28

113 4 2
                                    

Cisza - cisza potrafi być zdumiewająca. Czasami przyjemna, potrzebna, właściwa - lecz jednocześnie może być niezręczna, sprawiająca ból.  Lydia tkwiła w ciszy, tej przyjemniej ciszy. Stojąc na wieży astronomiczniej w chłodną kwietniową noc przysłuchiwała się podmuchu wiatru, który delikatnie rozwiewał jej kruczoczarne włosy. Pozwoliła sobie na razie zapomnieć o przeszłości, teraz skupiła się tylko na ciszy, której tak bardzo pragnęła w tym momencie. 

Nie widziała Toma od ostatniej kłótni, łagodnie mówiąc. Być może unikał ją celowo, a może to ona go unikała. Wątpiła mocno w to, że poczucie winy trzyma go od niej z daleka. Ta teoria wydawała się równie śmieszna jak ta, że być może przeprosi. Albo przynajmniej zniknie z jej życia.

Spojrzała na ciemną tafle jeziora, które rozprzestrzeniało się kilkaset metrów pod nią. Woda przynosiła na myśl czarne macki, które tylko czekają na to, żeby ją wciągnąć i posilić się jej ostatnim tchnieniem. Blask księżyca pozostawiał na wodzie delikatną srebrzystą poświatę.

Cichy szmer wybił ją z transu przebywania w ciszy. Nie poruszyła się, uniosła tylko wzrok na drzewa w oddali. Jej szczupła sylwetka otoczona mrokiem przynosiła na myśl zjawę, którą co prawda się stawała. 

Ciepło, które poczuła za sobą sprawiło, że jej ciało lekko wzdrygnęło, a potem dwie męskie dłonie spoczęły na barierce po obu jej stronach. Wyczuła znane sobie perfum - połączenie mięty z i cytrusów. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, głowa chłopaka została oparta na jej głowie. 

Od kontaktu fizycznego zrobiło jej się źle ale nic nie powiedziała ani się nie poruszyła. Jej wzrok był skupiony na ciemnym krajobrazu przed nią. 

Luke wdychał kojący zapach szamponu, którym pachniały jej włosy. Jego wzrok tak samo jak jej był skupiony na ciemnych konarach drzew. Nie wiedział dlaczego to robił, po prostu tego potrzebował. Jej drobna sylwetka przypominała mu na myśl swoją młodszą siostrę. Przez co poczuł się jak w domu. 

Koszula na jego przedramieniu podwinęła się ukazując mały czarny fragment mrocznego znaku. Znaku którego wyrzekał się każdego dnia i każdej nocy. Znaku, którego nienawidził całym sercem oraz jego twórcy. 

- Nie chcę takiego życia - wyszeptał w jej włosy przerywając błogą ciszę. - Nie chcę go też dla ciebie. 

- Wiem - odparła po chwili Lydia, cichym, spokojnym głosem. Przeniosła wzrok na jego przedramię i bardzo delikatnie zimnymi dłońmi osunęła jego koszulę zakrywając znak. Jej wzrok zatrzymał się na jego nadgarstku, na którym znajdowała się czarna bransoletka z wygrawerowaną na małym kamyczku literką "C". 

Luke zauważył to i odezwał się cicho, również patrząc na bransoletkę - Charlotte to moja młodsza siostra - wyjaśnił, chciał powiedzieć coś więcej ale się powstrzymał gdy usłyszał za sobą szmer. 

- Nie miałbym nic przeciwko zobaczyć jak mała Charlotte się wykrwawia - lodowaty głos, który usłyszeli za sobą przyprawił ich o ciarki. Obydwoje doskonale wiedzieli do kogo należał. Luke obrócił się jako pierwszy tylko po to, żeby ujrzeć jak zwykle perfekcyjnie wyglądającego Toma. Jego włosy pomimo wieczornej pory były ułożone idealnie. Na prostej szacie pobłyskiwała odznaka prefekta. Jego wyraz twarzy jak zwykle nie ukazywał emocji, jednak jego oczy były przepełnione arogancją i kpiną. 

- Co żeś powiedział? - momentalnie spokojna postawa Luke została zastąpiona przez rosnącą złość. Jego dłonie zwieszone wzdłuż ciała zacisnęły się w pięści. Jego szczęka zaostrzyła się gdy zagryzł zęby. Samo wspomnienie przez tego człowieka imienia jego siostry sprawiło że miał ochotę wypchnąć go z tej wieży. 

- Chcesz usłyszeć ponownie? Może teraz z szczegółami? - Riddle odparł zimno a w jego głosie była nutka kpiny. Jego oczy pozostawały ostre gdy rzucał chłopakowi wyzywające spojrzenie. Po chwili jego wzrok przeniósł się na Lydie, która w ogóle się nie poruszyła, nadal stała tyłem do niego ale wiedział, że jest świadoma wszystkiego. 

- Widzę cię za pięć minut w pokoju życzeń - Zwrócił się rozkazującym tonem do dziewczyny. Jego ton zdradzał, że jest pod wpływem gniewu i nutki czegoś innego czego Lydia nie mogła rozpoznać. 

Odwróciła się,  jej blada twarz była naznaczona czerwonym rumieńcem przez panujące zimno. W jej oczach nie było nic innego oprócz rosnącej złości. Zanim cokolwiek powiedziała Riddle uniósł uciszająco dłoń. 

- Nie chcę słyszeć twojego irytującego głosu. Zrób co ci każę. Teraz. - praktycznie wysyczał, a jego twarz przybrała wyraz obrzydzenia. Po bardzo krótkiej chwili, Lydia minęła go schodząc z wieży, a wiśniowy zapach jej perfum wypełnił jego nozdrza. Jego kącik ust poruszył się niezauważalnie gdy wykonała jego rozkaz. 

Przeniósł wzrok na bruneta, który wyglądał teraz na jeszcze bardziej wkurzonego i zrobił krok w jego stronę. Luke nie poruszył się, nie okazał także strachu. Riddle stanął bardzo blisko, jego ciemnobrązowe oczy nie miały w sobie litość gdy się odezwał 

- Połóż na niej jeszcze raz ręce a Charlotte nie będzie jedyną wykrwawiającą się - ton Toma był bez jakichkolwiek ludzkich emocji. Jego oczy miały w sobie nienaturalny czerwony błysk. Z tymi słowami obrócił się zostawiając bruneta w rosnącym niepokoju. 

Riddle schodząc z wieży obmyślał już w głowie plan w jaki sposób wyżyć się na Lydii i pokazać jej gdzie jest jej miejsce. Pomimo próbie skupienia się na myśli ukarania jej, w głowie cały czas odtwarzał obraz jej ciała i Luke'a, które były tak blisko siebie. Nie do końca wiedział co nim kierowało - zazdrość? Odsunął od siebie bardzo szybko tą myśl gdy tylko pchnął drzwi do pokoju życzeń. 

Only HerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz