XXIII. "Wrócę do Ciebie"

287 26 2
                                    

Wyjechaliśmy jeszcze tego samego dnia. Pomogłam Lucowi wejść na konia, bo miał z tym lekki problem. Jechaliśmy wolno wzdłuż rzeki. Droga strasznie mi się dłużyła. Przez jego rany nie mogliśmy galopować, bo groziło to ponownym otwarciem ran. Na noc zatrzymaliśmy się na niewielkiem polanie. Zaraz o wschodzie wyruszyliśmy w dalszą część podróży. Pod wieczór dotarliśmy do niewielkiej wioski.

 - Czy to już tutaj? - zapytałam.

 - Tak, ale staraj się nie rzucać w oczy - odparł.

 - To znaczy co?

 - Nałóż chociażby kaptur i siedź cicho - powiedział gniewnie.

 Przejechaliśmy przez wioskę i zaraz za nią skręciliśmy w stronę lasu. Po chwili ujrzałam tam niewielką chatę. Gdy podjechaliśmy bliżej Lucowi udało się samodzielnie zejść z konia i stanąć obok. Ja również zsiadłam.

 Spojrzał na mnie i chyba chciał się uśmiechnąć, ale zamiast niego wyszedł dziwny grymas. Poszedł i zapukał do drzwi, ja nadal stałam przy koniach.

 Otworzył mu starszy człowiek z siwymi włosami i brodą.

 - Lu witaj ! - powiedział z radością i uściskali się.

 - Witaj Robercie.

 - Proszę wejdź. - zaprosił chłopaka gestem do środka.

 - Ale nie jestem sam... - odpowiedział i odwrócił się do mnie wyciągając rękę w moją stronę.

 Nie pewnie podeszłam do nich i dygnęłam dostojnie przed mężczyzną.

 - Przyjaciele Lu są moimi przyjaciółmi! Bardzo mi miło panienkę poznać. Robert - i wystawił rękę by ją uściskać.

 - Mi również bardzo miło. Jestem Ailla - odpowiedziałam miło.

 Weszliśmy do izby. Pomieszczenie było stosunkowo duże. Z dużą sofą, dwoma fotelami, pełno regałów z książkami, biurko, kominek, nawet fotel bujany. Patrzyłam z zachwytem na dom.Gospodarz gestem zaprosił żebyśmy usiedli. On również to uczynił.

 - Więc moje dzieci, co was do mnie sprowadza? - zapytał zakładając swoje chude, blade ręce na brzuch.

 - Masz u mnie dług przyjacielu prawda? - powiedział Luc - W ramach zapłaty chciałbym, żebyś nauczył Aille posługiwać się i kontrolować swoje umiejętności.

 - Uczeń?! - wykrzyknął i stanął na równe nogi. - To cudownie! To będzie dla mnie czysta przyjemność.

 Siedziałam i patrzyłam w osłupieniu na starszego mężczyznę. Był dziwny, ale w takim pozytywnym sensie. Bardzo wesoły i pozytywnie nastawiony do życia.

 - Droga Aillo, moja nowa uczennico, od jutra zaczynamy ciężką pracę - powiedział i uśmiechnął się do mnie szczerze.

 Również odpowiedziałam delikatnym uśmiechem. 

 - Dobrze moi drodzy pokaże wam wasz pokój. Poszliśmy za starcem do pokoju. 

Nie był duży. Stało tam niewielkie łóżko, kufer na ubrania, biurko, regał z książkami i lustro. Jednak najbardziej przyciągnęło moją uwagę okno, ogromne, wypukłe, z ogromnym parapetem. Leżało na nim pełno poduszek w przeróżnym wzorach. Robert wyszedł z pokoju i zostawił nas samych. Luc usiadł ciężko na łóżku i masował swoją ranę. Widocznie nadal mu doskwierała. Ja zajęłam się rozpakowywaniem naszych rzeczy. Gdy skończyłam zorientowałam się że chłopak zasnął skulony. Nadal nie było z nim najlepiej. Dotknęłam jego czoła. Znów dostał gorączki. Postanowiłam przynieść mu wody. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam, że starszy mężczyzna siedzi na sofie przed kominkiem i czyta jakąś grubą księgę.

UkrytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz