Ja wsiadłam na konia i pogalopowałam w stronę miasta. Przed samą bramą zwolniłam i kłusem wjechałam do miasta. Mijałam kolejne ulice, teraz było na nich pełno ludzi. W końcu znalazłam się pod posiadłością Edmunda. Podjechałam pod drzwi od stajni i zobaczyłam siedzącego pod drzwiami Luca z założonymi rękami na piersi.
- Można wiedzieć gdzie to się było i dlaczego wzięłaś mojego konia? - zapytał.
- Mi również miło cię widzieć - odpowiedziałam i zsiadłam z konia.
- Proszę proszę, komuś się wyostrzył żart - powiedział drwiąco i wstał na równe nogi.
- Uczę się od Ciebie - odparłam i zaprowadziłam konia do boksu.
Gdy już go oporządziłam, wyszłam przed stajnie, ale Luca nigdzie nie było. Weszłam do domu i odrazu wpadłam na służkę i pana Edmunda.
- Marie, pomożesz pani przygotować się? - powiedział do służki.
- Oczywiście proszę pana - odpowiedziała.
- Jeśli panienka pozwoli za mną - zwróciła się do mnie.
CZYTASZ
Ukryta
FantasyPiękna, blond włosa dziewczyna ucieka przed ojcem wgłąb kraju. Poznaje trójkę przyjaciół. Podczas pracy w karczmie spotyka tajemniczego, przystojnego bruneta. Niedługo później miasto ogarnia wojna. Cały kraj ogarniają walki. W ucieczce pomaga jej no...