Rozdział 11

110 2 5
                                    

- Maybank ty idioto! - próbowałam zwrócić jego uwagę. - Stań na chwilę!

Biegłam za nim jak jakaś idiotka. W końcu się zatrzymał gdy ja nie miałam już siły nawet iść. Za dużo się dziś wydarzyło bym jeszcze miała siłę na jego humorki. Odwrócił się w moją stronę a w jego niebieskich oczach zobaczyłam wszystkie emocje, których u niego jeszcze nie widziałam. Złość, nienawiść, rozczarowanie i dumę jednocześnie. To nie zdarzało się często.

- Ty też chcesz mnie wyśmiać? Zwyzywać? Wykłócić się? Zabrać hajs?

- Chcę ci pomóc - westchnęłam ledwo oddychając.

Stał osłupiały cały czas w jednym miejscu. Z boku musieliśmy wyglądać komicznie. Pomiędzy nami była mała odległość, lecz istotna. On wyglądał na wyczerpanego a ja jakbym przebiegła właśnie maraton. Oboje mieliśmy roztrzepane włosy a nasze oczy wpatrywały się w siebie jak gdyby nigdy się nawzajem nie widziały.

- Dlaczego? - zapytał powstrzymując łzy.

- Nie mam pojęcia! Ty mi pomogłeś, gdyby nie ty to teraz nie byłabym tutaj. Nie wiedziałabym jak okropni są ludzie, nie znałabym prawdy o ojcu, nie zerwałabym kontaktu z przyjaciółkami i pewnie musiałabym udawać związek z Nathanem. Wyciągnąłeś mnie z tego, więc jeśli mogę ci jakoś pomóc to chcę to zrobić.

Pomiędzy nami zapanowała chwilowa cisza. Nie była ona nie zręczna tylko potrzebna. Czekałam aż to on ją przerwie, lecz on postanowił zrobić coś innego. Podszedł do mnie osłabionym krokiem. Uniósł obie ręce, po czym zrzucając torbę na ziemię przytulił mnie. Oplotłam go ramionami w pasie i wtuliłam się w jego tors. Nie jestem pewna ile tak staliśmy, może kilkanaście sekund a może i minut. To jednak niczego nie zmieniało.

Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo potrzebowałam w tym momencie przytulenia. Bo nawet nie mogłam sobie przypomnieć kiedy ostatnio ktoś mnie przytulił. JJ był pierwszą osobą, którą serio obchodziłam - przynajmniej tak mi się zdawało. Łączyła nas cała ta sprawa ale nie czułam się dobrze z faktem, że on wiedział o mnie dużo a ja o nim praktycznie nic.

- Dziękuję.

Zdziwiona uniosłam lekko głowę. Spojrzałam mu w oczy i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Nie spodziewałam się nigdy usłyszeć tych słów z jego ust, a może po prostu dotychczas nie było odpowiedniej chwili by mógł skierować je do mnie. Wciąż znaliśmy się tylko kilka dni. Co prawda John B i Sarah byli w związku chwilę po poznaniu się ale ja nie umiałam tak szybko zaufać.

- Za co? - tylko tyle udało mi się wydusić. Lekko się uśmiechnęłam gdy zobaczyłam jak chłopak nie umie odpowiedzieć na moje pytanie.

- Pobiegłaś za mną. Tylko ty, żadne z moich przyjaciół.

Powoli się od niego odsunęłam. To nie zdarzało się codziennie bym wzięła inną stronę niż wszyscy. Zazwyczaj byłam posłuszna i zgadzałam się z najbliższymi mi osobami bądź zgadzałam się z większością. Teraz sama wybrałam stronę, po której stanęłam.

- Nie sądziłem, że kiedyś przyjaciele się ode mnie odwrócą a zostanie ze mną ktoś ze snobów - prychnął odwracając się do mnie tyłem i zabierając torbę z pieniędzmi.

- To miało mnie urazić? - zapytałam zakładając ręce na piersiach.

- To zależy jak to odbierzesz.

W ogóle nie przypominał mi tego szczęśliwego, ironicznego, zabawnego oraz zawsze uśmiechniętego chłopaka jakim go poznałam. Próbował być chyba ze mną szczery co dla mnie było przemiłe, lecz jednocześnie sztuczne i naciągane. Wolałam gdy mnie wyśmiewał niż gdy starał się być miły.

Pogue Forever ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz