Rozdział 12

5 0 0
                                    

Podbiegłam do nich i poinformowałam, że nic mi nie jest, po czym pożegnałam się z nimi ruszając do akademika, gdzie czekała na mnie Blair.

- Stara, o mało nie zaciągnęli mnie do watahy mojego mate — powiedziałam do przyjaciółki, rozbierając się do bielizny.

Przebrałam się w piżamy, kiedy moja współlokatorka zapytała mnie:

- Masz w ogóle pojęcie, jak ma na imię?

Zdałam sobie sprawę, że poznałam swojego mate, a nawet nie znamy swoich imion. Powalone.

- Nie zainteresowało ciebie to, że mogłam zostać porwana? - spytałam się jej.

- Znając życie, to pewnie puściłabyś tamto miejsce z dymem albo wymordowała każdego, kto chciałby ciebie skrzywdzić — stwierdziła wzruszając ramionami. - Poza tym, to twój mate. Nie byłby w stanie zrobić Ci nic złego, więc nie miałabym się o co martwić.

- Aha? - skrzywiłam się. - Ale z ciebie przyjaciółka, wiesz? Nie chciałabym tam być, a ty byś się nawet nie martwiła?!

- Uspokój się. Przecież to tylko chłopak, który jest w tobie zakochany — oznajmiła. - Dałabym sobie rękę obciąć, że zrobiłby dla ciebie wszystko.

Nie miałam ochoty z nią dyskutować, dlatego po krótkiej wymianie zdań udałam się do łazienki, gdzie odprawiam swoją wieczorną rutynę, żeby chwilę później leżeć w łóżku.

Nie miałam pojęcia co teraz robił mój mate, ale nic innego, niż pogadanie z nim w myślach nie przychodziło mi do głowy.

„Hej, jesteś zajęty?"

„Nie. Coś się stało?" Spytał widocznie lekko zdziwiony tym, że to ja zaczynam konwersację

„Nie, nic mi nie jest. Chcę ciebie tylko lepiej poznać, wiesz zdałam sobie sprawę, że nawet nie znam twojego imienia"

„Może się spotykamy, by się bliżej poznać?"- Zaproponował.

„Czemu by nie. Tylko nie próbuj mnie znowu porwać". - Ostrzegłam go, przy okazji się zgadzając.

W końcu zdecydowaliśmy się, że nasze spotkanie będzie miało miejsce w pobliskiej kawiarni, po moich lekcjach.

Nim się obejrzałam usnęłam jak zabita.

***

Następnego ranka niechętnie wstałam z łóżka i ubrałam na siebie jeansy wraz z jedwabistą bluzką z długim rękawem.

Mimo wszystko trochę obawiałam się tego spotkania z moim mate, ale nie dałam tego po sobie poznać.

Weszłam dumnie do szkoły. Wczoraj miałam okazję trochę zapoznać się z położeniem klas, więc dzisiaj bezproblemowo znalazłam z Blair salę, w której odbywały się lekcje angielskiego.

Zajęłyśmy miejsca przy oknie, których o dziwo nikt nie zajął.

- Dzień dobry klaso, dzisiaj ustalimy termin pracy do napisania — oznajmił nauczyciel po wejściu do pomieszczenia.

- Proszę pana, ale to dopiero drugi dzień nauki, czemu pan nam to robi?! - Oburzył się James. Wczoraj trochę pogadaliśmy i wydawał się być spoko.

- Za takie gadanie mój drogi, napiszesz dwa wypracowania — powiedział trochę zirytowany mężczyzna. - Ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?

- Tak się składa, że ja mam — zaczęłam poważnym tonem, chociaż szczerze, nie miałam pojęcia czemu to robię. - Uważam, że powinien pan najpierw przypomnieć każdemu jak takowe wypracowanie się pisze, bądź chociaż odczekać kilka dni z tym wszystkim, ponieważ dopiero co wakacje dobiegły końca, a pan już chce nam zadać pracę.

- Słusznie moja droga, przekonałaś mnie tą wypowiedzią i się dzisiaj nad wami zlituję — odparł uśmiechając się do mnie nonszalancko. - Możesz mi powiedzieć jak masz na imię? Nie przypominam sobie, żeby wcześniej ktoś taki uczęszczał na moich zajęciach.

- Lauren Cordeginez — powiedziałam.

- Więc drodzy uczniowie, możecie podziękować pani Lauren, ponieważ póki co nie musicie zawracać sobie głowy pisaniem czegokolwiek — oznajmił nauczyciel.

W oczach pozostałych widziałam ulgę. Cóż nie wiem, jak udało mi się tego dokonać, ale chyba właśnie ten typ mnie polubił, za to, że się mu postawiłam mówiąc coś sensownego.

Reszta dnia minęła sprawnie, przez co byłam już w drodze do miejsca, w którym byłam umówiona. Stres narastał, ale starałam się go opanować. 

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz