Rozdział 25

99 4 7
                                    

- Co się stało? - zapytał Pope.

Jego ojciec nie był w najlepszym stanie a my już podejrzewaliśmy o co może chodzić. Rodzina chłopaka ukrywała coś, o czym nikt z nas nie wiedział. To coś zaczęło się już wiele lat temu.

- Powinienem był to przewidzieć, już zamykałem a on zaskoczył mnie. Przygniótł kolanem do ziemi i spytał o klucz. Ten z rysunku. Nic mu nie powiedziałem ale znalazłeś już go?

Czarnoskóry bez zastanowienia wyciągnął z kieszeni mały przedmiot, po czym podał go mężczyźnie. Wszyscy przyglądaliśmy się temu w ciszy ponieważ nie mieliśmy tu nic do powiedzenia.

- Znalazłem go w starym mieszkaniu babci, tak jak mówiłeś.

- Powinieneś mi go oddać. Ominęłoby mnie bicie - stwierdził stary Heyward. - O co to całe zamieszanie?

- Nie mam pojęcia, najpierw dostaje zaproszenie do Charleston, a potem ta dziana babka chce ode mnie klucz, który niby ma nasza rodzina.

- To bez sensu - dodała Kie.

Spojrzałam na nią ale nawet nie pomyślałam o tym co powiedziała. Mój umysł dalej nie otrząsnął się po tym co zdarzyło się jakieś pół godziny temu. W końcu wyznałam Maybankowi co czuję i myślałam, że będę mieć spokój na następne kilka dni. Oczywiście jak zawsze się myliłam.

- Nie ma co jęczeć, rozgryźcie to! - rozkazał mężczyzna.

- Nie, oddam jej klucz.

- Nie ma mowy, wcześniej się nad tym nie zastanawiałem ale teraz - wskazał palcem na zakrwawiony opatrunek na swoim czole - jestem zainteresowany. Mówili coś więcej?

Tak naprawdę to prawie nic nie wiedzieliśmy, ta kobieta potrafiła zachować wszystko w tajemnice i to co powiedziała młodszemu Heywardowi nie dało nam zbyt wielu wskazówek.

- Tylko coś o starym krzyżu. Myślę, że może chodzić o jakiś skarb - wyjaśnił Pope.

- Powinieneś pogadać z bunią - uznał jego ojciec oddając mu klucz.

Mogliśmy od razu na to wpaść. Skoro jego prababcia miała klucz to jako jedyna mogłaby nam coś powiedzieć o skarbie. Nigdy nic nie słyszałam o jego babci ale znając tą rodzinę, musiała być mądra i dociekliwa.

.............

Jechaliśmy właśnie do domu starców, w którym mieszkała kobieta. Nie miałam okazji zastanawiać się gdzie aktualnie się znajduje ale jakoś nie przyszło mi na myśl, że mogła by być akurat tam.

Obok mnie siedział JJ a ja zmęczona oparłam głowę o jego ramię. Sarah znajdująca się na przeciw mnie zmarszczyła brwi ale chwilę później uśmiechnęła się odwracając od nas wzrok. Pope prawie nie zareagował a reszta siedząca z przodu prawdopodobnie nie zauważyła tego. Nie potrzebowałam kryć mojej relacji z chłopakiem dlatego ignorowałam to co inni sobie pomyślą.

- Myślę, że Limbrey się wymsknęło, że klucz prowadzi do krzyża Santo Domingo - powiedział w końcu Pope. - Skąd mamy wiedzieć co to?

- W sieci piszą, że to dar nowej Hiszpanii dla Hiszpańskiego króla - przeczytała Kiara.

- Nowej? To jest jakaś stara? - zapytał ironicznie JJ.

Parsknęłam śmiechem słysząc na jakim poziomie znajduje się jego wiedza. W starej szkole coś tam miałam o tym kraju ale nie słuchałam za bardzo. Lekcje były zbyt nudne by skupiać się na nie ważnych tematach.

- Spójrzcie na to.

Carrera pokazała nam zdjęcie rysunku wielkiego krzyża na co powoli podniosłam głowę. Wyglądało cholernie drogo a obok przedmiotu stał dosyć niski człowiek w zbroi, prawdopodobnie mający przedstawiać wielkość krzyża.

Pogue Forever ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz