Spojrzałam na wielki budynek przede mną. Wciąż nie dowierzałam w to, że się tu znalazłam. Wcale nie tak dawno go opuściłam i byłam pewna, iż nie zobaczę go przez co najmniej tydzień. Mój dom zawsze wyglądał tak samo. Nie ważne jak bardzo zmieniliby cały wystrój, wciąż był identyczny i nie do pomylenia.
Uparłam się by iść sama a teraz muszę przyznać, żałowałam tej decyzji. Jednakże gdybym przyszła tu z kimkolwiek, konsekwencje były by o wiele większe. Nikt nie mógł mnie tu zobaczyć samej a co dopiero z kimś z płotek.
Skierowałam się do tylnego wejścia, ponieważ Kason odkąd pamiętam zapominał go zamknąć. Rodziców na pewno nie było teraz w domu a mój brat bywał w nim tak rzadko, że możliwość spotkania go tu była niemal nie możliwa.
Tak jak się spodziewałam, drzwi były uchylone. Powoli je otworzyłam i nie pewnie przez nie przeszłam. Zostawiłam je tak by wyglądały identycznie jak jeszcze przed chwilą, na wypadek gdyby ktoś wrócił tu je zamknąć.
Stawiałam kroki cicho lecz wciąż słyszalnie. W duchu modliłam się by nikogo nie było w środku. Stresowałam się jak nigdy dotąd. Z każdym krokiem coraz bardziej nie mogłam się skupić na logicznym myśleniu. Nogi same prowadziły mnie już w stronę gabinetu.
Gdy ujrzałam jedyne ciemne drzwi w całym budynku - oczywiście musiały się wyróżniać - głośno westchnęłam, po czym zorientowałam się co zrobiłam. Cały czas zestresowana rozejrzałam się dookoła lecz nikogo nie zobaczyłam.
Nie pewnie sięgnęłam do złotej klamki. Próbowałam otworzyć drzwi, lecz były zamknięte na klucz. Wkurzona zrozumiałam iż nie przemyślałam do końca całego planu. Po paru sekundach jednak uznałam, że nie powinno mnie to nawet zaskoczyć.
Pomyślałam, że to nie możliwe by tata zabrał gdzieś klucz ale nigdzie wokół go nie było. Tak naprawdę to na tym korytarzu nie było nawet gdzie go schować. Zrezygnowana przeniosłam wzrok na kwiatka stojącego obok framugi. Uznałam to za nie realne lecz i tak sprawdziłam doniczkę, w której znikąd zaświecił się kawałek metalu.
Nie dowierzając w to co widzę podniosłam klucz i otworzyłam nim drzwi. To było zbyt przewidywalne. Weszłam do środka zapominając na chwilę o całym stresie. Jak gdyby nigdy nic podeszłam do biurka i zaczęłam przeglądać szafki. Przekładałam papiery w szybkim tempie lecz jedne z nich szczególnie przykuły moją uwagę.
Nie było to nic o skarbie ani złocie. Porzułkła już kartka miała pozaginane rogi. Wyglądała na starą ale to było nie możliwe. Ojciec nigdy nie trzymał starych rzeczy. Ten list został jednak zaadresowany do niego oraz napisany pismem mojej matki.
Drogi Kevin
Wiem, że dowiedziałeś się o mojej zdradzie. To był błąd i przepraszam cię za to. Mam również pewność iż masz świadomość tego, że moja rodzina nie pozwoli mi związać się z kimkolwiem z drugiej części wyspy, a już tym bardziej z Salvatorami. Tak jak się pewnie domyślasz mówię tu o Thomasie, z którym cię zdradziłam. Żałuję tego wszystkiego i to bardzo. Dziecko może i nie jest twoje, lecz liczę na to, że wychowasz je jak prawdziwy ojciec. Chyba nie chcesz zawieźć naszych rodzin przez to jedno nie porozumienie. Kason potrzebuję obojga rodziców tak jak i nasza przyszła córka. Obyś podjął dobrą decyzję.
Isabel
Nie dowierzałam w to co przeczytałam. Oddychanie nagle stało się cięższe a powietrza brakowało mi z każdą sekundą coraz więcej. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Nie kontrolowałam już ich. Nogi już dawno się pode mbą ugięły a ja przytrzymywałam się biurka by nie upaść.
Nie powinnam znaleźć tego listu ale gdyby nie to nigdy nie dowiedziałabym się o tym, że mój ojciec nie jest tym biologicznym. Ukrywali to przede mną szesnaście lat. Patrząc na datę listu, był on napisany około dwa miesiące przed moimi narodzinami.
CZYTASZ
Pogue Forever ||
FanfictionElizabeth Harries od zawsze należała do bogolek. Nigdy nie czuła się jedną z nich, lecz nigdy nie sądziła by mogła pasować do płotek. Rodzina i przyjaciele zawsze wmawiali jej, że płotki to okrutne, nie miłe i aroganckie osoby. Dopiero gdy ich pozna...