O wilku mowa. Zobaczyłam jak karmi gołębie. Niby taka piękna czynność, a za tym kryje się potworna tajemnica.
- Cześć psiapsi! - krzyknęłam, płosząc jej trochę ptaków, z czego te, co chciały odlecieć umarły, rozpryskując swoją krew dookoła.
- Lauren! Przecież wiesz, jakie są dla mnie ważne, bo przypominają mi o matce.
- Chciałam zobaczyć, jak ich krew rozpryskuje się na wszystkie strony, ale nie chciałam, by odleciało ich aż 5!
Ta tylko przytaknęła i poszła się do mnie przytulić. Oddałam uścisk, po chwili ją odsuwając.
- Czemu tak wcześnie wstałaś?- zapytałam.
- Moja matka znowu nawiedza moje sny, mówiąc, że w moim życiu niedługo coś się zmieni, a ja nie wiem, czy mam się tym przejmować.
- Wszystko będzie dobrze, przecież świat się nie rozwali. Przynajmniej jesteś ładniejsza i na pewno prędzej znajdziesz drugą połówkę niż ja — powiedziałam.
- Oj przestań, lepiej powiedz, co cię do mnie sprowadza.
- Chciałabym ci oznajmić, że chcę iść do szkoły dla ludzi — powiedziałam zachwycona.
Dziewczyna zdecydowanie mi nie uwierzyła.
- Żartujesz sobie?- zapytała, patrząc na mnie z przymrużonych powiek.
- Mówię absolutnie serio — powiedziałam uśmiechając się.
- Dobra, muszę znaleźć ci jakieś zaklęcie chroniące.
- Jesteś najlepsza! - krzyknęłam, odchodząc.
Pokierowałam się do zachodniej części zamku, w której przebywał mój ojciec.
Zapukałam, po czym weszłam i zobaczyłam go siedzącego w gazecie z mamą pijącą herbatę obok.
- Dzień dobry słońce, coś się stało?- zapytał mężczyzna, podchodząc do mnie.
- Tato mam prośbę — oznajmiłam, pokazując mu najsłodsze oczka, jakie umiałam zrobić.
- A co to takiego?
- Chciałabym chodzić do ludzkiej szkoły- powiedziałam na jednym wydechu.
Gdzieś w oddali usłyszałam dźwięk upuszczonej filiżanki.
- Dobrze, zobaczymy, co da się zrobić skarbie — odparł, głaszcząc mnie po głowie.
Przytaknęłam mu i się tylko uśmiechałam.
- Jutro przed bramą wyjeżdżamy, by zakwalifikować cię do szkoły. Pamiętaj, że musisz się ładnie ubrać.
- Jasne tato — odpowiedziałam, po czym pożegnałam się z rodzicami i udałam się do schronu po swoje rzeczy.
Nie miałam ich tam wiele, ponieważ reszta ubrań itd., znajdowała się w mojej komnacie.
Kilka minut później byłam już w drodze do swojego pokoju. Nie przebywałam w nim za często, ponieważ szkoła wojskowa dla dhampirów oferowała swoje zakwaterowanie.
Nie miałam dużo czasu z powodu zaczynającego się kolejnego zwiadu pobliskich terenów.
Zdążyłam jednak wybrać najbardziej ludzkie ubrania, jakie miałam. Odłożyłam walizkę z rzeczami na łóżko i wróciłam na plac szkolny.
Na całe szczęście udało mi się nie spóźnić.
- W dwuszeregu zbiórka! - krzyknęła trenerka. - W prawo zwrot! Marsz!
Wszyscy jak na zawołanie ruszyliśmy w stronę bram, które powoli się otwierały.
Nie zwalniając tempa, podzieliliśmy się na grupy pięcioosobowe w celu dokładnego przejrzenia terenu.
Razem z Aaronem i kilkoma innymi dhampirami, udaliśmy się w kierunku lasu.
Nie zagłębialiśmy się jednak w ten rejon, tylko przed nim stanęliśmy.
Przez wieczorną porę nie było to odpowiedzialne, żebyśmy szli w stronę śmierci. Nasłuchiwaliśmy w ciszy czy aby na pewno nikogo tutaj nie było.
Kiedy patrol dobiegł końca, zebraliśmy się przed bramą, by po chwili wejść do środka.
- Dziwne, nigdy nie odpuszczali żadnej nocy, a dziś nikogo nie spotkaliśmy — powiedziałam w stronę Aarona.
- Wiesz, może przestraszyli się mojego uroku osobistego — odparł, kręcąc głową i mrugając do mnie okiem.
- Gdyby tak było, to już dawno by pozdychały — mruknęłam, kładąc się na łóżku.
- Dobranoc — rzuciłam w jego stronę po chwili milczenia i odwróciłam się, powoli zasypiając, modląc się, bym zasnęła na, chociaż trzy godzinki.
Jutro będzie wielki dzień.
CZYTASZ
Never Say Never
Viễn tưởngDhampirka Lauren C. postanawia zacząć uczęszczać do ludzkiego liceum. Przez przypadek dziewczyna trafia na dość porywczego mężczyznę - Siriusa. Spotkanie z facetem odmienia życie bohaterki i stawia na jej drodze wiele nowych sytuacji. Czy Lauren por...