Rozdział 17

3 0 0
                                    

Nie wiem, ile tak zleciało. Gdy lekarz przyszedł oznajmić, że mogę się z nią zobaczyć nawet nie wypowiedział słowa, a ja byłam w jej sali.

-Dzień doberek stara — przywitała się w swój sposób.

-Cześć kochana — podeszłam, by posmyrać ją po głowie.

-Ej weź! Łapy przy sobie! - krzyknęła widząc co zamierzam zrobić. - Układałam tę fryzurę z piętnaście minut.

Uniosłam ręce w obronnym geście. Nie chciałam jej zezłościć, bo by na mnie wysłała srające złe gołębie więc nie ryzykuję.

-Aż tak przewidywalna jestem? - zaśmiała się.

-Ej. To ty czytasz mi w myślach?

-Od kiedy spotkałam moją matkę, zniszczyła się blokada do większości zablokowanych mocy, z czego miałam tylko te słabe - wytłumaczyła.

-Chodź się lizać - powiedziałam pociągając ją za rękę tak, by wstała.

-Nie wiem, czy to dobry pomysł - chciała jakoś z tego wybrnąć.

-Wiem co poprawi ci nastrój - mruknęłam tak by mnie usłyszała. - Choć go kopać!

Wskazałam jedną wolną ręką na chłopaka krzątającego się po kuchni.

Nie spodziewał się tego, więc wylądował z łomotem na ziemi na pieska. Kopałyśmy jego tyłek, aż się nie podniósł.

-Wiej! - Krzyknęłam do wycofującej się dziewczyny.

Pobiegłam w inną stronę tak, by mógł się dłużej zastanawiać za kim biec.

Nade mną przeleciał wilk.

Odwrócił się do mnie i zaczął warczeć. Wysunęłam kły i pazury, by się bronić.

Ten na chwilę ucichł i usiadł jak grzeczny piesek. Zaczął przemieniać się w człowieka, z czego zdążyłam zauważyć, że jest nagi.

-Ale, że taki brzydki jesteś? Weź nie przesadzaj. Pewnie byłeś w nie tej kolejce u Boga co trzeba - powiedziałam zasłaniając oczy.

-Koniec tej zabawy. Gdzie jest moja córka - przerwała nam wielka Czarownica.

-Ona sama zdecyduje czy będzie się chciała z tobą zobaczyć martwa kobieto - uśmiechnęłam się do niej kpiąco.

Ta zaczęła wymachiwać dłońmi, a wokół nas zaczęła parować podłoga, zamykając nas w kręgu.

-To ja się zwijam - powiedział, po czym uciekł.

Nagle przede mną pojawiła się Blair pod postacią gołębia. Zmieniła się i spojrzała z odrazą na matkę.

-Po tylu latach masz tupet zjawiać się i niszczyć mi spokojne życie?

-Pozwól mi wytłumaczyć - zaczęła. - Ja nie chciałam. Zostałam zmuszona, zastraszona.

-Po co komu zastraszać czarownicę, która podobno nie żyje.

-Usiądźmy na spokojnie.

Zaczęliśmy się przemieszczać do salonu na kanapę.

-Ojciec twojego chłopaka Lauro, a także sam on powiedzieli, że jeśli z nimi pójdę i rozpowiem plotkę o prawdopodobieństwu mojej śmierci, pozwoli żyć innym czarownicom w spokoju. Jak sama rozumiesz. Nie miałam wyboru.

-Ale... - Nie zdążyła dokończyć, bo kobieta ją uciszyła ręką.

-Pewnie masz zamiar spytać, dlaczego ich nie zabiłam. Otóż to. Chciałam, tylko zagrozili, że cię znajdą i zabiją - powiedziała. - Nie mogłam tyle ryzykować. Kiedy Alfa umiera, a potomek wraz z nim, stado się o tym dowiaduje, przez pustkę ogarniającą ich ciało. Szukają winnego, który śmiał zamoczyć ręce w krwi ich przywódcy.

Nie wiedziałam, jak na to zareagować. Nigdy bym nie pomyślała, że mój chłopak byłby zdolny do czegoś takiego.

-Może pozwoli Ci odejść? Mogłybyśmy razem zamieszkać z innymi czarownicami - mówiła mając szczerą nadzieję na to, że tak może być. - Byłybyśmy szczęśliwe i mogłybyśmy naprawić ten stracony czas

-Nie kochanie - zaprzeczyła kobieta. - Przez te lata bycia tu poznałam ich charaktery. Mogą mieć wszystko nie ponosząc za to odpowiedzialności.

-Ale... To niesprawiedliwe- załkała Blair.

Matka dziewczyny podeszła do niej i ją przytuliła. Ciekawe jak się mogła czuć w ramionach matki. Ja nie byłam przez większość pobytu w wojsku przez swoją przytulana.

Nie wiedziałam, co zrobić, więc przytuliłam się do kobiet. Trwałyśmy w tym uścisku większość czasu, aż nie przyszedł Sirius.

-Co się dzieje? Ktoś umarł? - Próbował zażartować.

Nie udało mu się to jednak, bo nikt się nie zaśmiał. Blair wstała i podeszła uderzając go w policzek, by po chwili wyjść z domu.

Ten szybko zastąpił jej drogę, dzięki czemu odbiła się od jego torsu.

-Mnie się nie bije - wychrypiał w jej stronę.

-Dość - powiedziałam. - Zachowujecie się jak dzieci, a ty szczególnie.

Wskazałam palcem na zdezorientowanego chłopaka.

-Co takiego zrobiłem misiek?

Nie odpowiedziałam tylko podeszłam do Blair i złapałam ją za rękę. Pokierowałam nas do lasu, gdzie mogłyśmy odpocząć od tego wszystkiego.

-Nie mogę w to uwierzyć - mówiła załamana.

-Wszystko będzie dobrze - chciałam ją jakoś pocieszyć. - Wiesz, że z moją rodziną się nie zadziera?

Spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Podbiegła i się do mnie przytuliła tym samym nas przewracając.

Kiedy tak spędzałyśmy razem czas poczułam czyjś wzrok na mnie. Nie bałam się zbytnio, ponieważ znajdowaliśmy się na terenie wilkołaków.

Po chwili z lasu wybiegły zgrzytaki, wprost na mnie. Zdążyłam zauważyć, że było ich dwóch.

Wzięłam pierwszy lepszy, zaostrzony patyk i wbiłam jednemu z nich w serce. Jednak drugi zabierał się za Blair.

Nie mogłam pozwolić na to, by ją ugryzł, a co gorsza... Dał jej swoją krew.

Gdy zbliżałam się do dziewczyny, zgrzytak stanął w płomieniach. Spojrzałam w stronę, z której dobiegł dźwięk łamanych gałęzi. To była matka dziewczyny.

Gdy zgrzytak był spalony do tego stopnia, że nie mógł się ruszać, wbiłam mu kołek.

Blair była przestraszona. Wzięłam ją na ręce i poszłam w kierunku domu, by położyć ją na kanapie.

Po okryciu dziewczyny ciepłym kocem poszłam zrobić jej kakao z piankami, które naprawdę uwielbiała.

Chłopak, którego wcześniej kopałyśmy wszedł do domu. Dowiedziałam się, że ma na imię Arik.

Podszedł do dziewczyny i spojrzał jej w oczy, w celu zobaczenia co z nią.

Nie minęła chwila, a w domu rozległ się krzyk:

-Moja! - Warknął, po czym przytulił się do dziewczyny.

Cała zesztywniałam. Patrzyłam na przytulającą się parę, a kubek wypadł mi z ręki tłukąc się o posadzkę.

Nie wiedziałam, co począć, więc stałam tak i patrzyłam.

Przyjaciółka przyjęła to normalnie. Była szczęśliwa i to cieszyło mnie najbardziej. Jej szczęście.

Arik popatrzył na mnie uśmiechając się cwaniacko. Wiedział. Wiedział, że jeśli będę go maltretować, to Blair się o tym dowie. Będzie przez to mógł mnie męczyć bez umiaru.

Dziewczyna pstryknęła palcami, a rozlane kakao wraz z potłuczonym szkłem znowu powróciły do normalności.

Położyłam kubek na stoliku przed kochającą się parą i ruszyłam do wyjścia.

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz