3️⃣0️⃣

298 14 7
                                    

Bez pośpiechu szedłem korytarzem, tak, by nie wydawać się podejrzanie. Zwykły ojciec z dzieckiem.

Skręciłem i wyjrzałem zza rogu. Uwidziałem wtedy Akio przy którym siedział jakiś śmieć, a ze śmieciami do kosza.

Odstawiłem Oliviera na ziemię i przykucnąłem chowając się za ścianą.

- Olivier - szepnąłem, a chłopak spojrzał na mnie. - Idziesz teraz do tatusia i tego pana, a ja pójdę za tobą, jasne? Przystanę sobie tam - wskazałem palcem na pojemnik z wodą. - Będziesz udawać, że mnie nie znasz, a potem na całą salę zaczniesz krzyczeć pomocy.

Olivier słuchał mnie uważnie marszcząc przy tym brwi. Jeszcze nigdy nie był tak skupiony jak teraz. Widać, że się wahał.

- Pójdę z tobą na plac zabaw i zapiszę cię do szkoły. Będziesz się bawić z innymi dziećmi.

- Tak! - ucieszył się, a ja od razu zakryłem mu usta.

- W takim razie działaj.

Brunet podreptał w stronę Akio i stanął przed tą dwójką.

Od razu wyszedłem i spojrzałem na Akio. Nasze spojrzenia się spotkały i było widać, że ma dość tamtego faceta.

Olivier spojrzał na mężczyznę i wybiegł na środek korytarza szpitalnego i zaczął głośno krzyczeć.

- Waah! Pomocy! - krzyczał i biegł w moją stronę. - Ten pan mnie biję! - krzyczał.

O kurwa. Tego się nie spodziewałem. Wyrosną z niego ludzie.

- Co się stało chłopcze? - udawałem.

- Ten pan bije! - złapał mnie za materiał spodni.

Wszyscy zaczęli się na nas patrzeć.

- Proszę o spokój! Jestem prokuratorem sądowym najwyższego stażu narodowego! - ogłosiłem.

Nie miałem pojęcia co mówię,
Nie wiedziałem czy istnieje coś takiego,
Ale wiedziałem, że ci ludzie dookoła są zbyt tępi, żeby pomyśleć, że kłamie.

Podszedłem do Akio i chwyciłem mężczyznę za koszulę.

Szatyn pewnie też nie wiedział o czym pierdole, jak ja sam...

- Czego ty się naćpałeś stary? - zapytał naglę mężczyzna.

- O ty kurwo... - przeklnąłem zaczynając ciągnąć go do wyjścia.

- Ochrona! - krzyknęła jedna z pielęgniarek.

Kurwa.
Udawałem upadek na ziemię i chwyciłem się za brzuch.

- Zabierzcie tego psychola! - turlałem się po podłodze.

Ochrona szybko wyprowadziła mężczyznę ze szpitala, a ja zadowolony wstałem.

- I co się gapicie? - przeleciałem wszystkich dookoła wzrokiem.

- Nic panu nie jest? - podeszła do mnie jedna z pielęgniarek.

Spojrzałem na nią, a potem na Akio, który znalazł się obok mnie.

- Jemu już nic nie pomoże - powiedział łapiąc mnie za rękę. - Przepraszam za zamieszanie.

Podniosłem Akio na ręce, a ten pisknął cicho po czym od razu zakrył usta. Wyszedłem z nim ze szpitala zostawiając dzieci same w środku.

- Zrobił ci coś? - zapytałem trzymając go mocniej.

- To był mój dawny przyjaciel ze szkoły - powiedział opierając głowę o moje ramię i wtulił się mocniej.

Że co?
Dlaczego ja o niczym nigdy kurwa nie wiem...

- Ale masz mnie - uśmiechnąłem się.

- Ty mi nie wystarczasz - westchnął smutno.

- Nie wystarczam ci?

Postawiłem chłopaka na kostce brukowej ułożonej przed szpitalem i przywarłem go do ściany, tak, by był do mnie plecami, a twarzą w ścianę.

Chwyciłem za nadgarski szatyna i umieściłem je nad jego głową.

- Jak cię tu zaraz zerżnę to i ja będę dla ciebie na zbyt wystarczający - szepnąłem koło jego ucha.

- Ż-żatwowałem! Ty mi wystarczasz!

Puściłem go i znów zamknąłem w swoich objęciach.

- Ja też żartuję.

W cale nie żartowałem.

- Idziemy do Noe? - zapytał.

- Jedyne po co możemy iść to po dzieciaki, bo u Noe jest jego chłopak  - odpowiedziałem puszczając Akio.

- To może pojedziemy na lody - zaproponował.

- Moje ci nie wystarczają?

- Jak twoje? - zdziwił się.

Akio po chwili zarumienił się cały rozumiejąc sens mojego zdania.

- Ugh! Jacob! Chodźmy po prostu po dzieci - zdenerwował się i wszedł do szpitala.

- I kto tu jest niby dzieckiem... - mruknąłem idąc za nim.

Nasz synek i Aria grzecznie siedziały na krzesłach, a wkurzowny Akio poszedł prosto do łazienki.

- Gdzie poszedł tatuś? - zapytał Olivier.

- Do toalety, bo się na mnie zdenerwował.

- Czemu? - dopytała Aria.

- Nie ważne... Chciecie iść na lody? - zmieniłem temat.

- Tak! - odpowiedzieli w raz

- W takim razie biegiem do samochodu - powiedziałem wyciągając kluczyki. - Otwórzcie i wejdźcie do środka - podałem klucze Ari.

- Mhm!

----------------------

- Wszyscy zapieli pasy? - zapytałem ustawiając lusterka.

- Tatusia nie ma - wtrącił Olivier.

- Jak kurwa nie ma? - obróciłem się w tył. - Nie usiadł obok was?

- Nie - powiedziała dziewczynka.

Boże... Co za obrażalska panienka. Sam chciał iść na lody bo ode mnie nie chciał.

- Poczekajcie sobie tu jeszcze.

Wyszedłem z samochodu.

(Właśnie piszę to w samochodzie i mi słońce na twarz świeci rozpierdoli mnie zaraz)

Wszedłem do szpitala i rozglądnąłem się dookoła. On nadal w tej toalecie siedzi?
A może tam mu się oświadczę? Nie lubię, gdy ktoś się na mnie gapi, no ale urody się nie wybiera.

Ale oświadczyny w kiblu...
Dostałbym zjebke od Noe.

Wszedłem do środka i pierwsze to zobaczyłem to Akio, który patrzył się w telefon i z kimś pisał.

Westchnąłem cicho i podszedłem do niego.

- Idziesz? - zapytałem.

Szatyn podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się szeroko rzucając w moje ramiona.

- Mhm! - mruknął zadowolony.

- Co to za nagła zmiana?

- Myślałem, że o mnie zapomniałeś! A jednak przyszedłeś tu sam z własnego namysłu!

Jeśli dzieci to był mój drugi umysł to niech tak lepiej pozostanie, a po drugie czy on naprawdę uważa mnie za tak głupiego? Nie zapomniałbym przecież... No dobra..

- Jak mógłbym o tobie zapomnieć - ucałowałem go w policzek - Dzieci czekają w samochodzie.

- A weźmiesz mnie na ręce? - zapytał.

- Nie - odparłem.

Próbowałem powstrzymać śmiech, ale na darmo. Po chwili wziąłem chłopaka na ręce i wyszliśmy z łazienki.

/Wypiłam dziś dwie czarne kawy💪💪 I wiecie co? Po jednej jak i drugiej jestem bardziej śpiąca... To raczej powinno działać odwrotnie😴😴/

KulkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz