XIII. "Witaj Gabrielu"

346 29 0
                                        

Droga do miasta zajęła nam jeszcze całe dwa dni. Podczas podróży, mieliśmy tylko jeden krótszy postój, by koń odpoczął. Pod koniec drugiego dnia, na horyzoncie zobaczyłam mury miasta. Wielkie, z ciemnego kamienia, wysokie na co najmniej dziesięć stóp. Wszystko na tle gęstego lasu. Miasto znajdowało się w sporych rozmiarów dolinie.

- Pięknie tu - powiedziałam sama do siebie i zeskoczyłam z konia, Luc zwolnił i jechał teraz obok mnie.

- Może i pięknie, ale i niebezpiecznie, zwłaszcza dla takich ładnych panienek jak ty. Wsiadaj i jedziemy - mówiąc patrzył na mnie karcąco.

Chwilkę jeszcze szłam i jak dziecko, które właśnie dostało reprymendę od ojca wsiadłam posłusznie na konia. Po zmierzchu dotarliśmy pod mury miasta Saiera.

- Stać! Nie wolno przepuszczać nikogo bez glejtu! - usłyszałam męski głos i wyjrzałam zza ramienia Luca. Zobaczyłam żołnierza w srebro zielonej zbroi z jakimś mało widocznym herbem na piersi.

- Prosze - powiedział Luc podając jakiś papier spod płaszcza.

- No, no, no, to widzę żeś sobie zrobił z żonką wakacje co? - rzekł strażnik.

- Można tak powiedzieć - odpowiedział.

Żołnierz oddał Lucowi papier,a my odjechaliśmy dalej. Przekroczyliśmy mury miasta. Poczułam się bardzo dziwnie, strasznie krępujące było, że on podał w jakiś papierach że jestem jego żoną! Właściwie to skąd on wiedział, że nie wróci tu sam tylko z kobietą? Przecież glejt nie tak łatwo załatwić... Dziwne... Bardzo dziwne...

Po pewnym czasie, minęliśmy biedniejszą część miasta i wjechaliśmy do bogatszej części. Miasto ciągło się w nieskończoność. Z zewnątrz nie wydawało się tak ogromne. Zajechaliśmy pod jeden z domów. Luc zsiadł pierwszy. Gestem nie kazał mi zsiadać, chwycił konia za uzdę i dalej prowadził przez podwórze. Nagle zza budynku wybiegł jakiś starszy mężczyzna.

- Witaj Gabrielu, wydzieliłem dla was tylko jeden pokój wybaczcie, pozwól że pomogę.

Myślałam że spadnę z konia jak usłyszałam inne imię niż mi się przedstawił wtedy w karczmie. Cały czas mnie okłamywał... A ja mu zaufałam. Jednak za późno było na wycofanie się, byłam w miejscu o którym nie wiedziałam kompletnie nic, nawet bym z miasta nie wyjechała. Więc robiłam dobrą minę do złej gry, nawet się uśmiechnęłam do Luca jak podał mi rękę żebym zsiadła z konia. W sumie nawet nie wiem teraz jak się do niego zwracać. Z gracją królowej podjęłam jego ramie i weszliśmy do domu. Prowadził nas starszy mężczyzna. Po domu krzątało się jeszcze pare osób, ale nie zwróciłam na nie uwagi. Weszliśmy na piętro, szliśmy dalej korytarzem, aż mężczyzna zatrzymał się pod ostatnimi drzwiami. Otworzył i ustąpił nam miejsca, żebyśmy weszli.

- Gdybyście tylko czegoś potrzebowali jestem do dyspozycji - powiedział i zamknął za sobą drzwi.

Gdy tylko drzwi się zamknęły wyrwałam swoją rękę z jego ramienia i obrzuciłam go oskarżycielskim spojrzeniem. Nie zrobiło to na nim widocznie wrażenia, bo nawet nie mrugnął tylko z pustką w oczach patrzył się na mnie. Rozejrzałam się po pokoju był dość duży, mieliśmy własną łazienkę, taras i niestety tylko jedno łóżko. Mimo wszystko poczułam się, jakby ugoszczono mnie jak co najmniej królową! Wzięłam z rąk Luca moje juki i położyłam obok łóżka, wyciągnęłam z nich moje papierosy i wyszłam na taras. Był bardzo duży i miał bardzo grube kamienne barierki. Usiadłam na niej bokiem i paliłam papierosa. Patrzyłam tępo na mało atrakcyjny krajobraz miasta.

Nagle przede mną pojawił się Luc i wychylił się przez barierkę. Potem spojrzał na mnie.

- Jak ci się podoba? - zapytał.

UkrytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz