XIX. "On został sam"

302 28 0
                                    

Jechałam już bardzo długo. Już dawno wyjechałam z doliny, w której znajdowało się miasto. Zatrzymałam konia i zeszłam. Nogi miałam jak z waty. Strasznie się bałam.

 - Padwanie! - wykrzyknęłam z całych sił. 

Żadnej odpowiedzi.. 

Stałam w samym środku lasu praktycznie była już noc i nie wiedziałam co począć. Gdzie jechać. Usiadłam pod drzewem i zobaczyłam kątem oka ruch w oddali. Znów to dziwne uczucie nacisku na moją głowę.

 O nie, tak łatwo teraz ci nie odpuszczę pomyślałam.

 Podeszłam do konia wyciągnęłam mój miecz z pochwy i przetarłam klingę o spódnicę. Czekałam. Usłyszałam szelest w krzakach, więc chwyciłam mocniej rękojeść i uniosłam miecz. Nagle postać wyskoczyła z krzaków.

To był Padwan. Opuściłam miecz i położyłam rękę na klatce, żeby wyrównać oddech ze strachu.

 - Nie strasz mnie! - powiedziałam, ale on nic nie odpowiedział.

 Podszedł do mnie, przewrócił mnie. Miecz wypadł mi z rąk, więc nie miałam się nawet jak bronić. Leżałam pod nim bez ruchu. Spojrzał mi w oczy. Znów to uczucie. Nacisk był ogromny. Myślałam, że głowa mi pęknie. Odruchowo pomyślałam o mojej tarczy, pojawiła się przede mną ciemna jak noc. Przez chwilę nacisk malał,ale nagle tarcza pękła w drobny mak i poczułam..

 - Nie baw się ze mną! Nie ma czasu! Musimy uciekać, a ty się ze mną bawisz! - usłyszałam w głowie.

 - Padwanie?! Co ty robisz w mojej głowie do cholery?! Wyłaź!! I mów do mnie normalnie, tak jak zawsze, bez tego cholernego nacisku.. - powiedziałam karcąco.

 - Nie możemy. Musimy używać prywatnego kanału komunikacji. Bynajmniej na razie. Nie jest tu bezpiecznie. - powiedział - Musisz mi pozwolić, to ból ustąpi.

 Mimo wszystko uwierzyłam w jego słowa i przestałam stawiać opór. Poczułam ulgę, a jednocześnie skrępowanie.. Ktoś obcy był w mojej głowie.

 - Spokojnie, wsiadaj szybko. Musimy stąd jechać, jak najszybciej! - usłyszałam.

 - Dokąd? A co z Luciem? On został tam sam...

 - Znajdzie nas gwarantuję ci. Chodź.

 Pośpiesznie wsiadłam na konia i spięłam go szybko. Padwan biegł obok, a ja poganiałam konia coraz szybciej.

 - Wszystko będzie dobrze kochana zobaczysz - powiedział.

 Jechaliśmy jeszcze spory kawał, aż dotarliśmy do rzeki. Nie była może jakoś przesadnie szeroka, ale strasznie rwąca. Jechałam dalej za wilkiem. Zatrzymaliśmy się na maleńkiej polance, ukrytą za drzewami i krzakami nieopodal rzeki.

 - Tutaj się zatrzymamy. Możesz już zejść z konia.

 Zeszłam i rozejrzałam się wokół, było już tak ciemno, że prawie nic nie widziałam. Powiał zimny nieprzyjemny wiatr.

 - Gdzie jesteśmy? - zapytałam.

 - Jakieś 100 mil od miasta - odparł spokojnie. 

 - Ile?! Jakim cudem?!

 - Koń dostał lekkie wspomaganie ziołami z tego co czuję - powiedział - wasz wyjazd był planowany prawda? Luc pewnie specjalnie mu to podał i dobrze zrobił w sumie.

 Rozsiodłałam konia i usiadłam na siodle. Zaczęłam ocierać ramiona rękami z zimna. Naciągnęłam płaszcz jeszcze bardziej, ale to nic nie dało.

 - Pewnie nie możemy rozpalić ogniska co? - zapytałam.

 - Ktoś mógłby to zobaczyć, wybacz - powiedział i podszedł do mnie, położył się obok mnie - Ogrzeje cię moim futrem.

UkrytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz