Rozdział 23

171 8 11
                                    

Siedzieliśmy całą grupą w sądzie i czekaliśmy na wyrok Johna B. Przyszło tu mnóstwo ludzi jak na to, że chłopak nie miał tu praktycznie nikogo. Każde z nas siedziało w innym rzędzie, Sarah oczywiście najbliżej oskarżonego. Mi jako jedynej udało się znaleźć koło JJ-a ale to pewnie dlatego, że nie opuszczałam go nawet na krok odkąd tu przyszliśmy. Za bardzo się bałam co się stanie.

- Zgodnie z paragrafem 14 kodeksu stanu Karolina Północna jest pan oskarżony o dokonanie morderstwa z premedytacją. Maksymalny wymiar możliwej kary, to kara śmierci.

Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać ale nam dosłownie odebrało na chwilę mowę. Po słowach sędzi coś we mnie pękło. Mój przyjaciel został skazany na śmierć za coś czego nie zrobił i nie ważne w tamtym momencie było czy miałam z nim dobre relacje czy nie, zwyczajnie się załamałam.

- Ma siedemnaście lat! - JJ gwałtownie wstał.

Pope z rzędu przed nami złapał go za ramię by blondyn się uspokoił. Na moment spuścił wzrok na mnie, po czym znów skupił się na przyjacielu. Nie mogłam się ruszyć, siedziałam bezsilnie nie wiedząc co robić. Niby to dla mnie nic bo słabo go znałam ale był dobrym człowiekiem i nie zasługiwał na to. Był też przyjacielem JJ-a a to było najważniejsze bo on był ważny dla mnie.

Heyward złapał mnie za rękę i pociągnął za nią bym wstała. Nie chętnie to zrobiłam, po czym wyprowadziłam oburzonego Maybanka z rzędu. Reszta też zaczęła wychodzić oprócz Sarah, ona rzuciła się w stronę skazanego krzycząc jego imię. Shoupe ją powstrzymał a Kie pociągnęła za sobą do wyjścia.

Wszyscy udaliśmy się na zewnątrz wciąż nie dowierzając w to, że nasze starania tak po prostu poszły na marne. Tyle zaryzykowaliśmy by teraz żyć z wiedzą, że nam się nie udało i straciliśmy przyjaciela. Wszystko wina Warda.

- Nie potrzebnie wróciłam do domu - odezwała się w końcu Sarah.

- Oni go tam zabiją - uznał zgodnie z prawdą JJ.

Cały czas nie mogłam uwierzyć w to, że tak to się skończyło. Ludzie za nami rozmawiali o nim ale nikt nie powiedział ani jednej dobrej rzeczy. Nie potrzebnie tu przychodzili. Tylko my wierzyliśmy w jego niewinność do samego końca i dalej to robimy.

- Przykro mi, że musieliście przez to przejść - powiedział jakiś mężczyzna do Warda. - Dzięki Bogu, system działa.

- Proszę się zamknąć! - wkurzyła się Kiara. - Myśli pan, że system zadziałał, bo stworzono go by chronić ludzi takich jak wy.

- Będzie miał szanse w sądzie - odpowiedział mężczyzna.

- To ty powinieneś tam siedzieć - skierowała te słowa w stronę najstarszego Camerona. - nie on, pan jest mordercą.

- Rozumiem waszą złość - próbował ją uspokoić.

- Złość? - zapytałam głośno.

Stanęłam koło Kie, która przed chwilą zbliżyła się do Cameronów. Wokół nas zebrało się pełno ludzi przyglądających się nam jakby to było jakieś przedstawienie. Cieszyłam się, że moi rodzice nie postanowili się tu pojawić. Byliby wstanie tu przyjść i pilnować bym się nie wygłupiła.

- Wiem, że on cię oszukał, was też...

Nie dokończył bo dziewczyna rzuciła się w jego stronę na co się odsunęłam. Bez urazy dla Kiary ale nie zamierzałam zniżać się do takiego poziomu, by kilkanaście osób musiało mnie od niego odciągać. Poza tym nie chciałam się do niego zbliżać, jeszcze bym się czymś zaraziła.

- Trochę szacunku.

- Gdzie niby on miał ten szacunek gdy okłamywał wszystkich, że to John B jest wszystkiemu winny? - spytałam spokojnie kobietę.

Pogue Forever ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz