Rozdział 12

214 6 2
                                    

Po wczorajszej złożonej obietnicy zostawiłam Maybanka. Nie chciałam tego robić ale musiałam chwilę odpocząć. Najpierw oczywiście sprawdziłam czy podczas pobicia nie stało się nic poważniejszego niż pozostawienie kilku siniaków.

Pierwsze co zrobiłam gdy się rozdzieliliśmy, poszłam spotkać się z Florą i Alice. Chciałam choć raz zachować się dojrzale i wytłumaczyć im moje nagłe zniknięcie z ich życia.

Przyjęły to dosyć dobrze - jeżeli można to nazwać zmierzenie mnie wzrokiem, wypytanie o wszystkie szczegóły a na koniec i tak wyśmianie mnie. Ale nie spodziewałam się po nich niczego innego. Nie logiczne by było gdyby zachowały się jakby nic się nigdy nie stało.

Modliłam się by nie nakablowały nikomu na to, że zjawiłam sie na Figure Eight. Raczej nie byłam tam juz mile widziana przez nikogo. Gdyby moja chwilowa obecność tam doszła do mojej matki, byłby z tym nie mały kłopot. Próbowała by mnie za pewne odnaleźć by wypytać o wszystko i zakazać zbliżania się do tej części wyspy.

O ojcu nawet nie próbowałam myśleć. Tak naprawdę nim nie był chociaż przez tyle lat myślałam co innego. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że moim biologicznym tatą był jakiś nie znany mi dotąd Thomas Salvatore. Nie spodziewałabym się tego nigdy.

Byłam za to ciekawa czy ten mężczyzna wiedział o moim istnieniu. Może nie miał pojęcia, że posiada córkę i ucieszył by się na mój widok. Jednak wciąż miałam z tyłu głowy, iż mógł mnie zwyczajnie nie chcieć.

Wyjątkowo przenocowałam dziś na plaży. Potrzebowałam chwili samotności a patrzenie w nocy w niebo pełne gwiazd pomogło mi poukładać sobie w głowie wiele rzeczy. Nie miałam pojęcia, o której zasnęłam ale było to na pewno późno.

Zrozumiałam, że przy płotkach czuję się lepiej niż z bogolami. O wiele swobodniej mi się z nimi rozmawiało. Nie musiałam uważać na słowa bo śmieszyły ich moje żarty - tak mi się wydawało.

Dlatego właśnie rano postanowiłam do nich wrócić. Było to dla mnie najlepszym rozwiązaniem a gdy zobaczyłam z nimi JJ, zrozumiałam, że on wpadł na ten sam pomysł. W końcu czułam jakbym podjęła dobrą decyzję.

Spędziliśmy miło dzień dopóki John B nie zaczął wygadywać jakiś bzdur o tym, że Ward Cameron niby zabił jego ojca na łodzi. Szatyn opuścił nas z pistoletem w ręce biegnąc najprawdopodobniej do domu Cameronów.

Złapałam się obiema rękami za głowę patrząc jak się oddala. Nie wierzyłam w to wszystko. To nie mogło tak być, przecież Ward nie skrzywdziłby muchy. Pracował z jego ojcem tak jak i z moim, dlaczego miałby zabijać Big Johna? Mój "tata" nie pozwoliłby na to by ten mężczyzna został na wolności gdyby o tym wiedział. Nie mógł o tym wiedzieć.

- Lizzy co jest? - usłyszałam głos Kiary.

Zacisnęłam usta nie chcąc na to odpowiadać. Byłam bliska płaczu z wykończenia. W ciągu jakiegoś pieprzonego tygodnia dowiedziałam się, że całe moje dotychczasowe życie było zwykłym kłamstwem. Ojciec nie był moim ojcem, szukał złota razem z rzekomym mordercą i ukrywał to przede mną.

Moje przyjaciółki okazały się okropne ale to i tak ja czułam się tą najgorszą. Czułam się winna wszystkiemu. Byłam okropnym człowiekiem, beznadziejną przyjaciółką, siostrą a nawet córką. We własnych oczach widziałam nienawiść do samej siebie i nie umiałam już po prostu spojrzeć w lustro. Co ja zrobiłam ze swoim życiem?

- Liz?

- Kevin Harries - wymamrotałam nie pewna tego czy powiedziałam to na głos. - Jeżeli Ward zabił ojca Johna B, Kevin o tym wiedział. Miał świadomość tego, że chroni mordercę i przez te wszystkie lata to ukrywał. Musiał wiedzieć, był z nimi na jednej łodzi, może mu pomógł...

Pogue Forever ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz