2️⃣0️⃣

403 20 1
                                    

Po tylu dniach wreszcie mogłem wyjść ze szpitala.

Moim jedynym celem na dziś było przywitanie bardzo miło Akiego...

Nadal było to dla mnie nie pojęte, że osoba którą pokochałem cały sercem zrobiła mi coś takiego.

Co to miało na rzeczy? Nawet jeśli bym nie przeżył to co?
Miano policjanta, który zabił szefa mafii? To się kupy nie trzyma.

- Niech pan poczeka! Miałyśmy wypisać jeszcze...

- Nie obchodzi mnie to - wyszedłem ze szpitala w dresach.

Nie miałem zamiaru na dzisaj ubierać garnituru bo nawet nie miałem go w pokoju szpitalnym.

Tylko.. gdzie znajdywał się komisariat?

Włączyłem telefon i wszedłem na google maps.

A no tak. Jestem debilem.

Wszedłem do środka komisariatu i od razu uwidziałem te jego szatynową czuprynę.

Rozmawiał z Robertem, ale jakoś mnie to nie interesowało. Stanąłem za nim i przyjebałem mu prosto w tył głowy.

- Oscar! Nic ci nie jest?! - przeraził się Robert.

Jaki kurwa Oscar? Ten chuj zmienił imię?

- Jacob?! - zdziwił się potem. - Podobno nie żyjesz? I czemu atakujesz na sam początek Oscara!

- Jakiego kurwa Oscara! I żyje jakbyś nie widział!

- Oscar to brat Akio!

Co?
Przecież Akio nie miał żadnego rodzeństwa.

Chłopak obrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie.
Wyglądał jak jakaś kopia Akio.

- Leje ci się krew z nosa - powiedział Robert.

Dotknąłem ręką nosa i faktycznie lała mi się krew.

- Nic panu nie jest? - zapytał szatyn.

Kurwa.

Niech on się lepiej zamknie bo zaraz zemdleje. Nie dość, że mu przyjebałem to ten się jeszcze o mnie martwi, ale teraz nie pora na niego.

Gdzie jest Akio?

- Może panu pomóc? - dopytał.

- Gdzie jest Akio? - zapytałem ignorując go.

- Z racji awansu poszedł na urlop.

Czyli faktycznie dostał awans...

- Za co tan awans?

- Bo podobno cię zabił.. - wyszeptał do mojego ucha by Oscar nic nie słyszał.

- Czyli ty mu to obiecałeś kurwo?! Wiesz gdzie teraz jest?

- Ja wiem! - wtrącił się Oscar.

Spojrzałem na niego.

Dzieciak zaczął mnie irytować co nie wykluczało, że był słodki jak Akio...

Nie no kurwa na chuj ja jeszcze żyje.

- Ty wiesz co mówisz? Nigdy bym tego nie zrobił! A po drugie to ojciec Clary.

- Clary? Kim jest jej ojciec?

- Ale ty jesteś faktycznie tępy - zaśmiał się. - Matthew. Nie wiedziałeś?

- Potem o tym pogadamy - stwierdziłem. - A ty - zwróciłem się do szatyna. - Zaprowadź mnie do niego - powiedziałem wyciągając chusteczkę z kieszeni i wytarłem nos.

- Ale po co? On się do mnie nie przyznaje.

- ZAPROWADŹ MNIE!

- Dobrze..! - stwierdził i złapał mnie za nadgarstek. - Trzeba pojechać samochodem.

- To pojedziemy. Robert mogę twój?

- Nie?

- Jeb się - powiedziałem i razem z Oscarem wyszliśmy z komisariatu. - Możesz mi powiedzieć co tu robisz?

- Ja? Po prostu chciałem odwiedzić brata...

- Jasne..

W ciszy szyliśmy pod wskazany adres bo ten chuj Robert nie chciał użyczyć mi swojego samochodu.

Kiedy doszliśmy pod dom wyglądał jak jakiś zniszczony, tak samo jak cała ta okolica.

- Szkoda, że zabiłeś mi matkę - odezwał się naglę popychając mnie w jakąś ślepą uliczkę.

O co chodzi?

Spojrzałem na niego i westchnąłem zrezygnowany.

Czemu nawet on mi to wypomina. Akio już mu się wyżalił?

Naglę szatyn wyciągnął pistolet i skierował go w moją stronę.

- Wy serio jesteście pojebani, że uwierzyliście w mojego brata bliźniaka - zaśmiał się.

Czyli to był Akio?
Mam dość.

- Ha! Czyli dobrze, że ci przyjebałem na samym wstępię szmato - zacząłem do niego podchodzić, ale ten wystawił pistolet bliżej mnie.

- Jakim cudem żyjesz? Co? Nawet samobójstwa z rozpaczy nie umiesz popełnić? - zadrwił ze mnie. - Chyba będę musiał cię dobić...

- Dopiero co wyszedłem z szpitala - westchnąłem. - Wydaję mi się, że jesteś bardziej psychiczny ode mnie, ale co ja mogę wiedzieć.. - mówiąc to wyciągnąłem swój reworwer i wycelowałem w niego.

Teraz oby dwoje mogliśmy się zabić w każdej chwili.

- Przecież podobno co dopiero wyszedłeś z szpitala!

- I co z tego? Boisz się? - teraz to ja zadrwiłem.

- Jacob... Nie rozumiesz, że potrzebuję tego awansu? - zaczął poważnie opuszczając broń.

Poddał się? Tak szybko?

- Awansu? Brakowało ci pieniędzy przy mnie? Byłem dla ciebie zbyt zły? - zaśmiałem się nerwowo celując w niego. - Gdzie nasz syn?

- Twoje pieniądze... Nie mogłem nimi nic załatwić rozumiesz? Postawiono mnie w sytułacji między młotem, a kowadłem.

- Co?

- Moja matka miała długi rozumiesz! Wszystko spadło na mnie! C-clara.. ona... ona nie chciała mi odpuścić! Ty nic nie zrozumiesz!

- Nie zgrywaj teraz niewiniątka - trzymałem twardo postawę.

- Nie zgrywaj? Musiałem cię zabić...

- Udajesz. Zrobiłeś to z zimną krwią. Przyznaj, że nigdy mnie nie kochałeś.

- Ja... na początku nie. Był to tylko zwykły wymus na mnie przez... przez moją matkę rozumiesz? Przez cholerne długi.. - zaczął tłumaczyć. - Potem pojawił się Noe i zaczął wszystko opowiadać i..i moje uczucia do ciebie się pojawiły chodź cholernie bałem się związków...

- To dlaczego chciałeś mnie zabić?

- Moje uczucia zaczęły gasnąć... a wiedziałem, że bez ciebie nie zaszedłbym tak daleko.

Szczeliłem, a pocisk przeleciał obok jego głowy.

- Kłamca.

- Masz rację - stwierdził uśmiechając się.

Moja mina zrzedła.
Nie takiej reakcji się spodziewałem.

Dopiero po chwili poczułem jak coś uderza w tył mojej głowy.

- Słodkich snów skarbie - to ostatnie co usłyszałem.

KulkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz