- Myślicie, że powinnam zagadać do tamtego chłopaka? - spytała Alice przyglądająca się komuś od dobrych kilku minut.
- Głupio pytasz, patrzycie się na siebie odkąd tu przyszłyśmy - odparłam poprawiając dłońmi włosy.
- Załatw mi numer jego kolegi - zaśmiała się Flora.
Obie patrzyłyśmy jak nasza przyjaciółka zagaduje do jakiegoś chłopaka w kapturze. Wyglądał dość sympatycznie pomimo jego ubioru. Miał na sobie czarny dres a kaptur zakrywał jego ścięte na krótko, ciemne kosmyki włosów. On zdecydowanie był w jej typie.
- Nasze pierwsze ognisko na plaży a ta już sobie kogoś znalazła - westchnęła Flora.
- Będziemy jej to wypominać za rok bo nie wiem czy ich znajomość tyle wytrwa - zażartowałam. Przeszłość naszej Alice opierała się głównie na wielu krótkotrwałych związkach.
Do moich uszu nagle doszły jakieś krzyki. Odwróciłam się gwałtownie by sprawdzić co się dzieje a moim oczom ukazał się tłum zebrany w okół jakiegoś wydarzenia.
Ruszyłam w tamtą stronę razem z przyjaciółką, stanęłyśmy z boku i przyglądałyśmy się temu z zaciekawieniem, lecz i przerażeniem. Kason właśnie uderzył jakiegoś faceta tak mocno, że z jego nosa zaczęła sączyć się ciemna, gęsta krew.
Mój brat nie odniósł żadnych obrażeń w przeciwieństwie do swojego przeciwnika. Z satysfakcją patrzył na mężczyzne wijącego się na ziemi, po czym postanowił mu jeszcze bardziej dowalić.
- Dość! - krzyknęłam ale mnie nie posłuchał. Wątpiłam w to, że w ogóle zdołał mnie usłyszeć.
Chciałam by to się skończyło zanim komuś stanie się jeszcze większa krzywda, dlatego nie myśląc o tym co robię, rzuciłam się na pomoc mężczyźnie. Flora na początku nie zauważyła mojego czynu, a gdy już się zorientowała to było za późno by mnie od tego odciągnąć.
Złapałam go za ramię, lecz zanim zdążyłam cokolwiek zrobić - uderzył mnie. Z taką siłą, że wylądowałam na ziemi i przywaliłam o coś głową. Jedna z przyjaciółek - ta która nie flirtowała akurat z chłopakiem - pytała mnie czy wszystko dobrze a wszyscy inni skupili się na wyciągającym broń Kasonie. Wycelował w poszkodowanego i zaczął mu coś mówić. Jakaś dziewczyna zaczęła krzyczeć i błagać by tego nie robił a mi zrobiło się jej po prostu szkoda.
Nie wiedziałam skąd miał spluwę, jej widok wzbudzał we mnie ogromny niepokój tak samo jak fakt, że tak po prostu trzymał ją przy sobie.
W ciągu sekundy pojawiłam się obok niego próbując wyrwać mu broń. Nie udało mi się, wystrzeliła ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Potknęłam się i wylądowałam blisko tej samej dziewczyny, która błagała mojego brata by przestał. Rzuciła się w stronę poobijanego faceta i dziękowała mi, gdy się podnosiłam.
Kason spojrzał na mnie ostatni raz, po czym odszedł gdzieś z kolegami. To był pierwszy raz gdy usłyszałam dźwięk strzału i niestety, nie ostatni. Przyjaźń z płotkami również nie była tak kolorowa jak się mogła wydawać.
- Liz?
Dopiero gdy JJ wypowiedział moje imię, zorientowałam się, że wciąż siedzę przy ognisku pod domem Johna B, oparta o ramię swojego chłopaka. Przez sytuacje z tego wieczoru zupełnie odleciałam.
- Coś się stało? - zapytał widząc moją nie obecność.
- Nie, zamyśliłam się.
![](https://img.wattpad.com/cover/364628242-288-k972114.jpg)
CZYTASZ
Pogue Forever ||
FanficElizabeth Harries od zawsze należała do bogolek. Nigdy nie czuła się jedną z nich, lecz nigdy nie sądziła by mogła pasować do płotek. Rodzina i przyjaciele zawsze wmawiali jej, że płotki to okrutne, nie miłe i aroganckie osoby. Dopiero gdy ich pozna...