XXVIII. "Nienawidzę cię"

232 28 0
                                    


Galopowaliśmy szybko przed siebie. Minęliśmy wioskę. Skierowaliśmy się na zachód w stronę gór.

 - Dlaczego się tak śpieszymy? - zapytałam.

 - Nie jest już bezpiecznie - odparł spoglądać na mnie ze zdenerwowaniem.

Widziałam, że coś go gnębi. On coś wiedział. I nie chciał mi powiedzieć. Wiedziałam to. Wjechaliśmy do lasu. Było ciemno, nie widziałam drogi. Jednak on musiał bardzo dobrze znać drogę, bo jechał bardzo pewnie. Znaleźliśmy sie w niewiekim jarze. Usłyszałam jakiś świst, szelest. Wystraszyłam się. Rozejrzałam wokoło ale nic nie zauważyłam.

 - Brać ich! - usłyszałam głos z krzaków.

 - Uciekaj! - krzyknął Luc. 

Spiełam konia i galopowałam przed siebie. Wyczułam energię wokół, zobaczyłam drogę. Zorientowałam się, że ściga nas co najmniej mały oddział zbrojnych.

 - Nie oglądaj się! Uciekaj! - krzyczał Luc.

Jechał za mną. Słyszałam tętent kopyt Alliatha. Nie odwracałam sie.

Nagle ucichł.

Odwróciłam się, zobaczyłam, że nikt za mną nie jedzie. Mimo wszystko jechałam dalej. Nagle koń zaszarżował i uciekł. Otrząsnęłam się. Przed nami na drogę ktoś niespodziewanie wszedł. Próbowałam jakoś się utrzymać w siodle, ale niestety spadłam.

Podniosłam się momentalnie. Biegnąc na ślepo wbiegłam w las. Starałam się biec jak najciszej, ale nadal słyszałam kroki ciężkich butów za sobą. Nie wiedziałam, że przede mną jest spadek. Biegłam dalej. Nie utrzymałam równowagi. Upadłam i zsuwałam się na dół. Haczyłam o wszystkie kamienie i krzaki. Moja suknia była w strzępach. Biegłam. Dopiero po chwili zorientowałam się, że mnie otoczyli. Rozejrzałam się wokół, ale byli wszędzie. W moich rękach zapłonął płomień. Uśmiechnęłam się do nich szyderczo. Wszyscy byli w zbrojach czarno zielonych. Na napierśnikach mieli jastrzębia. Herb króla.

Cudownie. 

W końcu mogę się odwdzięczyć za wszystkie lata ukrywania się. W końcu jestem na tyle silna.

Nagle spomiędzy żołnierzy wyszedł Luc szedł w towarzystwie dwóch postawnych mężczyzn. Ręce trzymał z tyłu. Spojrzał na mnie tylko raz. Miał podbite oko i rozciętą wargę.

Nogi się pode mną ugieły. Nie... Jak mógł mi to zrobić?! Dlaczego akurat on?!

 - Uspokój się wiedźmo - powiedział jeden z żołnierzy - bez pomocy twojego przyjaciela byśmy cię nie znaleźli - uśmiechnął się szyderczo i spojrzał na Luca.

Teraz nie mam już nic do stracenia.

Spojrzałam na niego z udawaną kpiną. Musiałam udać, że mnie to nie poruszyło. Płomień w moich rękach stał się jeszcze większy.

 - Nienawidzę cie - skierowałam swoją wypowiedź do Luca, patrzyłam mu prosto w oczy gdy tylko podniósł wzrok.

Rozpaliłam ogień wokół, by ich odstraszył i dał mi szanse na ucieczkę. Żołnierze odsuneli się nieznacznie.

Nie patrząc na nich odbiegłam od nich. Obejrzałam się, nikogo nie było. Myślałam, że mi się udało. Znikąd nagle pojawiło się dwóch mężczyzn. Jeden uderzył mnie w głowę. Upadłam. Zemdlałam. Widziałam wszystko jak przez mgłę.

Drugi mężczyzna przerzucił mnie sobie przez ramie i zaniósł z powrotem gdzie przed chwilą byliśmy.

 - Co ty do cholery robisz?! To jest córka króla! - Krzyknął dowódca oddziału.

Osiłek nic nie odpowiedział. Usłyszałam krzyk Luca. Musiał wyrwać się spod opieki dwóch mężczyzn.

 - Nie dotykaj jej - powiedział do mężczyzny, który teraz trzymał mnie już normalnie

Mężczyzna nagle wypuścił mnie z rąk. Upadłam na ziemie. Ostatnie co widziałam to jak Luc rzuca się na niego z pięściami. Potem już nic. Ciemność.

UkrytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz