Rozdział 31

3 0 0
                                    

Kiedy dostałam swoje dziecko po paru dniach opiekowałam się nim. Karmiłam mlekiem. Układałam do snu i czytałam bajki.

Było to ciążące, ponieważ powinnam zająć się królestwem i zmianami, a nie dzieckiem, które nie dożyje 100 lat.

Rodzina przychodziła do mojej komnaty, aby zobaczyć, jak sobie radzę. Powiedzieli, że zawsze mogę na nich liczyć co podniosło mnie na duchu, bo mogłam im się wyżalić z planami na królestwo.

Było bardzo dużo miejsca na coś, co możemy zbudować. Na przykład taką szkołę.

Rodzice zgodzili się i poszli do pracowników powiedzieć im co zamarzyłam sobie ja.

Nie wysypiałam się zbytnio w nocy przez płaczące dziecko co bardzo mnie denerwowało. Nie byłam Drakulą. Nie jestem wampirem, który potrzebuje uważać na coś przez 24/7.

Przez okna od mojej sypialni zobaczyłam jak pracownicy zbierali surowce potrzebne im na budowę.

Z całego świata wampiry przyjadą i będą mogli uczęszczać do tej szkoły nie musząc ukrywać się w świecie ludzi.

Powstrzymywanie się od płynącej w żyłach krwi jest czasem męczące. Oczy stają się czarne, a zęby wychodzą ci naprzeciw gotowe kogoś ugryźć.

Małe wampiry będą mogły szaleć do woli. A rodzice mogą zostawić je tu bez ciągłej obserwacji, bo dziećmi zaopiekujemy się my.

Nagle ktoś zapukał do drzwi, a po chwili wszedł do środka. Ujrzałam Aarona, który się cieszył jak głupi.

- Co się uśmiechasz jak głupek do sera? - Zapytałam.

- Mam dla nas bilety do kina - powiedział I pomachał mi nimi przed twarzą.

- No dobra, ale na jaki film?

- Ptaki nocy. Zabijają się od razu mówię, bo potem coś pieprzysz, że nudne- powiedział to takim tonem, że grymas pojawił się na jego twarzy.

Spojrzałam na niego: No co ty nie powiesz?

Podszedł do dziecka i się przestraszył.

- Ale urósł.

- Takiego urodziłam...

- Serio? - Szok na jego twarzy był komiczny. - Szkołę powoli kończą, a Zgrzytaki na razie odpuściły polowania.

- To dobrze. Wszyscy zajmiemy się jak na razie obowiązkami związanymi z królestwem.

- Do usług Wasza Wysokość! - Skłonił się teatralnie ruszając ręką.

- Dobra kiedy ten film - Zapytałam bo chciałam zobaczyć jak najszybciej krew.

- Zaraz, o 18⁰⁰.

- Ale jest 17⁵⁰.

- Wiem. Zaniesiesz nas tam ze swoim wampirzym biegiem i siłą - pokazał paluszkami coś, co miało przypominać jego biceps.

- Dobra to chodź. Ale kto zaopiekuje się dzieckiem? - Zapytałam. Nie chciałam zostawiać go samego.

- To już załatwiłem! - Powiedział entuzjastycznie. - Twoi rodzice ci pomogą!

Ach no tak: moi rodzice i Aaron mają sztamę.

Wsiedliśmy do auta za moją prośbą i z piskiem opon ruszyłam przed siebie przekraczając próg bramy, która została otworzona w chwili kiedy wsiadłam do pojazdu.

Zdążyłam dwie minuty przed seansem. Aaron wybiegł z samochodu mówiąc, że będzie szybciej i nam załatwi wszystko.

Weszłam do sali, w której był już chłopak rozglądający się za miejscami. Ucieszył się, bo trafiły nam się miejsca na samym końcu.

Będzie mógł się zemścić za lata cierpienia kopiąc dzieciom przed sobą siedzenie.

Usiedliśmy i czekaliśmy. Światło padające z ekranu oślepiły mnie na chwilę, ale to była tylko głupia reklama.

Film zaczął się, a ja oglądałam uważnie.

W chwili kiedy seryjny morderca odcinał komuś maskę z twarzy uśmiech wkradł mi się na usta.

Harley jak chyba miała na imię ta dziewczyna musiała znaleźć jedno dziecko, które coś mu ukradło.

Dziewczyna zawzięcie walczyła o dziewczynę, która i tak zrobiła kiszki flaczki z seryjnego mordercy.

Uściskała się z kolorowłosą, a potem szły coś zjeść. Harley miała na chwilę sztamę z policjantką i pewną dziewczyną. Lalusią seryjnego mordercy. Ale pod koniec zajebała auto policjantów, na co ta się wkurwiła i koniec bla bla bla papa.

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz