- Elizabeth Harries wróciła! - usłyszałam podekscytowany głos mojej przyjaciółki Alice gdy wysiadłam z samochodu. - Witamy cię ponownie w Outer Banks!
Spojrzałam na niską szatynkę stojącą obok dużo wyższej rudowłosej dziewczyny. Alice i Flora to moje najlepsze przyjaciółki. Znałyśmy się od jakiś trzech lat, chociaż niestety w tej przyjaźni to ja byłam tą trzecią. One znały się dłużej i o wiele więcej o sobie wiedziały. Spędzały razem każdą wolną chwilę a ja ceniłam prywatność i spokój.
Właśnie wróciłam z weekendowego wyjazdu, który zorganizował mój ojciec. Chciał nas pokazać swojemu szefowi jako kochającą rodzinę, którą nie byliśmy w nawet jednym procencie.
- Ledwo wysiedliśmy z auta a one już tu są - mamrotał pod nosem mój starszy brat Kason. Wyciągał torby z bagażnika, więc korzystając z okazji podsunęłam mu nogę. Chłopak próbując przejść z rzeczami, potknął się o mój but i wywrócił na ziemię.
Dziewczyny zaczęły cicho chichotać. To był ten śmiech, którego nienawidziłam. Co druga bogolka taki miała i za każdym razem był coraz bardziej wnerwiający. Czy te napatroszone ryby nie mogły się nauczyć śmiać jak ludzie? Wszystko było lepsze od tego drętwego chichotu.
- Lizzy, zabierz proszę swoje przyjaciółki i idźcie się gdzieś przejść - rozkazała mama mając już najwyraźniej dość obecności "obcych" ludzi na jej posesji.
Niby próbowała udawać miłą ale nie wychodziło jej to. I tak wszyscy brali ją za idealną matkę pomimo tego, że nie zawsze udawało jej się tak prezentować.
- Oczywiście mamo - zgodziłam się i spojrzałam jeszcze raz na dziewczyny.
Obie były ubrane w krótkie sukienki, dzięki czemu mogłam sobie odpuścić dzisiaj wycieczkę rowerową z nimi. One ich nie lubiły ale gdy je proponowałam to nie miały wyboru. Mnie się nie dało odmówić.
Udałyśmy się na spacer odpuszczajac sobie jaki kolwiek środek transportu. Osobiście wolałabym pojechać rowerem ale z ich strojami to by się nie udało.
Kiedy one były w krótkich sukienkach, ja miałam na sobie dresowe spodenki i biały top na ramiączkach. Na szczęście ubrały zwykłe buty i nie musiałam słuchać marudzenia jak bardzo nie chcę im się nigdzie iść.
- Chodźmy na plaże - zaproponowała Flora. Spojrzałam na rudowłosą ze zdziwieniem. Zawsze tam chodziłyśmy dopóki jakieś dwa tygodnie temu nie zaczęły pojawiać sie tam płotki.
Dziewczyny były uczulone na kontakty z nimi. Nie mogły na nich patrzeć ani nawet słuchać gadania o nich a co dopiero przejść obok nich czy zamienić z nimi chociażby słowo.
- Tak! Widziałam ostatnio Sarah Cameron z tym... Joshem?
- Chyba Johnem.
- Mniejsza z tym - machnęłam na to ręką - czemu się tym interesujecie? Przypadkiem ten chłopak nie pracuje dla Warda Camerona? Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Pracuje czy nie pracuje, to nie jest ważne. Widziałam ich ostatnio w porcie! Niestety nie mogłam się przyjrzeć co tam robili ale to na pewno byli oni! Może spotkamy ich na plaży! - gadała jak opętana Alice co nie było dla mnie nowością.
Zgodziłam się nie mając ochoty wysłuchiwać teraz plotek na temat tej dwójki. Nie lubiłam obgadywania ludzi gdy nic o nich nie wiedziałam. No bo jaki sens ma rozmowa o kimś kogo nawet na oczy nie widziałeś.
Czasem rozmawiałam z Sarah na jakiś przyjęciach. Wydawała się być miła i witałyśmy się zawsze gdy przechodziłyśmy obok siebie. Może gdyby nie chodziła z tym idiotom Topperem to byśmy się mogły zaprzyjaźnić.
CZYTASZ
Pogue Forever ||
FanfictionElizabeth Harries od zawsze należała do bogolek. Nigdy nie czuła się jedną z nich, lecz nigdy nie sądziła by mogła pasować do płotek. Rodzina i przyjaciele zawsze wmawiali jej, że płotki to okrutne, nie miłe i aroganckie osoby. Dopiero gdy ich pozna...