Rano znaleźliśmy Kiarę i Pope'a, którzy w nocy gdzieś zniknęli. Tłumaczyli się tym, że zasnęli na łódce ale my nawet nie zmrużyliśmy oka. Rafe i Barry wiedzieli o naszym powrocie, więc to tylko kwestia czasu aż wszyscy się dowiedzą. A jeśli powiedzą Kasonowi o Johnie B, zjawi się u nas jako pierwszy. Bałam się go, wiedziałam do czego jest z dolny.
- Mówiłem, żeby płynąć na południe! - oburzył się JJ.
- To teraz nie najlepszy czas na wypominanie tego - powiedziałam ale złapałam go za rękę aby choć na chwilę przestał chodzić w kółko.
Wszyscy byliśmy zestresowani ale starałam się myśleć logicznie. Przed ucieczką musieliśmy się jakoś uspokoić by nie podjąć żadnej pochopnej decyzji. Pierwszy raz odkąd pamiętam, ja stresowałam się najmniej ze wszystkich.
- Mam pewien pomysł - oznajmiła nagle roztrzęsiona Sarah. - Jak wrócę, tata będzie musiał wybrać między mną a Rafe'm.
Wszyscy wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia, ponieważ ten plan nie brzmiał najlepiej. Jej powrót do domu mógłby wywołać jeszcze więcej zamieszania co nie szło na naszą korzyść. Potrzebowaliśmy się ukryć a nie pokazywać wśród ludzi.
- Sarah... - zaczął jej chłopak, w sumie to mąż, ale mu przerwała.
- Wybierze mnie - zapewniała.
- Szansa na to, że wybierze córkę, która prawie umarła jest duża, lecz nie możemy tak ryzykować - stwierdziłam zwracając tym uwagę innych.
Wolałabym uznać ten pomysł jako plan awaryjny gdybyśmy nie wymyślili już nic innego. Z jednej strony mogło się udać ale z drugiej to co nam to da? Ward nas nienawidzi i to bardziej niż kocha swoją córkę, ale ona nie umiała tego zrozumieć. Nienawiść zawsze jest mocniejsza niż miłość.
- Posłuchaj mnie, Ward wciąż cię okłamuję - przekonywał ją John B.
- On się nie zgodzi - dodała Kiara.
- Wiem, że to szalony pomysł - tu zrobiła długą przerwę co mnie zaniepokoiło. - Ale jest moim tatą. Znam go i wiem, że mnie kocha. Proszę tylko o dwie godziny.
Spojrzałam na JJ-a próbując wyczytać coś z jego miny, nie był przekonany do tego pomysłu a ja nie zamierzałam podważać jego zdania. Nikt nie zaprotestował co Cameron uznała za pozwolenie. Wstała i zaczęła powoli odchodzić. Gdy wciąż nikt się nie odezwał, przyspieszyła ale nagle zatrzymał ją Routledge.
Nie słyszeliśmy reszty ich rozmowy bo stali za daleko, lecz nie trwała ona zbyt długo. Po dosłownie kilkunastu sekundach szatyn do nas wrócił a blondynka odeszła w stronę ulicy. Skoro decyzja zapadła to nie pozostało nam nic innego do roboty niż czekanie na jej powrót.
Około godzinę później ja, JJ i Kie poszliśmy po trochę drewna. Ktoś ścinał je często w lesie nie daleko nas, więc nie zauważą gdy trochę zniknie - a przynajmniej nie powinni. W głowie cały ten czas starałam się powtarzać, że Sarah się uda i nie będziemy mieć już żadnych zmartwień. Oprócz tego, że na drugi dzień musiałam wracać do pracy ale to już było mniej ważne.
- Myślicie, że ktoś już wie o powrocie Johna B? - spytała Carrera przerywając tym długotrwałą już cisze.
- Pewnie Kason wie - odparłam podnosząc kolejny kawał drewna. - Czuje się jak drwal.
Oboje zaśmiali się z mojego żartu co sama też zrobiłam. Może i nie byłam najzabawniejszą osobą na świecie ale liczyłam na otrzymanie miana najśmieszniejszej płotki. Powinnam przebić w tym Maybanka.
- Co twój brat miałby zrobić z tym faktem? Napaść na nas wielką grupą ćpunów?
- On zazwyczaj działa sam. Gdy się wkurzy, potrzebuje wyładować swoją złość przez co nie ma czasu na zebranie kogokolwiek. Jeżeli się dowiedział to nas szuka a jak już znajdzie, zrobi to co pierwsze mu wpadnie do głowy.
CZYTASZ
Pogue Forever ||
FanfictionElizabeth Harries od zawsze należała do bogolek. Nigdy nie czuła się jedną z nich, lecz nigdy nie sądziła by mogła pasować do płotek. Rodzina i przyjaciele zawsze wmawiali jej, że płotki to okrutne, nie miłe i aroganckie osoby. Dopiero gdy ich pozna...